Kiedy zaczynała biegać jako 13-latka, najdłuższym dystansem olimpijskim, na jakim mogły rywalizować kobiety było 800 m. Wówczas jeszcze nie mogła spodziewać się, że w przyszłości aż 4-krotnie wystartuje w maratonie na igrzyskach olimpijskich, a na jednych z nich zdobędzie nawet medal. Była aktywną obserwatorką tego, jak świat sportu w latach 80. XX w. ulegał wielu zmianom. Świat Lorraine zresztą również.
[h3]Od choroby do pasji[/h3]Lorraine Moller urodziła się 1 czerwca 1955 r. w niewielkiej miejscowości Putaruru na północy Nowej Zelandii. Jako dziecko nie zapowiadała się na wielką sportsmenkę. Była raczej nieśmiała, skryta w sobie i chorowita. Jednym z najmocniejszych wspomnień z jej dzieciństwa jest zanikający odgłos kroków jej mamy, gdy jako 5-latka musiała spędzić wiele tygodni w szpitalu ze względu na schorzenie nerek.
A nie była to błaha sprawa. Postępująca choroba powodowała, że lekarze twierdzi, iż dziewczyna nie przeżyje. Jej mama jednak nie poddała się i postanowiła szukać ratunku, łapiąc się wszelkich rozwiązań, które mogłyby pomóc jej córce. W końcu, dzięki terapii alternatywnej, choroba z czasem zaczęła ustępować, a Lorraine… od tamtej pory zawsze miała na pieńku z lekarzami.
Kiedy odzyskała zdrowie i siły, okazała się bardzo aktywną osobą. Jako nastolatka odkryła w sobie pasję do biegania. Jak sama przyznawała po latach, dawało jej to poczucie wolności i swobody. Jej nowe hobby stało się „zaraźliwe” i już wkrótce na treningach dołączył do niej jej ojciec Gordon. Złapał biegowego bakcyla i będąc już po „50” pokonał maraton w czasie 2:51!
Sama Lorraine znalazła sobie także trenera, którym był John Davies – brązowy medalista olimpijski w biegu na 1500 m z 1964 r. z Tokio. To właśnie dzięki niemu poznała Arthura Lydiarda i jego filozofię treningową, której stała się orędowniczką. A jej trening już wkrótce zaczął przynosić naprawdę doskonałe rezultaty.
[h3]Pierwsze starty i treningowy maraton[/h3]Na początku swojej biegowej kariery Moller, charakteryzująca się dużą wytrzymałością, skupiała się na najdłuższych dystansach, na jakich mogły rywalizować kobiety, czyli biegu na… 800 m. Jako 19-latka reprezentowała Nową Zelandię na Igrzyskach Wspólnoty Narodów, gdzie zajęła 5. miejsce z czasem 2:03,63. O tym, jak dużego kalibru jest to wynik niech świadczy fakt, że do dziś, po ponad 40 latach czas ten wciąż jest rekordem Nowej Zelandii w kategorii juniorek!
Pod koniec lat 70. Moller przeniosła się do USA, podążając z jednej strony za karierą sportową, z drugiej za Ronem Dawsem – maratończykiem, olimpijczykiem z Meksyku, którego wkrótce poślubiła. Daws stał się jej trenerem i to właśnie pod jego „skrzydłami” pokonała swój pierwszy maraton, którego… nie planowali.
W ramach Grandma’s Marathon w Duluth w 1979 r., miała przebiec jedynie 20 mil w formie treningowego długiego wybiegania. Kiedy jednak dotarła do tego momentu i okazało się, że jest liderką wśród kobiet, postanowiła kontynuować bieg. Wygrała rywalizację z czasem 2:37:37 – o 20 minut lepszym niż dotychczasowy rekord trasy kobiet! Był to wówczas także 6. najlepszy w historii wynik w kobiecym maratonie. Z treningowego biegu!
