
[h2]Krajowi działacze sportowi nigdy nas nie zawodzą. Polski Związek Lekkiej Atletyki dawno nie rozpętał żadnej afery, w ostatnich dniach uderzono więc z grubej rury. Na mistrzostwa świata nie zabrano najlepszego polskiego sprintera ostatnich lat, twierdząc, że jest zbyt słaby. Na zawody pojadą natomiast jego wolniejsi koledzy z reprezentacji. Logiczne, prawda?[/h2]
Żeby zrozumieć genezę tej sprawy, trzeba zacząć od prostego i bezlitosnego stwierdzenia: męski sprint w Polsce od lat leży na dnie. Wiele mówi się o słabości biegów długich, niewielu natomiast kibiców zdaje sobie sprawę, że w sprintach jest jeszcze gorzej. Do rekordu Polski na 100 metrów nikt nawet nie zbliżył się od 35 lat. Na 200 i 400 metrów – od lat dwudziestu. Nasi biegacze kompletnie nie liczą się w międzynarodowej rywalizacji. Nie zmienia to jednak niczego w szkoleniu. Trenowaniem zawodników zajmują się nadal ci sami trenerzy, często panowie po 60-tce i 70-tce. Działacze sportowi, w większości ci sami od lat 70. XX wieku, pogrążeni są w błogim samozadowoleniu. Nikt nikogo nie rozlicza ze słabych wyników.
Ciemny obraz sprintu rozjaśniają pojedyncze sukcesy sztafet. W szczególności chodzi o sztafetę 4×400 metrów. Mężczyźni mieli swój moment chwały w zeszłym roku, kiedy pobili halowy rekord świata. Tydzień później co prawda szybciej pobiegli amerykańscy studenci, ale rekord ten nie został uznany. Podporą tamtego sukcesu był Karol Zalewski, rozgrywający sezon życia. To biegacz, który w 2015 roku był młodzieżowym mistrzem Europy na dystansie 200 metrów. Jako pierwszy polski sprinter od wielu lat zaczął pojawiać się na imprezach międzynarodowych – m.in. na 200 metrów biegał na igrzyskach olimpijskich oraz w finale mistrzostw Europy. Inni Polacy nie byli w stanie uzyskać minimum kwalifikacyjnego do występu w tych imprezach.
W ostatnich latach Karol Zalewski przekwalifikował się na bieganie 400 metrów. Z sukcesem – został podporą sztafety, z którą zdobył m.in. wicemistrzostwo Europy, poprawił wspomniany halowy rekord świata, a indywidualnie na 400 metrów osiągnął w zeszłym roku czas 45,11, dający trzecie miejsce w historii tej konkurencji w Polsce. W tym roku był najszybszym Polakiem na 400 metrów w hali oraz na stadionie. To jednak, jak wiadomo, za mało. Myli się ten, kto myśli, że żeby trafić do reprezentacji kraju, wystarczy być najszybszym. Trzeba jeszcze zdobyć serce selekcjonerów, od których zależy wszystko. Jeśli ktoś im się nie spodoba, nie ma zmiłuj. Możesz biegać rekordy świata, a i tak zostaniesz w domu.
To właśnie przytrafiło się Karolowi Zalewskiemu. Aby zrozumieć, dlaczego, trzeba wrócić do spraw organizacyjnych. W tym roku na mistrzostwa świata indywidualnie na 400 metrów nie zakwalifikował się żaden Polak. Zalewski był najbliżej tego osiągnięcia, kwalifikował się jednak tylko z listy rankingowej. Co jeszcze gorsze, na docelowe zawody kwalifikacji nie uzyskała także sztafeta 4x400m. Dla zawodników i trenerów to prawdziwy dramat. Stypendia, jakie uzyskują biegacze z Ministerstwa Sportu, zależą od miejsca w finałach międzynarodowych imprez, czyli od tego, czy zawodnik znajdzie się w pierwszej ósemce. Zasady te są zresztą dla sztafet bardzo wygodne. O ile maratończyk realnie ma minimalne szanse na miejsce w pierwszej ósemce ważnych zawodów (musi pokonać tabuny Kenijczyków i Etiopczyków), tak proszę pomyśleć – ile istnieje sztafet narodowych w Europie? A ile mocnych? Miejsce w pierwszej ósemce na wielu zawodach jest względnie łatwe do uzyskania, dlatego występy w sztafetach to dla sprinterów żyła złota. Stypendia uzyskują nawet biegacze rezerwowi. W reprezentacji jest aż sześć miejsc. Logiczne, że o awans toczy się zawzięta, zakulisowa wojna. A ten, kto decyduje o powołaniach, ma wielką władzę.
Skandale towarzyszą tym nominacjom od wielu, wielu lat. Nigdy nie było tak, że jedzie sześciu najszybszych. W końcu, w trosce o przejrzystość, ustalono zasady powoływania. Najszybsi w Polsce oraz medaliści mistrzostw kraju mają praktycznie pewne wejście do reprezentacji. Co jest zresztą logiczne.
Sęk w tym, że w obecnym sezonie sztafeta nie wywalczyła kwalifikacji. Na szczęście dla nas, próbując ratować spadającą popularność lekkiej atletyki, działacze światowego związku wymyślili, że w tym roku na mistrzostwach świata dodatkowo pobiegną sztafety mieszane: dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Ponieważ Polska została zaproszona do udziału, dla reprezentantów otworzyła się dodatkowa furtka: łącznie z rezerwowymi sześć miejsc do obsadzenia – trzy męskie i trzy kobiece.
Tymczasem nasze panie, po zatrudnieniu parę lat temu w reprezentacji młodego trenera, Aleksandra Matusińskiego, biegają mocno nie tylko w sztafecie, ale i indywidualnie. Z nimi w składzie osiągnięcie miejsca w pierwszej ósemce jest bardzo, bardzo realne. Oznacza to, że ten, kto dostanie się do mieszanej reprezentacji, ma wielkie szanse na stypendium. A zasady powołania owszem, istnieją, ale dotyczą sztafety 4×400 m mężczyzn i osobno 4×400 m kobiet. Nikt wcześniej nie wpadł na pomysł połączenia tych zespołów, więc nie ma oficjalnie zapisanych zasad dla sztafety mieszanej. A skoro nie ma, to wolno wszystko. Dlatego Karol Zalewski, mimo że jest najszybszym Polakiem na 400 m w tym i poprzednim roku, nie został włączony do składu.
