
[h6]Fot. Istockphoto.com[/h6]
[h2]Wstaję rano, za oknem szaruga, a temperatura raczej nie sprzyja wychodzeniu. Do tego mały w nocy urządził sobie pogaduchy trwające niemal 2 godziny, więc jestem lekko mówiąc “niedospana”. Teraz aniołek uśmiecha się swoją bezzębną jeszcze buźką wymachując nóżkami na zbliżającą się porę spacerową. A ja w głowie opracowuję plan jak podczas spaceru zrobić trening biegowy.[/h2]
Bo trening musi być. Jeśli raz bym odpuściła, to i później ciężko o mobilizację. Poza tym jeśli nie zrobię go na spacerze, to wieczorem mogę zapomnieć o wychodzeniu. Taki to los matki biegaczki. A przynajmniej taki to już mój los. Gdy na początku mijam z małym sąsiadów z okolicy na ich twarzach (przynajmniej na części z nich) widziałam zdziwienie i pytanie “Po co się tak katować?”. Jeden starszy pan z uśmiechem na twarzy zapytał “Kilogramy chce się zgubić?”. Powiedziałam, że tak i pobiegłam dalej. Ale głównie, spotykam się raczej z reakcjami pozytywnymi i mobilizującymi do dalszego biegu.
Ale tym co nadal zastanawiają się po cóż świeżo upieczona matka wychodzi z wózkiem i dzieckiem na trening, lub idzie na samotne długie wybieganie po nieprzespanej nocy odpowiadam: dla zdrowia. I to niekoniecznie tego fizycznego. Chwila biegu daje mi poczucie, że jeszcze jest gdzieś we mnie ta stara wersja mnie, że nadal mam jakieś życie poza domem i juniorem. Mimo, że są dla mnie najważniejsi, to jednak nadal mam swoje marzenia. Nadal chcę mieć to poczucie wewnętrzne siły po ciężkim treningu lub ponownego złamania życiówki. A jedno i drugie niestety wiąże się z ciężką pracą. Jeszcze w ciąży obiecałam sobie, że wrócę do biegania, że znów pobiegnę na królewskim dystansie. To właśnie w obawie, że zrezygnuję z treningów w okresie zimowym już teraz zapisałam się i opłaciłam udział w wiosennym maratonie. Poza tym, po biegu jestem bardziej rozluźniona, uśmiechnięta. A na tym korzystam nie tylko ja, ale cała moja rodzina.
Trening z małym nie zawsze wygląda tak jak bym sobie tego życzyła. Podstawa to dobry wózek, specjalnie przystosowany do treningów z dzieckiem. My zakupiliśmy Babyjogger’a Fit. Jest lekki, zwrotny i szybko się składa – tym samym idealny, gdy trzeba go przetransportować w samochodzie lub wnosić i znosić po schodach. Niezwykle ważne są duże pompowane koła, które pozwalają na szybkie toczenie się wózka podczas biegu. Do naszego modelu, który oryginalnie jest spacerówką dokupiliśmy specjalne adaptery pozwalające podłączenie gondoli oraz umożliwiające zamontowanie fotelika samochodowego. Tym samym, mamy w pełni funkcjonalny pojazd dla naszego młodego.
Gdy już zaopatrzyliśmy się w wózek musiałam się przyzwyczaić do samego treningu z obciążeniem. Nie oszukujmy się, ciężko z młodym o trening szybkościowy. Chociaż nie jest to niewykonalne. zwłaszcza w przypadku treningu z narastającym tempem. Jednak ustalając drogę zawsze wybieram taką, która daje możliwość przeprowadzenia biegu po asfalcie. Tym samym małym nie trzęsie, a ja mogę dostosować tempo do moich możliwości.
Zazwyczaj mały pada chwilę po tym, jak ułożony w gondolce znajdzie się na świeżym powietrzu. To znaczy tak było do końca 3 miesiąca. W 4. miesiącu zaczął jednak baczniej przyglądać się otoczeniu, i po dłuższym pobycie zaczyna marudzić. Dlatego przed każdym biegiem psychicznie nastawiam się, że być może nie uda mi się go zrobić w całości, być może będę musiała się gdzieś zatrzymać, lub wracać spacerkiem do domu. Z tego względu na dłuższe wybiegania junior zostaje oddelegowany na spacer z ojcem, a ja cieszę się odrobiną wolności. Ale, żeby nie było tak kolorowo, mimo chwilowego “wychodnego” myślami cały czas zastanawiam się czy właśnie nie daje popisu płaczu (niestety, ale my kobiety tak mamy). Nie wybieram więc jakichś bardzo odległych tras, a raczej robię koło, z którego w krytycznym momencie mogłabym szybko wrócić do domu.
Wieczorne treningi poszły jak na razie w niepamięć, odkąd godzina przechodzenia młodego w tryb stand-by jest nieznana. Dodatkowo w okresie zimowym zmotywowanie się do wieczornego wyjścia naprawdę wymaga jeszcze większej determinacji. Zdecydowanie wolę zerwać się o poranku i pójść na szybki trening (np. po porannym karmieniu, gdy mały jeszcze dosypia). Po takim treningu naprawdę mam więcej energii do całodziennej zabawy z synkiem.
Podsumowując, nawet jak za oknem jest parszywie, temperatura nie zachęca do wychodzenia, a przede mną cięzki trening, zwlekam się z łóżka i idę – bo wiem, że jak go nie zrobię teraz, to za godzinę mogę już nie mieć możliwości. A wtedy humor ucieknie, ja będę skwaszona, a moje wyrzuty sumienia będą mi mówić “A mogłaś iść na trening …”.
Wiec idź na trening mamo, póki możesz!
Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na
Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym
Instagramie! Psst... Ocenisz nasz artykuł? 😉