Lorraine Moller odkryła w sobie talent do biegów długich, a świat przekonywał się, że kobiety mogą bez przeszkód rywalizować na dystansach znacznie dłuższych niż 800 m. Jednak okazało się, że trudno połączyć karierę sportową z życiem prywatnym. Mając okazję zwiedzać świat, jeżdżąc na różne imprezy, jej więź z mężem słabła, aż w końcu zdecydowali o rozwodzie. Moller nie ukrywała później, że jej tryb życia w znacznym stopniu się do tego przyczynił. Zresztą, fakt, że jej mąż był także jej trenerem, również nie ułatwiał relacji.
[h3]Bostoński skalp[/h3]Po rozstaniu z Ronem Dawsem Lorraine Moller zaczęła szukać sobie nowego trenera. Skontaktowała się ze swoim rodakiem Dickiem Quaxem, który także w swoich planach inspirował się szkołą Arthura Lydiarda. To właśnie pod jego skrzydłami biegaczka pokonywała najdłuższe tygodniowe dystanse (nawet 200 km). Jednak Quax nie trenował jej bezpośrednio – stanowił raczej kogoś w rodzaju konsultanta, gdyż on mieszkał w Nowej Zelandii, a Moller wciąż pozostawała w USA.
Kariera Lorraine nabrała rozpędu. Po sukcesie w Grandma’s Marathon w 1979 r. wygrała kolejne 2 edycje tej imprezy, przesuwając rekord trasy i rekord życiowy poniżej granicy 2:30 (2:29:35). Wygrała także aż 3-krotnie ówczesne mistrzostwa świata kobiet w maratonie (Avon Women’s World Marathon Championship). Jedna z edycji mistrzostw odbyła się w Londynie i rozegrano ją na rok przed 1. edycją słynnego Maratonu Londyńskiego:
Równolegle wciąż reprezentowała swój kraj w biegach na stadionie i w 1982 r. wywalczyła 2 brązowe medale na Igrzyskach Wspólnoty Narodów na 1500 m i 3000 m. Jednak jej największe sukcesy miały dopiero nadejść.
W 1984 r. po raz pierwszy na igrzyskach olimpijskich miał odbyć się maraton kobiet. To było wielkie wydarzenie w historii biegów. Jako czołowa maratonka Moller oczywiście chciała wziąć w nim udział, jednak musiała osiągnąć minimum olimpijskie. Ostatnią szansą, by je wypełnić był dla niej maraton w Bostonie w 1984 r. Przez długi czas liderką biegu była jej rodaczka Allison Roe, jednak Moller dogoniła ją na słynnym Heartbreak Hill i objęła prowadzenie. Nie oddała go aż do mety, zdobywając olimpijski paszport i wygrywając tę prestiżową imprezę.
[h3]Na olimpijskiej ścieżce[/h3]Igrzyska w Los Angeles w wykonaniu Moller były udane. Poprawiła rekord życiowy (2:28:54) ale nie wywalczyła medalu. Jej 5. miejsce pozostawiło uczucie niedosytu. W kolejnych sezonach wygrywała duże imprezy, m. in. 3-krotnie kobiecy maraton w Osace, zdobyła też srebrny medal podczas Igrzysk Wspólnoty Narodów w Edynburgu w maratonie (kilka dni po zajęciu 5. miejsca na 3000 m), jeszcze bardziej śrubując swój rekord życiowy (2:28:17), ale kolejne igrzyska olimpijskie okazały się rozczarowaniem. W Seulu Moller zajęła dopiero 33. miejsce. Wiele osób wieszczyło koniec kariery 33-letniej wówczas biegaczki.
Nowozelandka postanowiła jednak kontynuować swoją przygodę ze sportem i w sezonie 1989 odzyskała pewność siebie. Największym zastrzykiem motywacji było zwycięstwo w Osace, gdzie w bezpośrednim pojedynku pokonała mistrzynię Europy, mistrzynię świata i mistrzynię olimpijską – Portugalkę Rosę Motę. W tamtym sezonie jeszcze raz wystartowała w Japonii odnosząc kolejne maratońskie zwycięstwo, tym razem w Hokkaido Marathon w Sapporo.