W tle pojawiają się różnego rodzaju personalne rozgrywki, nieczytelne dla przeciętnego kibica. Ważne, że Zalewski jest w tym układzie ciałem obcym. Nie dość, że trenuje daleko, najpierw z trenerem, który nawet nie specjalizuje się w sprincie, a obecnie z młodym szkoleniowcem spoza układu, to jeszcze bezczelnie biega najszybciej w Polsce. Nic dziwnego, że w sztafecie go nie chcą. Poziom bezczelności został jednak przekroczony, gdy Krzysztof Kęcki, szef wyszkolenia PZLA, szerzej nieznany z sukcesów trenerskich, w szczególności biegowych, usiłował wytłumaczyć, że Zalewskiego nie powołano… ze względów sportowych. Najpierw wyciągnięto jednak wątek, nazwijmy go, obyczajowy. Otóż wezwano Zalewskiego przed komisję dyscyplinarną PZLA (tak, istnieje takie kuriozalne ciało), pod porażającym zarzutem, że… w czerwcu za późno przyjechał na zawody. Tak, dobrze czytacie. Nieważne, że jest najszybszy w kraju, że mamy wrzesień, ważne, że przyjechał za późno gdzieś tam w czerwcu. Punktualność to przecież poważna sprawa. Kto wie, czy biegacz poza tym nie miał np. zbyt krótkich spodenek.
Chciano zdyskwalifikować nieboraka za zbyt późny przyjazd, a w w wywiadach jego anonimowi (!) koledzy (!) z reprezentacji zarzucali, że na spotkaniu podczas obozu Zalewski trzymał nogi na stole. Kęcki doszedł jednak do słusznego wniosku, że publika może tego nie kupić. Bo, powiedzmy sobie szczerze, jako kibica nie interesuje mnie punktualność Zalewskiego, to, gdzie trzyma nogi, ani kolor jego bielizny czy preferencje muzyczne. Interesuje mnie, w jakim czasie przebiega 400 metrów. A on robi to najszybciej w kraju. Dlatego Kęcki dość mętnie zaczął tłumaczyć, że owszem, były zarzuty dyscyplinarne, ale ostateczna decyzja miała podłoże sportowe. Zupełnie pominął kwestię tego, że mówimy o najszybszym Polaku ostatnich dwóch lat na dystansie 400 metrów i jednego z czterech najszybszych w historii. Karol Zalewski poczuł się słusznie rozczarowany, napisał emocjonalny wpis na Facebooku, zainteresowały się tym media… Niczego to jednak nie zmieniło i nie zmieni, bo działacze sportowi w Polsce nie są w żaden sposób zależni od opinii publicznej czy nawet wyników sportowych. To państwo w państwie.
Tak wygląda w skrócie afera Zalewskiego, przewalająca się przez media sportowe, i taki mamy klimat na godziny przed rozpoczęciem mistrzostw świata. Działacze sportowi jak zwykle skradli show.
Sporo prawdy w artykule i jedno duże kłamstwo, które może być przez osoby uprawiające sport amatorsko zle odebrane. Zawodnicy sztafet, którzy nie wystąpili na imprezie mistrzowskiej chociażby w eliminacjach (czyli właśnie rezerwowi) nie otrzymują żadnego stypendium, związek nawet nie składa do MSiT wniosku o takie świadczenie. Należy poprawić. 🙂
Kłamstwo to trochę zbyt duże słowo ; ) Chodzi mi w tekście oczywiście o rezerwowych w finale. Powszechną praktyką jest puszczanie ich w eliminacjach (chyba że trener kogoś nie lubi). Wtedy nie biegnąc w finale i tak otrzymują medal i stypendium. Trudno to jednak rozwiązać sensowniej, a wspomniałem o tym głównie dlatego, że przeciętny człowiek nie ma o tym pojęcia. I nie wie, że w finale imprezy widzi czterech biegaczy, a medal może otrzymać sześciu.
Super artykuł
Sprawa jest kontrowersyjna i dobrze, że piszą o niej media, ale dla mnie ten tekst jest niestety skrajnie stronniczy. Brakuje tutaj szansy na wypowiedzenie się drugiej strony sporu, czyli PZLA, które z góry jest stawiane na pozycji atakującego. Zalewskiego natomiast Autor tekstu broni niemalże ślepo i lekceważy jego przewinienia. Spóźnienie na start prawie 24 godziny to nie jest małe spóźnienie i wielu trenerów tego nie zaakceptuje. To wyraz szacunku i do trenera i do całej drużyny. Zresztą, jeden z najlepszych i młodych polskich trenerów, czyli Tomasz Kryk – który z kajakarkami zdobył już ponad 50 medali największych imprez, w jednym z wywiadów mówił kiedyś, że jeśli zawodniczka spóźniła się kilka minut na wyjazd na zgrupowanie, to na nie nie jechała. Bo to jest właśnie szacunek do pracy i czasu, swojego, trenera i koleżanek z kadry.
W żadnej mierze nie uważam, żeby była to podstawa do wyrzucenia z kadry i Karol, w mojej ocenie, powinien jechać do Doha. Tutaj zgadzam się z Autorem tekstu i zachowanie PZLA odbieram negatywnie. Jednak tekst nie tylko jest słabo przygotowany merytorycznie i chyba bazuje jedynie na przekazach prasowych, a nie na rozmowie z chociażby przedstawicielami PZLA (a jednak obowiązkiem obiektywnego dziennikarza jest danie wypowiedzieć się obu oponentom). Już samo stwierdzenie o zaproszeniu do udziału w sztafecie mieszanej dla Polski jest zwyczajną bzdurą i rażącym brakiem wiedzy. Polacy, żeby wystartować musieli zdobyć kwalifikację, którą wywalczyli. Nikt ich nie zaprosił. Druga kwestia – już opisywana w komentarzu powyżej – to kwestia stypendiów. Raz, że pisanie o żyle złota, w przypadku miejsca ósmego na ME jest śmieszne (bo to jedynie ułamek podstawowej wielkości stypendium), to dwa jeśli ktoś nie biegnie wcale, to nie dostaje nic. A tutaj Autor przedstawił to tak, jakby samo znalezienie się w szóstce było już 100% gwarancją otrzymania stypendium. A to nieprawda. Taka osoba musi pobiec i musi pobiec dobrze na tyle, żeby sztafeta weszła do finału. I medal jest też jej zasługą – bo chociażby dzięki temu, że podczas ME w Berlinie w kwalifikacjach biegała Natalia Kaczmarek, to Justyna Święty mogła odpocząć i przygotować się do finału indywidualnego i finału sztafety. Takie przedstawienie informacji znacząco wprowadza w błąd.
