Czytam regulaminy biegów masowych. Małych i dużych. I prawie w każdym na pierwszych miejscach jasno jest napisane, że jednym z celów organizacji jest propagowanie zdrowia, zdrowej kultury fizycznej, etc. W szczególności jest to cytowane w biegach, które szeroko korzystają z dotacji budżetowej, samorządowej czy też sponsoringu firm państwowych. A więc de facto korzystają z naszych wspólnych pieniędzy. W Polsce większość (jeśli nie wszystkie) biegów ulicznych jest organizowanych przy pomocy lokalnych samorządów i wspierane ze środków publicznych. I dobrze! Bo to jeden z sensowniej wydanych wspólnych obywatelskich pieniędzy. Wszystkie wskaźniki i badania dowodzą że pieniądze wydane na sport, kulturę fizyczna są dobrze spożytkowane i na pewno posłużą społeczeństwu. I będzie tych środków więcej. Bo już prawie wszędzie mamy kostkę brukową i oświetlenie. Mniej zatem lokalne samorządy będą wydawać na tzw. urbanistyczne projekty, a więcej środków przeznaczą na miękkie projekty. To szansa dla biegania, które przeżywa u nas złote czasy.
Czy jednak wszystkie te inicjatyw i drogi rozwoju naszego biegania służą zdrowiu? Tu mam kilka wątpliwości.
1. Częste starty
Pierwsza to bardzo popularny u nas model częstego brania udziału w zawodach. Nikt mnie nie przekona, że 7 maratonów rocznie, do tego z 9 połówek i kilkanaście mniejszych biegów – to propagowanie zdrowia. To raczej prosta droga do kłopotów zdrowotnych. Istnieje pewna grupa zapaleńców, którzy w tej metodzie znaleźli sens życia. I kolekcjonują medale i koszulki. Ale na nich patrzy dość duża grupa ludzi zaczynających swą przygodę z bieganiem. I wdraża tę modę. Modę na bieganie co niedziela w zawodach. Co gorsza w wielu amatorskich klubach biegacza (gdzie „guru” jest właśnie takim zapaleńcem) propaguje się taki styl uprawiania sportu powszechnego. Wg mnie – wszyscy trenerzy, portale poświęcone bieganiu, czy tzw. autorytety – powinni przestrzegać przed takim traktowaniem sportu amatorskiego. Ani to zdrowe, ani atrakcyjne. A w dłuższym okresie prowadzi do zmęczenia organizmu, przeciążeń, kontuzji i zwykłego zniechęcenia.
2. Życiówki
Mit ciągłego poprawiania i bicia rekordów. OK, progresja to sens sportu. To daje motywację, daje zadowolenie. Ale nie dajcie się zwariować. Nie każdy start to musi być życiówka. Na początku to przychodzi z łatwością. Później, jest już po górkę. No bo ile można trenować i startować pod taką presją? Poprawiajcie się, bijcie rekordy, ale nie zawsze i nie wszędzie. A po osiągnięciu pewnego wieku, 50 czy 55 lat, dajcie sobie całkowicie spokój z tą filozofią. Biegajcie dla przyjemności i dla ogólnej kondycji. Nawet jeśli utrzymacie swój poziom wynikowy – to dowód na to, że się poprawiacie.
3. Aspekty techniczne organizacji niektórych zawodów
Niestety obserwuję, że cześć tras, jakie proponują biegaczom organizatorzy jest zaprojektowana w sposób nieprzemyślany! To na pewno nie jest zdrowe bieganie. Wytyczenie pierwszego kilometra z górki (czasami z dość dużej) to prosta droga do degeneracji mięśni i poważnych przeciążeń. Większość amatorów nie stosuje rozgrzewki, nie umie profesjonalnie przygotować się do tak poważnych obciążeń na początku biegu. Często na trasie organizatorzy fundują nam strome podbiegi i jeszcze stromsze zbiegi! O ile sam podbieg nie jest większym zagrożeniem, to bardzo degenerujący jest niekontrolowany zbieg! Biegacze absorbują potężne przeciążenia na stawy i cały aparat ruchowy. Nie umiemy zbiegać. Tak szczerze, kto z Was trenuje zbiegi na treningach? Prawie nikt! A to bardzo duża i trudna umiejętność. A efekty tych przeciążeń pojawiają się dopiero po kilku lub kilkunastu dniach!