Czując, że ma w sobie jeszcze siły, by rywalizować na najwyższym światowym poziomie, Moller postanowiła spróbować swoich sił w olimpijskim maratonie po raz 3. Czuła wewnętrznie, że wciąż ma jeszcze coś do osiągnięcia i to właśnie na igrzyska w Barcelonie postanowiła przygotować się jak najlepiej. W tym celu wcześniej wybrała się do Hiszpanii, by zapoznać się z lokalnymi warunkami, pogodą i poznać trasę.
Do startu na igrzyskach w Barcelonie, głównie z powodu kontuzji, nie przystąpiło wiele czołowych zawodniczek, jak Rosa Mota, Greta Waitz, Ingrid Kristiansen, Uta Pippig czy LizMcColgan. To, oraz specyficzne przygotowania, jakie prowadziła Moller zwiększały jej szanse na sukces. I rzeczywiście, udało się jej. W wieku 37 lat zdobyła brązowy medal olimpijski, dobiegając do mety z czasem 2:33:59. Jednak, jak po latach wspominała w wywiadzie z Garym Cohenem, bezpośrednio po zawodach Nowozelandka… nie była zadowolona.
W momencie ataku, biegłam ramię w ramię z Yuko Arimori (późniejsza srebrna medalistka) i musiałam zdecydować, czy ruszam z nią, by gonić Valentinę Yegorovą, ale postanowiłam zagrać bezpiecznie i nie zrywać tempa. Yuko w końcu dogoniła Yegorovą i ścigały się aż do mety. Luka, jaka powstała wtedy była dla mnie już nie do zniwelowania, więc utrzymałam 3. miejsce do końca. Później zastanawiałam się, co by było gdybym ruszyła z Yuko, zamiast trzymać się z tyłu?
Chociaż po latach uznała ten bieg za swój największy sukces sportowy, to niedosyt sprawił, że Moller zdecydowała się kontynuować karierę przez kolejne 4 lata. Udało jej się zakwalifikować na igrzyska w Atlancie w 1996 r., gdzie zaliczyła swój 4. w karierze olimpijski maraton. Jednak w wieku 41 lat nie była już w najwyższej formie i dobiegła na 46. pozycji z wynikiem 2:42:21. Mimo wszystko uznała, że właśnie ten start pozwolił jej poczuć, że sportowo jest spełniona.
[h3]Życie po bieganiu[/h3]Tak długa kariera sportowa nie pozostała bez wpływu na życie prywatne Lorraine. Ponownie wyszła za mąż i chciała mieć dzieci, jednak aż 4-krotnie poroniła. Lekarze twierdzili, że ze względu na eksploatację organizmu i wiek, szanse na to, iż zostanie mamą są bliskie zeru. Jak tłumaczyła w rozmowie z Garym Cohenem, Moller uznała to za… pozytywny znak.
Lekarze stwierdzili, że moje szanse na urodzenie zdrowego dziecka wynoszą ok. 0,1%. Ale wiedziałam, że moje szanse na to, że dostanę się na igrzyska i zdobędę olimpijski medal były jeszcze mniejsze. Ta świadomość pozwalała mi zachować pozytywne nastawienie i przekonanie, że w końcu mi się uda. I jestem teraz dumną mamą i mam drugą karierę.
Na przekór przewidywaniom lekarzy, Moller urodziła córkę, mając 45 lat. Od tego czasu, oprócz poświęcenia się rodzinie, zdecydowała się szerzyć filozofię treningową Arthura Lydiarda. Została jedną z założycielek Fundacji Lydiarda i do dziś można spotkać ją na niektórych biegowych wydarzeniach. W 2007 r. wydała autobiografię pt. „On the Wings of Mercury”, w której przedstawiła historię swojego życia oraz kariery sportowej. Niestety, książka nie doczekała się tłumaczenia na język polski.
Jeżeli interesuje Was, jak Lorraine Moller dochodziła do swoich sukcesów i jak wyglądał jej trening, przeczytajcie artykuł na ten temat w najnowszym wydaniu e-tygodnika Magazyn Bieganie:
Szanuję, ciekawa historia