Kolejna dla mnie (jako osoby siedzącej w dziennikarstwie) kwestia, to rażące atakowanie PZLA. Ja też dostrzegam ich błędy i winę, ale tutaj jest to bardzo stronnicze. Pisanie per niejaki o szefie wyszkolenia z gruntu stawia go w złym świetle. Dodatkowo absurdalne jest oczekiwanie, żeby szef wyszkolenia PZLA miał sukcesy trenerskie w każdej dyscyplinie LA. On nie ocenia tego przecież samodzielnie. Więc wybijanie go do personalnej odpowiedzialności i próba ośmieszenia są dla mnie bardzo słabe. Kolejna kwestia to pisanie o istnieniu komisji dyscyplinarnej jako o kuriozum. W każdej instytucji państwowej i większość dużych firm jest takie ciało. Zawodnik oraz pracownicy mają swoje obowiązki i są z nich po prostu rozliczani. Nie ma nic zaskakującego w istnieniu takiego ciała.
Bardzo żałuję, że ten tekst, który zapowiadał się dobrze, podejmował ważną medialnie i sportowo kwestię jest tak napisany. Zwłaszcza, że Autor, któremu nie można odmówić miłości do LA, zapomniał też wspomnieć o tym, że Karol przegrał chociażby podczas MP.
Diana, tekst nie jest opisem afery, która zaczęła się już tydzień temu, tylko subiektywnym do niej komentarzem, umieszczonym w dziale “felietony”. Na zarzuty odpowiadałem w dyskusji na Fb – sztafeta rzekomo zakwalifikowała się podczas World Relays – gdzie zaproszono 8 sztafet. Czy można się było nie zakwalifikować? Nawiasem mówiąc, Karol Zalewski był wtedy powołany do składu. Ale jest to sprawa absolutnie drugorzędna. Stypendia – można pobiec w eliminacjach, w finale być rezerwowym i otrzymać stypendium. Dość częsta sprawa w PZLA. Ale nie piszę o niej dlatego, żeby pokazać, że to słuszne czy niesłuszne, tylko żeby mniej zorientowanemu czytelnikowi pozwolić rozeznać się w realiach sprawy. Co do wyśmiewania szefa szkolenia – no cóż, podejmuje idiotyczne decyzje i idiotycznie się z nich tłumaczy. Dla mnie to wystarczający powód do wyśmiania, a uważam, że i tak potraktowałem go bardzo łagodnie. Nawiasem mówiąc, stanowisko “szefa wyszkolenia” uważam za absolutnie zbędne – co ten człowiek w ogóle robi konkretnego? Kwalifikacje powinny polegać na ustaleniu przez zarząd, na wniosek trenerów, odpowiednich norm i potem ten, kto je wypełni, jedzie na docelowe zawody. Ten, kto nie wypełnił, nie jedzie.
Tak czy inaczej, są to jednak sprawy drugorzędne. Meritum sprawy jest takie, że najszybszy polski 400-metrowiec nie jedzie na zawody z powodu absurdalnych czy wręcz idiotycznych zarzutów. I o tym opowiada mój – tak, szyderczy, trudno nie szydzić w tej sytuacji – felieton.
Streszczasz aferę bazując jedynie na wybiórczych faktach. Do tego po raz kolejny piszesz bzdury. Na World Relays STARTOWAŁO 18 SZTAFET MIESZANYCH, a do finału wchodziło 8 i to one wywalczyły kwalifikację.
Skrajnie głupie i zakłamujące jest też rozdzielanie eliminacji i finału na zasadzie, był rezerwowym w finale. I to nie jest właśnie przedstawienie sprawy, bo z tekstu wynika, że nie trzeba biegać wcale, by dostać stypendium.
Znasz jego kompetencje autorze? Czy nawet ich nie sprawdziłeś, tak jak liczby sztafet na WR?
Meritum jest takie, że Twój tekst powstał w oparciu o błędy merytoryczne i nierzetelną analizę.
Diana, takie zarzuty anonimowej czytelniczki brzmią mocno dyskwalifikująco dla Ciebie. Wstydzisz się przedstawić? A może nie jesteś żadną Dianą? Ja piszę pod nazwiskiem i nie oskarżam nikogo anonimowo, nie chce mi się dyskutować z wymądrzającym się anonimem. Do tego stosujesz prostą manipulację, banalną do rozszyfrowania: skupiając się na czynnikach pobocznych unikasz meritum tekstu: że to Karol Zalewski jest od dwóch lat najszybszym polskim 400-metrowcem, a z niewiadomych powodów nie został zabrany na mistrzostwa świata. World Relays, spóźnienia, trzymanie nóg na stole i inne bzdury nie mają tu najmniejszego znaczenia. A sam przebieg mistrzostw dokładnie udowodnił rację Zalewskiego – do medalu Polakom zabrakło pól sekundy, czyli tyle, o ile Karol jest szybszy od kolegów z reprezentacji.
