[h6]Fot. pixabay.com[/h6]
[h2]Długie wybieganie większości amatorom kojarzy się ze spokojnym jednostajnym przemierzaniem dziesiątek kilometrów. Podobno potrzebne, zazwyczaj nudne. Znajduje się jednak zawsze na którymś etapie przygotowań maratońskich i triathlonowych na długim dystansie.[/h2]
Rzeczywiście gdy taka jednostka treningowa traktowana jest za każdym razem jednakowo, a co gorsza na tej samej trasie, może stać się pańszczyzną do odrabiania. Okazuje się jednak, że długie wybieganie wygląda inaczej w przypadku zaleceń stosowanych przez wielu renomowanych trenerów. Polaryzacja tych propozycji nasila się wraz ze wzrostem poziomu stosujących ich zawodników. Sam jestem zdania, że zdecydowana większość amatorów nie potrzebuje specjalistycznych bodźców w początkach swojej sportowej kariery. W każdym razie nie do czasu, gdy najprostsze metody przynoszą jeszcze progres. Jednak dla zawodników, którzy zaczynają osiągać naprawdę szybkie czasy, urozmaicenie treningu, uczynienie go nieco bardziej wymagającym przynosi zazwyczaj nową jakość i dalszą poprawę rezultatów.
Co oznacza w tym przypadku szybko? Tu warto przyjrzeć się swoim wynikom w konfrontacji z innymi w tabelach grup wiekowych. Sam stosowałem pewien uproszczony sposób oceny własnych możliwości, który jeszcze całkiem nieźle sprawdzał się 2-3 lata temu (poziom wciąż wzrasta, więc dziś być może wymaga on pewnej korekty). Jeżeli trenujący amator do 40 lat, nie znajduje się w pierwszych 10% na liście wyników, nie ma szczególnej potrzeby stosowania skomplikowanego treningu. Należy budować bazę pod przyszłe sezony, pozwalając pracować w tle niedocenianemu często czynnikowi czasu. Przedział miedzy 10 a 5% najlepszych na mecie był strefą, gdzie można było już sięgać po bardziej wyrafinowane formy treningu, jeżeli tylko w naszej ocenie nie mieliśmy wyraźnego pola do poprawy w innej dziedzinie (waga, zakres ruchu, zwiększenie obciążeń). Będąc w pierwszych 5%, prawie zawsze specjalistyczny trening jest dobrym pomysłem, a często nawet jedyną opcją rozwoju. Dane powinniśmy czerpać z dużych imprez, gdyż tylko tam próbka może pełnić statystycznie istotną funkcję.
Jeżeli rozpoczęliśmy już drugą, a nawet trzecią młodość, liczby te należy urealnić, a często odnosić do kategorii wiekowych, nie generalnych. Czas po czterdziestce włącza drugi bieg, i nie warto z tym walczyć, bo nikomu w dłuższej perspektywie nie udało się jeszcze wygrać.
Czy oznacza to, że ten artykuł odnosi się do zaledwie 10 procent biegaczy, lub triathlonistów? Absolutnie nie. W tekście padło określenie „trenujący amator”, nie „każdy uczestnik biegu”. Imprezy sportowe pełne są dziś osób, które chwilę wcześniej wstały z kanapy i w najlepszym przypadku przebiegły kilka rundek po okolicy. I bardzo dobrze – ich czas jeszcze przyjdzie, a nikt nie rodzi się Usainem Boltem. Powoduje to jednak, że około połowa wyników to efekt spontanicznego zapału. Ci, którzy na lepszy lub gorszy trening wychodzą regularnie, znajdują się zazwyczaj znacznie wyżej na listach. Jednak jeżeli nawet trenując regularnie nie mieścisz się w omawianych przedziałach, poniższe propozycje wciąż mogą być dla ciebie bardzo przydatne. Pamiętajmy jednak wtedy o dostosowaniu intensywności i długości odcinków do własnych możliwości. W konsekwentnym rozwoju „za mało” jest często lepsze niż „za dużo”.
Przypominam, że wszystkie podawane przykłady przeznaczone są dla osób biegających maraton poniżej 3:30:00. Osoby wolniejsze oraz przygotowujące się do krótszych dystansów powinny te wartości odpowiednio do swoich potrzeb „przyciąć”.
Przytoczony powyżej sposób na zmiany tempa to metoda nie tylko na uciążliwych rywali, lecz również na poradzenie sobie z trudami trasy. Znacznie łatwiej zniesiemy zmienny wiatr czy krótkie podbiegi i zbiegi, potrafiąc kontrolować zróżnicowaną intensywność.
Przed nami długi okres przygotowań do kolejnego sezonu, polecam więc spróbować kilku z powyższych przykładów w terenie. Teoria jest ciekawa, ale dopiero praktyka przynosi pełna satysfakcję.
Artykuł pochodzi z magazynu “Triathlon”, będącego częścią miesięcznika “Bieganie”, grudzień 2014