Zająców możemy spotkać na coraz większej liczbie imprez biegowych. Pacemakerzy dyktują tempo nie tylko najlepszym zawodnikom. Coraz częściej możemy spotkać ludzi z balonikami prowadzących grupy biegaczy na konkretne czasy, które są celem wielu amatorów. Chcecie złamać 3 godziny w maratonie? Biegnijcie za zającem. Marzy Wam się „1” z przodu na dystansie 21,097 km? Na wielu największych półmaratonach w Polsce organizatorzy zapewnią Wam pacemakera, który będzie dyktował tempo na wynik tuż poniżej 2 godzin. Dzięki człowiekowi z balonikami Wasze szanse na końcowy sukces rosną. Ale czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego tak się dzieje?
[h3]Drafting[/h3]Pierwsze wytłumaczenie, jakie przychodzi do głowy w odpowiedzi na pytanie, dlaczego „zającowanie” przynosi korzyści to działanie na zasadzie draftingu. Pochodzący z kolarstwa termin określa sposób jazdy w grupie, umożliwiający zawodnikom oszczędzanie energii. Zawodnik jadący z przodu wytwarza tunel powietrzny, zmniejszając opory powietrza dla tych jadących za nim. Ci z tyłu z kolei zmniejszają zawirowania powietrza powstające za prowadzącym, co również nieco ułatwia mu jazdę. Oszczędność energii wynikająca z draftingu jest szacowana nawet na 40% (dla tych jadących z tyłu).
Problem w tym, że korzyści z „biegowego draftingu” nawet, jeśli występują, nie są aż tak znaczące. Prędkość najszybszych biegaczy ma się nijak do średniej prędkości kolarskiego peletonu, nie wspominając już o tempie większości amatorów. A trzeba pamiętać, że korzyści z draftingu są tym większe, im wyższa prędkość. Nawet biegnąc cały czas „na plecach” innego zawodnika nie możemy liczyć na efekt tak pokaźny jak w kolarstwie. Oczywiście w przypadku biegu pod silny wiatr schowanie się za kimś na pewno pozwoli zaoszczędzić nieco energii, ale wciąż nie będą to zyski rzędu kilkudziesięciu procent.
[h3]Kluczem jest kontrola[/h3]Inną z korzyści, o jakiej mówi się w kontekście biegania z zającem jest to, że zawodnik nie musi kontrolować tempa biegu. To zadanie pacemakrera, za którym biegacz może po prostu bezmyślnie podążać. Owa “bezmyślność” to słowo-klucz. Zdaniem irlandzkich badaczy (Noel E. Brick, Tadhg E. MacIntyre, Mark J. Campbell), którzy postanowili przeanalizować m.in. korzyści psychologiczne, jakie wynikają z braku konieczności kontrolowania tempa, to może być kluczowa korzyść płynąca z biegu za zającem.
[h6]Bieg za zającem to nie tylko korzyści fizyczne. Fot. Sportografia.pl[/h6]Jak tłumaczą badacze, człowiek posiada 2 główne systemy kontroli kognitywnej wykorzystywane podczas wysiłku wytrzymałościowego – tzw. aktywny i reaktywny. Ten pierwszy napędzany jest poprzez wyznaczone cele – na podstawie tego, co chcemy osiągnąć oraz naszej wiedzy i doświadczenia kieruje naszą uwagę w określonym kierunku. Przy jego udziale analizujemy tempo, sprawdzamy międzyczasy, przeliczając czy jesteśmy w stanie utrzymać aktualny poziom wysiłku do końca biegu. Jest to aktywne działanie naszego mózgu, wymagające zaangażowania zasobów energetycznych. System reaktywny natomiast działa w sposób bardziej automatyczny i jest aktywowany poprzez zewnętrzne bodźce. Tym samym wymaga zdecydowanie mniejszego zaangażowania zasobów energetycznych.
Badacze zaaranżowali serię prób czasowych na dystansie 3 km dla biegaczy. Podczas pierwszej próby kontrolę tempa pozostawiono biegaczom. Po zakończeniu próby zapytano ich o to, na czym skupiali się podczas biegu. Odpowiedzi biegaczy brzmiały: kontrolowanie tempa, pokonanego dystansu oraz próba rozbicia w myślach dystansu na mniejsze segmenty, co sugerowało zaangażowanie zarówno aktywnego jak i reaktywnego systemu kontroli.
Podczas drugiej próby badacze mieli na celu imitowanie biegu za zającem i to oni kontrolowali tempo. Chociaż czasy biegaczy podczas pierwszej i drugiej próby okazały się takie same (różnice nieistotne statystycznie), zawodnicy wskazali, że w trakcie biegu skupiali się na innych czynnikach niż w trakcie pierwszej próby. Tym razem w centrum uwagi były takie rzeczy jak zrelaksowanie się podczas biegu i utrzymanie ekonomicznego sposobu poruszania się – co wskazywało na większe zaangażowanie reaktywnego systemu kontroli. Co ciekawe, podczas drugiej próby średnie tętno biegaczy było o 2% niższe niż wtedy, kiedy sami byli odpowiedzialni za kontrolę tempa. Zdaniem badaczy, kontrolowanie tempa przez osobę z zewnątrz pozwoliło biegaczom zaoszczędzić cenne zasoby energetyczne dzięki zmniejszeniu zaangażowania aktywnego systemu kontroli kognitywnej.
[h3]Wyłącz myślenie![/h3]Jakie znaczenie mają wyniki tego badania dla rzeszy biegaczy? Jeśli chcecie osiągnąć na zawodach określony wynik i macie taką możliwość, skorzystajcie z pomocy zająca! Co istotne, chociaż bieg za kimś może przynieść pewne korzyści fizyczne (np. osłona przed wiatrem), nawet sam bieg w grupie może okazać się bardzo cenny z punktu widzenia oszczędności energii. To oznacza, że nie zawsze musicie dosłownie chować się za plecami pacemakera. Wszystko dlatego, że problem dyktowania i utrzymania właściwego tempa zostaje scedowany na zewnątrz. Dzięki temu zamiast spoglądać co chwilę na wskazania zegarka czy szukać usilnie znaczników kolejnych kilometrów, możecie po prostu wyłączyć myślenie i starać jak najbardziej zrelaksować się, oszczędzając cenną energię na końcowe etapy biegu. A wtedy możecie już nie martwić się zającem, tylko pędzić do mety, ile fabryka dała!