Artykuł mocno tendencyjny i przedstawiający jedynie punkt widzenia Zalewskiego. Z błędami rzeczowymi – sztafeta mieszana nie została zaproszona tylko wywalczyła sobie kwalifikację. Po drugie atak na PZLA, że siedzą tam leśne dziadki jest zupełnie bezsensowny, w sytuacji gdy to pod rządami tych “leśnych dziadków” PZLA nie tylko dobrze stoi finansowo, co przede wszystkim może się pochwalić znakomitymi wynikami sportowymi. I to akurat wystawia najlepszą ocenę pracy szefowi wyszkolenia PZLA i wszystkim ludziom w związku. Po trzecie nabijanie się z komisji dyscyplinarnej PZLA, że istnieje – ma istnieć i reagować na sytuacje,w których Zalewski robi sobie jaja z całej drużyny i dociera na zawody dzień po oficjalnej zbiórce. Zresztą zawodnicy ze sztafety mówili, że kompletnie nie nadawał się do biegania, gdy już łaskawie sobie przybył. Gdyby Zalewski był Usainem Boltem, to być może mógłby dyktować warunki. Jest natomiast przeciętnej klasy sportowcem, który sportowo – a nie przez działaczy PZLA – nie był w stanie zakwalifikować się do Doha. Gdyby był rzeczywiście asem, to złamałby minimum, wcale nie takie wygórowane, które było biletem wstępu na MŚ. Tymczasem w tekście lament, że działacze zablokowali start Zalewskiemu – nie działacze, tylko on sam. Zaś w sztafecie, jak w każdej drużynie istnieć musi jeszcze coś takiego jak team spirit. Tymczasem zarówno Zalewski otwarcie mówi w wywiadach, że nikogo prócz siebie tam nie lubi, jak i reszta grupy specjalnie jego nie lubi. Być może więc w Doha wszyscy będą się czuć lepiej bez Zalewskiego. I jeśli mieszanej sztafecie jest pisana kwalifikacja olimpijska (o ile dziewczyny uznają, że warto wypruwać o nią żyły), to uzyska ją także bez Zalewskiego, który powtarzam nie jest kolesiem, który zrobiłby jakąś jakościową różnicę w porównaniu z powołanym Krawczukiem.
To chyba się wypowiedział członek zarządu PZLA : ) Związek jest stabilny finansowo? Przecież on się opiera wyłącznie na państwowej dotacji oraz dotacji z państwowego Orlenu. Trudno to nazywać stabilnością, a jakakolwiek zasługa działaczy jest w tym wszystkim zerowa. Co do robienia jaj – Karol Zalewski może jak dla mnie robić sobie jaja z każdego, ze mną włącznie, ale dopóki jest najszybszym Polakiem, powinien biegać w reprezentacyjnej sztafecie. A już gadanie o “team spirit” jest żałosną próbą wybielenia tej idiotycznej decyzji. W swoim życiu wielokrotnie biegałem w sztafetach i w połowie przypadków nawet nie znałem wcześniej ludzi, z którymi miałem biegać. Bieganie sztafety to żadna filozofia, proszę uwierzyć – łapie się pałeczkę w garść i biegnie najszybciej jak się umie. Niepotrzebny do tego żaden “team spirit”.
Co do “znakomitych” wyników, to chyba trudno polemizować z przedstawionymi w tekście prawdami, np że rekord Polski na 100m ma 35 lat, na 200 i 400 metrów – 20 lat.
OM 1981, widzę pewną sprzeczność w tym co piszesz:
Z jednej strony twierdzisz, ze PZLA „może się pochwalić znakomitymi wynikami sportowymi”;
Z drugiej strony lidera naszych tabel nazywasz „przeciętnej klasy sportowcem”.
To jak to w końcu jest? Wytłumacz mi proszę. W końcu są znakomite wyniki sportowe czy są one tylko przeciętne? Bo skoro Zalewski jest liderem tabel i jest przeciętny, to przecież wolniejsi od niego nie mogą być znakomici? To by przeczyło logice. Czy mam racje? Czy gdzieś źle myślę?
Nie rozumiem też jak to możliwe, ze PZLA „może się pochwalić znakomitymi wynikami sportowymi”, a jednocześnie nikt w kraju nie wypełnia minimum, które wcale nie jest takie wygórowane – jak to określiłeś. Czy może przez znakomite wyniki PZLA miałeś na myśli liczby na kontach działaczy i trenerów PZLA? W końcu użyłeś też enigmatycznego stwierdzenia, ze PZLA dobrze stoi finansowo…
Jeśli źle rozumuję, to oświeć mnie proszę gdzie robię błąd. W przeciwnym razie, swoją wypowiedzią przynosisz wstyd zarówno sobie (pisząc rzeczy, które wzajemnie sobie zaprzeczają) jak i PZLA (ponieważ jedyną konkluzją z tego co piszesz wydaje się być to co wskazałem w akapicie powyżej).
Karol to pyszalek, trochę skromności. Jego zachowanie ma wiele do życzenia!!
Wszystko prawda, ale na zawody za późno o jeden dzień przyjechał w sierpniu i to były Drozynowe Mistrzostwa Europy!
tendencyjnie Panie Marcinie, bardzo tendencyjnie – a może jednak należałoby bardziej pochylić się nad tematem, zamiast wypisywać peany na temat Karola??? Niestety Panu Zalewskiemu sodówka do głowy uderza już od jakiegoś czasu, a teraz ponosi konsekwencje…
https://sport.onet.pl/lekkoatletyka/lekkoatletyczne-ms-afera-w-polskiej-kadrze-konflikt-karola-zalewskiego-z-pzla/540jdv3
Tendencyjnie, tzn sugerujesz, że Karol Zalewski nie jest najszybszym Polakiem na 400 metrów? Rozumiem odwracanie kota ogonem, ale to jednak trudno odwrócić…
Faktem jest, że żaden Polak nie biega indywidualnie w Doha na 400m, jedynie w mieszanej sztafecie. To już nie jest to samo co bieg indywidualny, liczy się także praca w grupie i doświadczenie, wcale to nie jest takie proste jak się wydaje. Karol Zalewski ma najlepszy czas w tabelach w Polsce, ale na dzień dzisiejszy jest V-ce Mistrzem Polski i patrząc na jego ostatnie starty, raczej formy nie “złapał”.
Media pokazują tylko i wyłącznie to, że ma najlepszy czas i mu się należy…
To niestety nie wszystko. Jakaś dyscyplina musi być.
Jeżeli światowej klasy zawodnik przyjeżdża spóźniony, parę godzin przed startem na DME, znaczy to, że nie szanuje pracy innych, tak się nie zachowuje czołowy zawodnik. Dziwne, że o wiele lepsi zawodnicy tacy jak Adam Kszczot, czy Marcin Lewandowski nie robią z siebie gwiazd i są zawsze na odpowiedni czas.