4. Biegi trailowe i tzw. “adventure”
W ostatnim okresie mamy istny boom na te niszowe konkurencje około biegowe. Też polecam swoim zawodnikom uczestniczenie w tego typu imprezach, bo prostu czasami trzeba spróbować czegoś innego. Ale do takich biegów trzeba być przygotowanym, mieć specjalistyczny sprzęt, wiedzę, i cały zasób umiejętności technicznych. A często początkujący adept w zwykłych, lekko zniszczonych butach asfaltowych, w bawełnianej koszulce, bierze udział w biegu anglosaskim w górach. Po kamieniach, błocie… Jak nie walnie kolanem w korzeń to na pewno kilkanaście dni będzie regenerował ponadrywane włókienka mięśniowe. Takie biegi to niewątpliwie przygoda i atrakcja, ale dla wysoce wytrenowanych i sprawnych osobników. Nie dla osoby biegającej 2 razy w tygodniu po 6-8 km, wieczorem po pracy, wokół swojego bloku.
5. Antyzdrowotne konkurencje
Wielu organizatorów, w tym kilku uważanych za tzw. autorytety, proponuje dziwne rywalizacje czy konkurencje. To niby po to, by „uatrakcyjnić” ofertę. Sztuczne napędzają frekwencję oferując wysokie nagrody. Ale nie ma możliwości by w piątek startować w biegu na milę, w sobotę w biegu na 10 km, a kończyć w niedzielę maratonem i nie beknąć za to w poniedziałek czy wtorek. Gdzie tu zdrowie, gdzie rozsądek? Kilka takich wyzwań i jestem przekonany, że kontuzja i wypalenie gotowe. Po prostu nie organizuje się zawodów w konkrecji “kto później otworzy spadochron”, bo to prowadzi wcześniej czy później do tragedii! I to wszystko z hasłami zdrowia.
Wyobrażacie to sobie w Polsce? Co by się działo na forach!
Zapraszam do dyskusji. Możecie po mnie „jechać”, najlepiej anonimowo, na forach.
[…] http://www.magazynbieganie.pl/polska-dziwny-kraj-bieganie-zdrowie-felieton/ […]
Zgadzam się z autorem. Mnie najbardziej razi propagowanie wysiłków coraz dłuższych. Maraton to pikuś. Teraz nastała moda na triathlony i osoby ze stażem sportowym często na poziomie młodzika porywają się na Ironmana. Wystarczy spojrzeć jak takie długie wysiłki kaleczą zawodników. Tracą oni dynamikę, są wiecznie zmęczeni, wręcz nie zdolni do funkcjonowania w codziennym życiu. Prędkość 5min na kilometr staje się ich prędkością startową… Dobrze, że organizatorzy igrzysk nie dają się ponieść tej fali wydłużania wysiłku bo ani to zdrowe ani atrakcyjne dla widza.
Szanowny Panie.
Wszystko o czym Pan pisze to prawda. Nie napisał Pan tylko, że znakomita większość startujących to osoby uzależnione. Dodatkowo, Pański apel do organizatorów jest słuszny z tym, że raczej nikt go nie wysłucha. Tak jak był Pan łaskaw napisać w Polsce jest wielki boom biegowy i,…wielki biznes. Apel do organizatorów o zdrowy rozsądek, to trochę oczekiwanie na to, że będą działać przeciwko sobie. Umieszczanie w regulaminów to oczywiście kompletne bzdury. Większość imprez biegowych, nie organizuje równolegle biegów dla dzieci oraz biegów na krótszych dystansach a jak wiadomo to one popularyzują bieganie a nie maratony. Pisząc o pewnych patologiach w środowisku biegaczy-amatorów warto wspomnieć o tym ile kilometrów przebiegają miesięcznie. Niestety, jest to często 500-600 km i jak Pan najlepiej wie, nie przekłada się to na nic, No może po za kontuzjami.
