O konieczności wytrenowania dobrego pływania mówiłem od zawsze i wciąż będę to podkreślał. Jedyne co się zmienia to grono odbiorców. Na początku przekonywano, że zysk czasowy w poszczególnych dyscyplinach jasno wskazuje na to, że w triathlonie nacisk powinien być położony na rower i bieg. Teoria ta nie brała jednak pod uwagę tak istotnych kwestii jak to, że typowemu amatorowi w pływaniu pomaga przede wszystkim pianka. Jeszcze 10 lat temu zawodnicy z wypiekami na twarzach śledzili prognozy pogody, bo to od niej (i temperatury wody) zależało, czy na imprezach organizowanych przez PZTri będzie można wystartować w piance czy bez niej. Umiejętność dobrego pływania była niemal obowiązkiem – zawodnik, który słabo popłynął nie miał szans na załapanie się do dobrej grupy na rowerze, zatem o dobrym miejscu też mógł już zapomnieć. Później przyszła era imprez komercyjnych, na których – w dużej mierze ze względu na bezpieczeństwo i liczbę startujących – temperatura wody przestała grać rolę. Najważniejsza stała się satysfakcja z ukończenia zawodów i popularyzacja dyscypliny.
Historia jednak zatacza koło. Obecnie zawodnicy szykujący się do Ironmana drżą ze strachu, bo zdarza się, że na zawodach pływanie w piankach jest zabronione. Podobne zasady już niedługo mogą zawitać także do nas, skoro staramy się iść z duchem czasu i popularności (czego dowodem jest organizacja dwóch największych imprez sygnowanych przez Challenge i Ironman). W zawodach wysokiej rangi próżno liczyć na „przymknięcie oka” czy złagodzenie zasad i obawiam się, że 20-30% startujących może nie ukończyć wówczas etapu pływackiego lub nie zmieścić się w wyznaczonych limitach czasowych.
[h3]Największy problem[/h3]
Kiedy pytam osoby, które rozpoczynają swoją przygodę z triathlonem, z czym mają największy problem, pływanie zajmuje pierwsze miejsce na liście. I nic dziwnego. Jest to najbardziej techniczna dyscyplina, a progres w niej jest najwolniejszy. Jest najmniej naturalną dla nas formą ruchu i najtrudniej nam samodzielnie i obiektywnie ocenić swoją technikę. Pojawia się też problem innego rodzaju – systematyczność. Uważam, że śmiało można porównać naukę pływania do nauki języka obcego. Pomijając barierę wieku (im człowiek starszy, tym trudniej mu się uczyć), w moim przekonaniu dopiero 2-3 zajęcia w tygodniu dają nam prawdziwą możliwość rozwoju. Pamiętajmy, że tak jak w każdej dziedzinie życia, brak systematyczności będzie powodował powrót do stanu wyjściowego. Wyjątek jest wtedy, gdy posiadłeś jakąś umiejętność za młodu i zajmowałeś się nią w sposób mniej lub bardziej profesjonalny. Żeby nie szukać daleko, posłużę się tutaj przykładami z naszego podwórka: Maciek Dowbor dobrze pływa. Dlaczego? Ponieważ przygodę z pływaniem zaczął jako młody chłopak. Kuba Dec świetnie jeździ na rowerze, bo wywodzi się z kolarstwa. Jakub Czaja świetnie biega – czy muszę rozwijać, skąd się to wzięło? Powrót do dyscypliny, z którą miało się styczność w przeszłości, jest łatwiejszy.
Odpowiadając więc krótko na zadane w tytule pytanie, piszę wprost – według mnie było, jest i zawsze będzie warto kłaść nacisk na mocne pływanie.
Artykuł pochodzi z magazynu “Triathlon” będącego częścią miesięcznika “Bieganie”, wrzesień 2015