Nie jestem po żadnej stronie, ale bardzo dobrze znam temat, bo sam jestem zawodnikiem.
Warto przyglądnąć się całej sprawie i pomyśleć, nie sugerować się tym co piszą media.
Pozdrawiam.
Problem w tym, że na tę sztafetę powołano biegacza, który nie tylko jest znacznie wolniejszy niż Karol, ale przegrał z nim wszystkie starty, z tymi mistrzostwami Polski włącznie. Całość wygląda jak typowe szukanie pretekstu. Ma najlepszy czas? To ogłośmy, że jedzie ten, kto był najszybszy w Mistrzostwach Polski. Był wolniejszy w mistrzostwach? To ogłośmy, że jego forma spada, a u innych rośnie. A niestety, nagie fakty są takie, że Zalewski ma nie tylko najlepszy czas, ale lepsze niemal wszystkie wyniki niż chłopak, którego powołano do składu. Głowna różnica polega na tym, że tamten trenuje z trenerem reprezentacji, Zalewski nie (swoją drogą, jest to dramatyczny konflikt interesu, tym bardziej, że trenerzy pobierają zwykle prowizje od dochodów swoich podopiecznych). Wygląda to bardzo, bardzo źle.
Co do spóźnienia – tego typu pretekst znajdzie się zawsze. Myślisz, że inni nie mają tego typu problemów? Nie wiem, czy pamiętasz choćby tę głośną sprawę, kiedy Yared Shegumo prawie spóźnił się na start w Igrzyskach. A w polskim sporcie wpadki typu, że trener nie zważył kajaka lub dawał podopiecznemu błędne instrukcje, to norma. Dyscyplina ma pewien sens, ale nie ślepa dyscyplina, polegająca na udowadnianiu, kto ma rację. Na FB został przywołany casus Piotra Kędzi sprzed wielu lat. Ten chłopak miał lepsze wyniki niż zawodnik trenera reprezentacji i wygrywał z nim wszystkie starty. Dlatego w ostatniej chwili kazano mu jechać do Wrocławia na dodatkowy sprawdzian – z Pomorza! mimo wszystko pojechał i wygrał, ale gdyby nie pojechał, co miałoby sens, zrobiono by tak jak w tym przypadku – stwierdzono, że nie stawił się na planowanym sprawdzianie, czyli olewał reprezentację i kolegów.
Nawiasem mówiąc, tacy Amerykanie ani nie mają szkolenia centralnego, ani szefa wyszkolenia, a łoją naszych niemal zawsze. Mają za to prostą zasadę: na mistrzostwa jedzie pierwsza trójka z mistrzostw kraju. Wszyscy wiedzą o tym wcześniej i nie ma odwołań, nie ma wyjątków, że powołuje się kogoś słabszego. Jasne zasady rozwiązałyby tego typu problemy, ale tu nikomu nie zależy na jasnych zasadach.
RP400, jesteś zawodnikiem? To w jakich zawodach startujesz? Bo w statystykach PZLA nie znalazłem żadnego RP400.
To że Karol spóźnił się o jeden dzień na zawody w których jednak wystartował jest małym błędem za co został srogo rozliczony.Jednak nikt do tej pory nie zastanowił się nad pytaniem dlaczego w biegu mieszanym Karol z dziewczynami ustanowili rekord europy ,a do finału trenerzy wystawili nie tych którzy na to zapracowali ??? Powstaje pytanie dlaczego ich za to nikt nie rozliczył? czy może to była celowa zagrywka żeby trenerzy na tym zarobili
Karol nie startował podczas DME na które się spóźnił
Przecież wtedy na World Relays wszystkie ekipy wystawiły rezerwy, bo tego dnia odbywały się też finału 4×400 m tradycyjnych sztafet.
To że Karol jest zamknięty w sobie a trening i sportowe życie z wyrzeczeniami jest jego priorytetem , nie jest może lubiane przez zawodników i niektórych trenerów. Zamienił krótki sprint na bardziej przedłużony więc wie ile wysiłku trzeba włożyć by wyczuć to długie okrążenie . Jak powiedział nasz rekordzista Polski na 400m Tomek “ten dystans trzeba przebiec co najmniej 100 razy na zawodach by wiedzieć jak to biegać ” Więc nie mówcie o jego słabszej w danym dniu dyspozycji bo chyba sami tego dystansu nie biegaliście . Żeby dobrze go biegać trzeba być profesorem jak Adam K….Czytając wasze wypowiedzi bardziej mądre i rzetelne są wypowiedzi BD i Marcina …i w nich tkwi trochę prawdy …A jeżeli chodzi o niejakiego szefa szkolenia i jego zasób wiedzy na ten temat to mogę tylko powiedzieć …to jakieś nieporozumienie .Niestety to nie będzie jedyne potknięcie szefa ..przed olimpiadą będzie ich więcej ..A co to będzie z lekką gdy skończy się Olimpiada i dziewczyny będą chciały urodzić dzieci założyć rodziny a panowie zakończą kariery …to jakie mamy zaplecze ? Może warto spytać Szefa Szkolenia ? ..A może lepiej nie pytać bo i tak powie jak zwykle ” mleko się rozlało”
Bardzo tendencyjny felieton. Czuć w nim dużą niechęć do PZLA, którą Marcin pielęgnujesz w sobie od lat.
PZLA nie jest idealne, ale temat Zalewskiego nie jest jednoznaczny.
Wiele argumentów świadczących o tym już padło:
1. Delikatnie mówiąc oziębłe stosunki z innymi członkami sztafety.
2. Spóźnienie o jeden dzień na DME. Nota bene Zalewski przyjechał tam spóźniony bo, jak gdzieś przeczytałem, dzień wcześniej startował w jakimś drugorzędnym mitingu. Przyjechał na DMP 3 godziny przed startem będąc całkowicie wykończonym kilkugodzinną jazdą samochodem.