Do popularyzacji przeróżnych festiwali, często głupoty, swoją rękę również przykładają media, nie wyłączając pism specjalistycznych. Pojawia się co raz więcej imprez które mają więcej wspólnego z innym formami aktywności niż bieganie. Bieganie po miejskich ulicach jest nudne? No więc w góry. Było już pod górę, teraz będzie tylko z góry. Maraton mało? No to 6x maraton w 48 godzi, mało? No to może dzień po dniu,…prze miesiąc, rok. Ktoś to robi, ktoś się tym jara i sprzedaje jako wielki sukces, a tymczasem,…
Pozdrawiam.
A poza tym bieganie po betonowych chodnikach i po asfalcie nie ma nic wspólnego ze zdrowiem …
Witam.
Co do pojechania po Panu powiem tak. Jako biegający amator dziękuję za zdroworozsadkowe przypomnienie o idei biegania amatorskiego. Niemniej pokusa biegania i bycia tu i tam jest duża.
Pozdrawiam z czteroletnich przygotowań do maratonu. Kontuzji po drodze całe mnóstwo.
Zgadzam sie z autorem. Obawiam się jednak ze na razie jako społeczność nie dojrzeliśmy do tego i zanim przekaz dotrze do świadomości jeszcze parunastu maratończyków odda życie na trasie (niestety) grzebiąc bezpowrotnie marzenia swoje i zniechęci przy tym najbliższych do biegania. Dobrze jednak że mowi sie o tym, to ważne.
Dobrze,Pan zaznaczył iż sport wyczynowy jest zarezerwowany dla zawodowców,którzy wyjście na trening traktują jak swoją pracę.
Przeciętny Kowalski idąc na 8-10h do pracy 5-6x w tygodniu niestety podchodzi do treningu zbyt poważnie i próbuje dogonić zawodowców zbyt dużym kosztem. Organizm do pewnego momentu to wytrzyma,ale w pewnym momencie powie dość,posypie się nie tylko układ kostno-miesniowy Ale także hormonalny. Nie wspomnę już iż ten czas na trening jest wykradany z czasu na regenerację,sen i rodzine. Brakuje czasu na sen,na wybranie się na spacer z rodziną.sport to zdrowie Ale tylko w wymiarze rekreacyjnym. Wiem co mówię,bo sama doprowadziłam do skrajnego wyczerpania mój układ hormonalny sięgając 200km miesięcznie,mając 10jednostek treningowych w tygodniu włącznie z siłownią i basenem.dzis to wiem,drugi raz takiego błędu nie popełnia,niestety jazdy musi to przerobić we własnym zakresie,mam tylko nadzieję że skończy się tylko zimnym prysznicem i brakiem długotrwałych konsekwencji.
Powiem tak: zaczęłam lepiej/szybciej biegać i jestem mnie zmęczona, od kiedy biegam mniej, nie blisko 200 km tyg a około 100. Część biegania zastąpiła siłownia, część basen. Moja sylwetka jest teraz zupełnie inna, atletyczna wręcz. I nie jestem ciągle zmęczona 🙂
Cześć biegam ok 27 lat tylko 4 maratony w tym czasie. Moje błędy to za dużo tylko biegania. Musi być mądra siłownia, rower i pełna regeneracja. Ciągła walka o lepszy czas to droga nawet do kalectwa, głównie stawów. Są wielkie plusy. Organizm nietrenujacego dwudziestolstka, mam 56 lat. Teraz wychodzę bieg ok godziny teren leśny, drugi dzień rower do dwóch godzin i dzień przerwy. Zimą tylko klub fitness. Czasami basen, głównie masaże wodne. Dobre jedzonko i ok 9 godz snu. Polecam i pozdrawiam wszystkich