Blogi > Blogi > Piotr Falkowski i Jagoda Wąsowska > Zdrowie i motywacja > Psychologia biegania
Jak we śnie
Na sobotnim bieganiu spotkałam Tereskę. Dawno się nie widziałyśmy, więc oczywiście uściski i standardowe pytanie: „Co u Ciebie?”. Teresa zwierzyła mi się: „Wiesz, Jagódko, nie mam motywacji do biegania”. Nie mogłam uwierzyć! Teresce nie chce się biegać?! Zaczęłam podpytywać, a Teresa mi wyjaśniła: „Nie mam się z kim ścigać, co to za satysfakcja, kiedy 24-latka mówi, że ze mną wygrała?” (Tereska staje na podium w kategorii 65+)
Temat zapodany, miałam więc nad czym myśleć w czasie biegu. Jak to jest z tą motywacją? Zaczęłam sobie przypominać moje maratony i to, co mnie motywowało w czasie biegu.
„Biegnę jak we śnie” – to motto przyświecało mi w czasie maratonu w Poznaniu w 2011 roku. Inspiracją była książka pt. „Zwycięzca” Macieja Kuczyńskiego o szesnastoletnim peruwiańskim biegaczu. Jego największą radością był sam bieg.
Przygodę z bieganie zaczęłam w kwietniu 2010 roku. Celem było zrealizowanie marzenia, jakim był maraton. Oczami wyobraźni widziałam siebie jak wbiegam na metę z uniesionymi rękami, cała szczęśliwa i radosna.
Debiut w Krakowie w 2011 r. przebiegłam z bólem żołądka. W trudnych momentach powtarzałam sobie: „Jestem świetnie przygotowana, jestem świetnie przygotowana”. Ta myśl pomogła mi nie tylko ukończyć bieg, ale też „wykręcić” niezły jak na debiut czas: 4h 10′. Urzeczywistniło się też moje wyobrażenie: na metę wbiegłam z uniesionym rękami razem z meżem, który towarzyszył mi przez cały maraton (miałam osobistego „zająca”).
Wrocław 2011 roku. Od rana przeszkody: nieprzespana noc, ból głowy, napięte mięśnie karku i pleców. Najgorsze jednak dopiero miało nadejść. UPAŁ. Potworny upał. Po drodze mijałam młodych, umięśnionych mężczyzn, którzy idąc mówili o swoich założeniach: „Mierzyłem w 3:15”, „A ja chciałem złamać 3:30”. Napięte mięśnie dokuczały okrutnie, upał doskwierał każdemu, w myślach powtarzałam: „Jestem zrelaksowana, jestem zrelaksowana, jestem zrelaksowana”. Pomogło. Mimo niesprzyjających okoliczności przyrody cały maraton przebiegłam, a z osiągniętego wyniku byłam bardzo dumna – 4h18′!
„Biegnę jak we śnie” – to znaczy biegnę tak, że czuję radość, rozluźnione mięśnie, moje tempo jest równe, a oddech spokojny. Ta mantra bardzo mi się spodobała i postanowiłam ją wykorzystać w Poznaniu w 2011 roku – od rana ją powtarzałam. I od rana wszystko sprzyjało temu, żeby pobiec dobrze. Obudziłam się wyspana, pogoda była świetna – słońce i rześkie powietrze, żadnych dolegliwości, żadnych niezaspokojonych potrzeb. Plan – złamać „czwórkę”!
Rozpoczęłam w założonym tempie 5’42”/km – jak się później okazało był to najwolniejszy kilometr całego maratonu. Biegłam jak we śnie – czułam niesamowitą radość, relaks, cieszyłam się chwilą, oddychałam spokojnie, a moje tempo było równe. Czas 3h 51′!. Po raz pierwszy przeszła mi przez głowę myśl: „Jak szybko zakończył się ten bieg!”. A w czasie innych startów nieraz przechodziła mi przez głowę myśl: ”Kiedy to się skończy?!”
W 2012 roku maratony w Dębnie, Jubileuszowy (z okazji 100-lecia igrzysk olimpijskich) w Sztokholmie i jesienią w Warszawie. Do każdego szukałam właściwej afirmacji – pomagały mi.
Niedawno przeczytałam fascynującą książkę Chrissie Wellington „Bez ograniczeń”. Chrissie, urzędniczka państwowa, w wieku 30 lat przeszła na zawodowstwo w triathlonie, wygrywała wszystkie zawody Ironmana, z czterema mistrzostwami świata włącznie.
Napisała: „Zdolność do wyobrażenia własnej reakcji nie tylko pomaga w zderzeniu z rzeczywistymi problemami, lecz także stanowi fundament, na którym buduje się swoje mantry i motywację do walki”.
Moje wyobrażenia i mantry mają więc sens!