Dodam jeszcze jeden argument sportowy. Zalewskiemu w tym sezonie wyszły zaledwie dwa przyzwoite biegi na samym początku sezonu (45,86s i 45,46s). Można to zobaczyć tutaj: https://domtel-sport.pl/statystykaLA/personal.php?page=sb&nr_zaw=27730&r=2
Reszta była mocno przeciętna. Przeważnie przegrywał. M.in. przegrał MP z Wiktorem Suwarą, który ostatecznie pojechał na MŚ. Na ostatnim mitingu przed MŚ przybiegł jako trzeci z Polaków z bardzo przeciętnym wynikiem 46,63s.
Jedyne, co tej sprawie jest trochę niejasne to wybór na rezerwę Łukasza Krawczuka, który mówiąc oględnie też nie błyszczał w sezonie.
Uważam też, że komisja dyscyplinarna i zarząd PZLA, w których między innymi zasiada Tomasz Majewski, jednogłośnie odsuwając Zalewskiego od startu w MŚ musiały kierować się poważnymi przesłankami. Majewski nie jest bezdusznym urzędnikiem sportowym i można mieć do jego decyzji spore zaufanie.
To twoje zdanie, ale mylisz się. PZLA jest mi doskonale obojętny, jedyne, co mi się nie podoba, to fakt, że wchodzący tam młodzi ludzie, tacy jak Majewski, szybko uczą się mentalności aparatczyka. No ale to ich problem, a nie mój.
Natomiast jeśli chodzi o sprawę Zalewskiego, to w mojej ocenie Ty jesteś tendencyjny. Argumenty o spóźnieniach czy oziębłych stosunkach nie mają najmniejszego znaczenia. Na bieżni nie ma dodatkowych punktów za aparycję, punktualność czy miłe stosunki z resztą zawodników. Liczy się tylko jedno: wynik. W tym kontekście zabawnie brzmi wypowiedź, że Zalewski był “tylko dwa razy” wyraźnie szybszy od reszty kolegów. No tak, tylko. W tej sprawie nie wprowadzono jasnych kryteriów kwalifikacji, co jest wygodne dla niejasnych układów, o których pisze Zalewski. Natomiast gdy te zasady się pojawiają, to nigdy nie było tam punktów “punktualność”, “grzeczność” czy “współpraca z odpowiednim trenerem”. Zasadą kwalifikacji od 100 lat jest wynik. Nic innego w biegach się nie liczy.
Zabawnie brzmi też kwestia, że nagle to mistrzostwa Polski są kwalifikacją. Po pierwsze, jeśli tak jest, to ktoś zapomniał o tym uprzedzić Zalewskiego. Ja akurat oglądałem te zawody. On tam nie pobiegł tak, żeby wygrać, tylko postawił wszystko na jedną kartę i biegł na indywidualne minimum. Ruszył za mocno i zapłacił. Przypuszczam, że gdyby uprzedzono go, że porażka oznacza wypadnięcie ze składu sztafety, pobiegłby po prostu na zwycięstwo. Ale co najśmieszniejsze – nagle rzekomo MP są podstawą kwalifikacji, a do sztafety bierze się gościa, których na tych właśnie MP przegrywa z Zalewskim. Ma od niego słabszy wynik, nie jeden, ale większość, ma gorszą średnią wynikową o blisko sekundę oraz przegrywa wszystkie bezpośrednie starty, w tym mistrzostwa Polski. Jak to uzasadnić? Nie da się, choćby stosowano wszelkie możliwe wygibasy. Co zabawne, ten akurat gość trenuje z trenerem kadry, który ustala skład. I który pobiera od niego prowizję trenerską za trenowanie. A która prowizja zależy od wysokości dochodów. A które zależą od tego, czy będzie w składzie sztafety czy nie. Serio, naprawdę chcesz bronić takiej kombinacji?
Zabawne jest, że w tym kontekście zarzucasz Zalewskiemu jako grzech spóźnienie (powiedz mi, jakie to ma znaczenie w kontekście biegu w Doha?), a nie zwracasz uwagi na tak ewidentny konflikt interesów. Tego się w mojej opinii nie da wybronić. I strasznie przykre jest, że Majewski swoją pracę działacza sportowego zaczął od poparcia tak niewyraźnego układu. A takich rzeczy, których nie da się zresztą zweryfikować, da się zawsze znaleźć wiele. Np w przyszłości nie powoła się do składu kogoś, kto “był niegrzeczny” wobec trenera. Jak to sprawdzisz? Jak to uzasadnisz? Nie da się. Dlatego jedynym kryterium w LA jest wynik. Lub takk jak w USA – wynik + miejsce na odpowiednich zawodach. Tylko to trzeba zapisać wyraźnie w regulaminie, a nie wymyślać po czasie, że dobra, skoro tu mu się zdarzyło przegrać, to wymyślmy, że to ta przegrana jest decydująca.
Bardzo emocjonalna i agresywna odpowiedź.
Całkowicie nie odniosłeś się do mojego kluczowego argumentu, czyli braku formy Zalewskiego w całej drugiej połowie sezonu.
Opowieść o tym, że Zalewski na MP biegł na indywidualne minimum można włożyć między bajki. Obserwuję jego starty na 400m od początku (mocno mu kibicując) i wiem, że on zawsze miał problemy z wytrzymaniem końcówki- z oczywistych powodów. Prawie zawsze zaczynał szybko i umierał na ostatnich metrach, Kiedy był w naprawdę dobrej formie (sezon 2018) udawało mu się końcówkę “przeżyć” i uzyskać dobry rezultat. Moim zdaniem to nie był bieg po minimum, tylko bieg jak zwykle- tylko nie wytrzymany z powodu braku odpowiedniej formy. W tym sezonie, a szczególnie w jego drugiej połowie formy nie było. Potwierdziły to starty na MP i na Memoriale Kamili Skolimowskiej.
O niezrozumiałej decyzji co do zabrania jako zawodnika rezerwowego Łukasza Krawczuka wyraźnie napisałem, ale chyba czytałeś mój wpis w dużym uniesieniu i tego nie zauważyłeś.
Pozdrawiam i życzę dużo spokoju.
