Okiem biegowego dziennikarza: BDSM, czyli recepta na biegowy sukces!
Zapewne wielu naszych czytelników szuka idealnego przepisu na biegowy sukces. Jako szanująca się redakcja dostarczamy gotowe rozwiązanie. Szykujcie się na pot, krew i łzy, bowiem nasza recepta to… BDSM!
Bieganie nie zawsze jest czynnością przyjemną. Zwłaszcza, kiedy mamy na myśli reżim treningowy. Jednak, jak wiadomo, sukces rodzi się w bólach i każdy, kto chce go osiągnąć w bieganiu, powinien na ten ból się przygotować. Mówię o tym na samym początku, bo na drodze do glorii i chwały czai się wiele trudności. Nie będę ściemniał, że wspaniałe wyniki można osiągać poświęcając na trening 2 minuty dziennie lub spożywając batoniki o cudownych właściwościach. Podchodzę do sprawy poważnie, dlatego proponuję Wam strategię BDSM.
Przygotujcie się jednak, że stosując ją może się zdarzyć, że będziecie mieli chwile słabości, będą bolały Was wszystkie członki, wymagane będą poświęcenia, choć nie zabraknie też miejsca na przyjemności. Zastosowanie strategii BDSM sprawi jednak, że sukces będzie na wyciągnięcie ręki. A zatem do dzieła!
B jak Bieganie
W drodze po biegowy sukces najważniejszym elementem jest… bieganie. Jasne, Ameryki nie odkryłem. Ale to dla wielu z nas często najmniej przyjemna część tej całej zabawy. Trzeba się męczyć, pocić, zasapać, zmuszać do dawania z siebie jeszcze więcej, a wszystko to z własnej nieprzymuszonej woli… Tak, wiem, na biegowym portalu czytasz właśnie, że bieganie jest takie ble i w ogóle. Ale jeśli nie wierzysz, oderwij się na kilka chwil od monitora i wyskocz na zewnątrz machnąć sobie np. sprawdzian na 600 m. Taki krótki wysiłek szybko potrafi odmienić optykę.
Oczywiście do treningów biegowych można podejść też z zapałem i ochotą. Wszak nie brakuje wśród nas prawdziwych masochistów. I rzeczywiście, żeby osiągnąć biegowy sukces trzeba mieć coś w sobie z masochisty. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że ktoś nagina 6×1000 m w tempie życiówki na 5 km w czasie, który mógłby spędzić leżąc na kanapie i zajadać się chipsami albo czekoladą?
D jak Dieta
Rozmarzyłem się o wspomnianych przed chwilą chipsach, a tu bach, kolejny cios prosto w serce. Dieta, czyli drugi składnik naszej układanki. Nie da się ukryć, że biegacze długodystansowi są przeraźliwie chudzi. To znaczy da się ukryć. Wiecie co to jest, co pojawia się i znika? Maratończyk wykonujący slalom między tyczkami.
A żeby być tak chudym nie wystarczy tylko biegać, trzeba też odpowiednio jeść. A raczej nie jeść. Wspomniane chipsy, słodycze, fast foody i inne śmieciowe jedzenie najlepiej wyrzucić zgodnie z przeznaczeniem, czyli na śmietnik. Może nie dosłownie, ale przynajmniej swojego jadłospisu. Warzywa, owoce, lekkostrawne potrawy bogate w witaminy, minerały, pełne węglowodanów – to podstawowe paliwo szybkiego biegacza. Nie jestem specjalistą od diety, więc po bardziej szczegółowe informacje odsyłam do bazy naszych artykułów na portalu i w e-tygodniku.
S jak Sen
Wreszcie nadszedł czas na coś przyjemnego. Najlepsi biegacze to prawdziwe śpiące królewny. Wszystko dlatego, że sen to dla sportowca najlepszy legalny środek dopingujący. Jego cudowne właściwości są nie do przecenienia. I jeśli gdzieś w naszej strategii jest miejsce na przyjemność i błogie lenistwo, to właśnie w tym aspekcie.
Oczywiście prawdziwy sportowiec nie śpi sobie ot tak z lenistwa. On się regeneruje. Dlatego, jeżeli kiedyś szef przyłapie Was na drzemce w pracy, zamiast tłumaczyć się zarwaną nocą, powiedzcie, że jako sportowcy zażywacie czynnej regeneracji, pozwalając swojemu organizmowi dokonać zmian adaptacyjnych w odpowiedzi na zaaplikowane bodźce treningowe. Szef zrozumie, jeśli sam biega. A jeśli nie biega, to… lepiej na sen wykorzystać inny czas.
M jak Motywacja
Ostatni, ale równie ważny, jak wszystkie poprzednie elementy naszej strategii to motywacja. Bez niej tak naprawdę nic nie jest możliwe i chyba nie trzeba tłumaczyć dlaczego. Źródła motywacji możemy mieć naprawdę różne. Możemy chcieć sprawdzić swoje indywidualne granice możliwości, zostać mistrzem świata, kontynentu, kraju, województwa, powiatu, gminy, miejscowości, wspólnoty mieszkaniowej, itd., a może po prostu zasłużyć na większą dawkę snu czy nagrodę w postaci odstępstwa od diety.
Motywacja ma to do siebie, że jej poziom potrafi się wahać i wówczas narażamy się na sytuację, w której możemy nieco zboczyć z drogi do sukcesu. Zbaczanie w naszej strategii BDSM nie jest jednak mile widziane, dlatego motywacja powinna być na tyle silna, by trzymać nas sztywno. W przypadkach jej braku można zastosować np. system kar i za każdy przejaw słabości dokonywać samobiczowania. Ważne jednak, by określić wcześniej, czy przypadkiem nie jest dla nas ono źródłem satysfakcji.
Paradoks BDSM
Przedstawiona powyżej strategia BDSM zawiera wszystkie konieczne elementy, które zapewnią nam biegowy sukces. Nie wszystkie są przyjemne i łatwe do zastosowania, ale tu mamy zbieżność z BDSM w swoim tradycyjnym rozumieniu. Jak podaje Wikipedia, w BDSM „niektóre działania mają formę przymusu”, ale „odbywają się za zgodą zaangażowanych partnerów”. I tak jest też w naszym przypadku. Choć trzeba zauważyć, że mamy do czynienia z pewnym paradoksem, bo jeśli chcesz biegowego sukcesu, to nie masz wyjścia, musisz dobrowolnie zgodzić się na wszystkie elementy naszego BDSM.