
[h6]Fot. pixabay.com[/h6]
[h2]Niedawno kolarski świat obiegła informacja o pierwszym przypadku wykrycia dopingu mechanicznego w kolarstwie. 19-letnia Fiemke van den Driessche jechała na rowerze z silniczkiem, który został znaleziony przez komisję sprawdzającą sprzęt. Belgijka została zdyskwalifikowana i ukarana wysoką grzywną – jej sprawa jest w toku – a UCI ma twardy orzech do zgryzienia, jeśli chodzi o dalsze działania w bieżącym sezonie.[/h2]
Oczywiste jest, że konieczne są daleko idące obostrzenia w przeprowadzaniu kontroli sprzętu kolarzy. Sprawa jest tym bardziej paląca, że ASO (Amaury Sport Organisation) – organizator takich wyścigów jak Tour de France, Vuelta a Espana czy Paryż-Nicea zapowiedział, że jego imprezy w 2017 roku nie wejdą do klasyfikacji World Tour UCI, jeśli związek nie upora się z problemem mechanicznego dopingu.
[h3]Oszustwo czy nieporozumienie?[/h3]
Jeśli chodzi o rower Belgijki, sprawa jest zarówno szokująca, jak i zawikłana. Van den Driessche twierdzi, że wzięła udział w Mistrzostwach Świata w Cyclocrossie
na nie swoim rowerze. Mechanik drużyny zamiast sprzętu należącego do niej, przez pomyłkę dał jej na start rower innego zawodnika. Co więcej, zawodnik ten się ujawnił i podtrzymuje wersję koleżanki. To 39-letni
Nico Van Muylden, przyjaciel rodziny zawodniczki. Jak to się w ogóle mogło stać? Dalsze wyjaśnienia brzmią już nie tylko jak fatalne nieporozumienie, ale jak scenariusz telenoweli. Van Muylden w zeszłym roku kupił nieszczęsny rower od Fiemke, a w dniu wyścigu przyjechał jej kibicować, postawił rower przy samochodzie teamu, a mechanik wziął go za rower zawodniczki. Na marginesie – Van Muylden przyjechał tam razem z bratem van den Driessche,
Nielsem, który jest w trakcie odbywania
kary za doping farmakologiczny w postaci EPO. Sprawa jest jednak jeszcze ciekawsza, ponieważ po niefortunnym wydarzeniu zawodniczka udzieliła wywiadu dla telewizji, w którym pokazuje się razem ze swoim ojcem. Po emisji nagrania właściciel pobliskiego sklepu zoologicznego rozpoznał w mężczyźnie złodzieja “towaru” ze swojego sklepu – dwóch papug.
[h3]Sytuacja bez precedensu?[/h3]
Czy przypadek van den Driessche jest zupełną nowością w świecie kolarstwa? Można przypuszczać, że niekoniecznie.
Bradley Wiggins twierdzi, że w zawodach z cyklu World Tour mogły być już podobne wydarzenia. –
UCI sprawdza rowery od pięciu lat. Do tej pory niczego nie znaleźli, ale to nie znaczy, że nikt wcześniej nie jeździł na rowerze z silnikiem – mówił Wiggins magazynowi “Cycling Weekly” –
Po mojej zeszłorocznej próbie pobicia rekordu świata w jeździe godzinnej mój rower został rozebrany na części w ramach kontroli antydopingowej. Cieszę się, że UCI nie ustało w poszukiwaniach. Warto w tym miejscu przypomnieć, że podejrzenia dotyczące mechanicznego dopingu pojawiały się między innymi podczas
Vuelta a Espana w 2014 roku, gdy rower Rydera Hesjedala po upadku kolarza wciąż kręcił tylnym kołem:
https://www.youtube.com/watch?v=ynLMfzLTc8M
[h3]Ironman z silnikiem?[/h3]
Naturalną koleją rzeczy pojawia się pytanie, czy w triathlonie również zdarzają się przypadki dopingu mechanicznego. Skoro nawet w kategoriach age groupersów bywają zawodnicy, którzy nie cofają się przed ewidentnym i niebezpiecznym dla zdrowia dopingiem, takim jak EPO, można sądzić, że wspomaganie sprzętowe także bywa w zasięgu ich zainteresowań. Czy ITU i/lub IRONMAN podejmą działania w związku z tym precedensem? Można by oczekiwać tego zwłaszcza od drugiego z wymienionych.
Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na
Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym
Instagramie! Psst... Ocenisz nasz artykuł? 😉