I jeszcze jedno. Bieg w sztafecie to konkurencja drużynowa. Ludzie w drużynie muszą się nawzajem przynajmniej szanować. Jego stosunek do reszty sztafety jest delikatnie mówiąc niejednoznaczny, o czym świadczą jego wypowiedzi, spóźniony przyjazd na DME (w stanie niezdatności do startu) i taka ciekawostka jak odmówienie występu w reklamie telewizyjnej z pozostałymi członkami sztafety (bo jego aspiracje są wyższe). Wygląda na to, że facet hoduje niezwykłe ego, co mnie bardzo martwi bo z powodu niedojrzałości lub wybujałego ego przepadł już nie jeden talent.
Dlatego nie uważam, ze argumenty dotyczące zachowania kultury stosunków międzyludzkich były nie na miejscu.
Fotman, dla mnie twoje argumenty brzmią absurdalnie. I nie widzę w swojej wypowiedzi niczego agresywnego. Poproszę Cię o nie używanie w moim kierunku stwierdzeń, które są na maxa subiektywne i absolutnie nie można ich udowodnić – tzn jak ja mam się odnieść do stwierdzeń, że nie lubię kogoś tam czy że jestem agresywny? To są tylko twoje domysły, fałszywe i utrudniające rozmowę.
Wracając do tematu, to po pierwsze, Zalewski nawet w gorszej formie biegał szybciej od Łukasza Krawczuka. Dlatego to jego powinno się zabrać na mistrzostwa. Zabrania tego drugiego nie da się uzasadnić inaczej niż tylko kumoterstwem. A jeśli dochodzi do kumoterstwa, to cała dalsza rozkmina traci sens, bo potwierdza, że w całej sprawie zabrakło obiektywizmu. Po drugie, warunki kwalifikacji w sporcie nigdy nie mogą być subiektywne. Karol na swoim facebooku napisał, że biegał wolniej w ostatnich tygodniach, bo był w ciężkim treningu do Dauchy. Czy ten argument ma sens? Ma. Ale jak sprawdzisz, czy to prawda czy nie? Nie ma takiej możliwości. Dlatego tylko wynik lub wcześniej ujawnione zasady kwalifikacji mogą być podstawą kwalifikacji. Nie żadne subiektywne stwierdzenia kogoś tam, że temu podobno rośnie, a temu spada. To jest dla mnie tak oczywiste, że jestem zdumiony, jak można tego nie widzieć. W przeciwnym wypadku każdy zawodnik spoza grupy towarzyskiej trenera kadry traci jakiekolwiek szanse na sprawiedliwe traktowanie. Bo zamiast trenować, musi być cały czas w idealnej formie. Nie może sobie pozwolić na żadną słabość, bo zostanie ona uznana za pretekst do wyrzucenia go z kadry. Wtedy inni zawodnicy mogą startować na spokojnie, trenując do docelowej imprezy, a ten, który jest w niełaskach trenera-boga, musi cały czas udowadniać szczyty formy. Nie wystartuje, to powiedzą, że nie zabiorą go, bo nie startował. Wystartuje za dużo – powiedzą, że startował za dużo. Wyniki na początku sezonu będzie miał lepsze – powiedzą, że forma mu spada. Będzie miał gorsze – powiedzą, że forma niestabilna lub za niska. Generalnie twoje argumenty oraz argumenty PZLA są takie, aby każda przesłankę stosować jako negatywny argument w stosunku do Zalewskiego. Jak zawodnik ma się bronić przed takim postępowaniem? W ten sposób da się udowodnić każde twierdzenie. Prawo tak nie działa.
Kolejne argumenty są równie absurdalne. Pomijając kompletny brak związku domniemanego spóźnienia na formę, o czym pisałem, to Ty kompletnie ignorujesz tłumaczenia Zalewskiego. Przed komisją dyscyplinarną jakoś się wytłumaczył i zrezygnowano z wymierzania kary. Ty natomiast jesteś świętszy niż ta komisja i uważasz, że to domniemane spóźnienie to dowód na nieszanowanie kogoś. Karol temu zaprzeczył i ja nie mam powodu, aby mu nie wierzyć. Nie wiem w ogóle, skąd w Polsce ten absurdalny nacisk na “szacunek”. To dla mnie dowód jakichś dziwnych kompleksów, wszędzie wszyscy w życiu publicznym dopatrują się braku szacunku do siebie. Jak dla mnie zawodnik może nawet nienawidzić swoich kolegów ze sztafety – ważne, żeby przebiegł zmianę z odpowiednią prędkością. No ale to tyko moje podejście. Ja nie tylko nie widzę związku szacunku z wynikiem, ale jednocześnie tego braku szacunku nigdzie u Zalewskiego nie dostrzegam.
Patrząc dalej – no litości, to że człowiek rzekomo odmówił występu w reklamie, ma stanowić powód do wykluczenia go ze startu? Pomijając fakt, że nie wiem, czy to prawda, to jaki ma to związek z bieganiem? W takim razie od razu zapiszmy, że do reprezentacji awansują ludzie, których lubi trener i z których startu ma korzyści finansowe. Będzie uczciwiej.
Ostatecznym dowodem na głupotę tych kwalifikacji był fatalny wynik sztafety. Medal był do wzięcia na luzie, ale zamiast Zalewskiego trener wystawił człowieka, który nigdy w życiu nawet nie złamał 46 sekund. Jaka była szansa, że on pobiegnie dobrze w docelowym starcie? Minimalna. Zalewski poniżej 46 sekund biegał wielokrotnie. Była bardzo duża szansa, że urwałby te pół sekundy, których zabrakło. Sprawa kończy się więc tak, że sztafeta ma szacunek do siebie, ale nie ma medalu. Fajnie, ale problem w tym, że ta sztafeta to nie jest prywatne zgromadzenie grupy kolesi, tylko ludzie, którzy pracują za pieniądze podatników. A podatnik ma prawo pytać – jakie są obiektywne, konkretne i gdzie zapisane zasady kwalifikacji do tej grupy? Tego nie ma, a są okoliczności niejasne, które sam przytaczasz, świadczące mocno na niekorzyść trenera i PZLA.
Tak ironizując – wyobrażasz sobie, że w Stanach nie biorą do sztafety takiego, powiedzmy, Kerleya, który jest najszybszy w kraju, ze względu na absurdalny argument, że nie szanuje kogoś tam? Przecież trenera, który by to zrobił, zabito by śmiechem i nie tyko wyleciałby z pracy, ale zawodnik, którego potraktowano niesprawiedliwie, od razu poszedłby do sądu. Albo Michaela Johnsona nie wzięto by do sztafety, bo odmówił występu w reklamie z resztą zespołu? A może nie poszedł z nimi nago do sauny? Albo Jeremyego Warinera wykluczono by, bo na spotkaniu trzymał nogi na stole. Widzisz poziom tych argumentów? Dopiero zestawienie ich z jakąś realną sytuacją ze świata pokazuje ich absurdalność i miałkość.
Odpowiem krótko bo nie mam takiej łatwości posługiwania się klawiaturą jak TY. 🙂
Akapit drugi, który poświęciłeś Łukaszowi Krawczukowi jest dla mnie dość zabawny bo dyskutujesz w nim chyba z samym sobą. Ja moją ocenę (negatywną) zabrania tego zawodnika na MŚ zawarłem w pierwszym wpisie. Kłania się spokojne czytanie ze zrozumieniem.
Trzeci akapit dotyczący kary nałożonej na Zalewskiego świadczy o tym, że znów czegoś nie doczytałeś. Kara została nałożona, tylko z zawieszeniem.
Co do kwestionowania przez Ciebie tego jak istotna jest atmosfera w zespole, posłużę się cytatem z wywiadu z Patrycją wyciszkiewicz:
“Poprawa indywidualnych wyników będzie kluczem do kolejnych rekordów?
Nie tylko to. Tajemnica sukcesu jest taka, że my się po prostu lubimy. Poza bieżnią jesteśmy też bardzo dobrymi koleżankami. Nie ma między nami złości czy zawiści. Wzajemnie się wspieramy i motywujemy, dlatego ta sztafeta odnosi sukcesy.” https://sport.onet.pl/lekkoatletyka/patrycja-wyciszkiewicz-z-rekordu-mozemy-urwac-jeszcze-dwie-sekundy/v2shqbq?utm_source=sport.onet.pl_viasg_sport&utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&srcc=ucs&utm_v=2
Można znaleźć takie same wypowiedzi pozostałych człońkiń sztafety. Dlatego uważam, że takie sygnały jak spóźnienie na start, odmowa współpracy w reklamie, brak kontaktu poza zawodami z zespołem, czy negatywne publiczne wypowiedzi o koledze z zespołu i trenerze kadry świadczą źle głównie o charakterze Zalewskiego. Może gdyby poziomem sportowym wyrastał rzeczywiście mocno ponad wszystkich, to przymykano by oko na jego osobliwe zachowania. Ale w tym sezonie jest jak jest. Czyli przeciętnie.
Powtórzę jeszcze raz: Zalewski w drugiej połowie sezonu był bez formy i wszystkie swoje biegi przegrywał z kolegami z krajowego podwórka. Praktycznie ani razu nie złamał 46,5s- tylko na MP 46,49s 🙂
Brak formy, przerost ego i związane z tym złe stosunki z drużyną, jak dla mnie, są podstawą do odsunięcia go od startu. Pojechał młody zawodnik Wiktor Suwara i pobiegł na I zmianie (z bloku) 46,3s, czyli tyle, ile Zalewski nie pobiegł ani razu w II połowie sezonu. https://media.aws.iaaf.org/competitiondocuments/pdf/6033/AT-4X4-X-f–1–.RS5.pdf?v=1991622950
Fotman, wiem, że przyznajesz, że wystawienie Krawczuka było błędem. Po prostu z tego błędu wysnuwamy obaj inne wnioski. Dla mnie to potwierdzenie niewłaściwych układów i tym samym potwierdzenie zarzutów Zalewskiego. Ty nie wyciągasz z tego żadnych wniosków, czego nie rozumiem. Podobnie jak z tych wahań formy. Czy ktoś zakomunikował Zalewskiemu lub zapisał gdziekolwiek, że jego forma ma być stabilna cały rok? Nie i na tym polega problem. Bo on rzeczywiście mógł trenować pod MŚ i na zmęczeniu biegać wolniej. Podobnie robił wielokrotnie Kszczot czy Lewandowski – starty w środkowej części sezonu słabe, na samych mistrzostwach strzał. Tutaj mamy natomiast sytuację, gdy zawodnik nie wiedział, jakie są zasady, bo ustalono je post factum, na jego niekorzyść. I tak jak pisałem, istnieje domniemanie, że gdyby sezon toczył się inaczej, to te zasady zmieniono by jeszcze inaczej, również na niekorzyść Zalewskiego. Przykładów w najnowszej historii mamy mnóstwo, gdy na docelowe zawody nie zabierano mistrza Polski, pod byle pretekstem – np parę lat temu pisano petycję w sprawie Krzysztofa Gosiewskiego w przełajach. Generalnie chodzi o to, że zawsze znajdzie się pretekst, żeby zaszkodzić temu, kogo się nie lubi – co w sporcie jest nie fair.
Jeśli chodzi o sympatie i antypatie, to wiesz, to, co zawodniczki mówią w wywiadach, trzeba traktować z przymrużeniem oka. Nie znam obecnych stosunków w sztafecie, ale dobrze wiem, że kadrze bywało już wcześniej, i to raczej jako zasada, że zawodnicy się nawzajem ledwo tolerują lub wręcz tępią. Pamiętasz sprawę z pobiciem Dobka? Albo niechęć do Marka Plawgo? Generalnie dla mnie używanie takich argumentów jest nie do przyjęcia, bo one są pozasportowe. Rozumiem, że Ty masz inaczej, ale według mnie to można rozwiązać znowu tylko precyzyjnymi zasadami kwalifikacji. Wtedy nikt do nikogo nie może mieć pretensji, bo każdy wie, na jakich zasadach jest wejście do sztafety. Tutaj tego zabrakło i stąd wszystkie problemy.
Chyba nie ma sensu kontynuowanie tej dyskusji. Pozostańmy przy swoim zdaniu.
Obawiam się tylko, że twoja nadzieja, że wszystko da się opisać w regulaminie jest płonna. W sporcie (jak w życiu) zawsze musi pozostawać pewien margines uznaniowości. Ze wszystkimi tego negatywnymi i pozytywnymi skutkami.
Pozdrawiam Kolegę Młodego Weterana. 🙂
Pozdro!