Jesteś tu? Polub nas!

Dołącz do nas i zgarnij więcej - z okazji 20-lecia Magazynu Bieganie czekają na Ciebie konkursy z nagrodami: pakiety startowe, sprzęt i nie tylko.

Aktualności Felietony Wydarzenia

World Relays – Mistrzostwa Świata Sztafet. Czy to ma sens? [FELIETON]

Breezy - oficjalna maskotka IAAF Bahamas World Relays. Fot. http://www.bahamasworldrelays.org/

[h6]Breezy – oficjalna maskotka IAAF Bahamas World Relays. Fot. www.bahamasworldrelays.org[/h6]

W miniony weekend odbyła się pierwsza w historii impreza IAAF World Relays, czyli Mistrzostwa Świata Sztafet. Polskim akcentem było drugie miejsce sztafety 4 x 800 metrów mężczyzn. Czy te zawody mają przyszłość i czy możemy liczyć na kolejne medale?

Nie ma co ukrywać, że World Relays to nieco rozpaczliwa próba ratowania upadającej dyscypliny. Lekka atletyka przyciąga na stadiony coraz mniej widzów, telewizje nie bardzo chcą pokazywać nawet tak prestiżowe zawody jak mistrzostwa świata w przełajach, a połowa biegów Diamentowej Ligi jest po prostu nudna i rozgrywa się jako wewnętrzna rywalizacja Kenijczyków i Etiopczyków. Dodajmy do tego liczne skandale dopingowe, a łatwo zauważymy, że odchodzący w przyszłym roku szef IAAF, nudny jak flaki z olejem Lamine Diack z Senegalu może się okazać grabarzem dyscypliny.

Na tym bladym tle od lat błyszczały mityngi organizowane w USA, takie jak Drake Relays czy Penn Relays. Przyciągające dziesiątki tysięcy widzów oraz tysiące lekkoatletów zawody były oparte głównie o rywalizację sztafet. Indywidualne konkurencje są tam istotnym, ale jednak procentowo niewielkim dodatkiem. Skostniałe struktury IAAF – Światowego Zrzeszenia Federacji Lekkoatletycznych – dopiero po latach dostrzegły, że z ich dyscypliną dzieje się marnie. World Relays to mocno opóźniona próba walki z kryzysem, próba sięgnięcia po sprawdzone amerykańskie patenty. Czy udana?

Po zawodach można dostrzec usilną propagandę sukcesu – działacze twierdzą, że tak ciekawych zawodów nie było od lat, publiczność podobno oszalała z zachwytu, a rywalizacja stała na znakomitym poziomie. Cały świat rzekomo z zapartym tchem czeka na kolejną edycję Mistrzostw Świata Sztafet.

Prawda jest nieco bardziej bolesna. Nie da się ukryć, że pomysł sam w sobie jest dobry i sprowadzenie rywalizacji do pojedynków reprezentacji narodowych ma sens. Niektóre biegi były pasjonujące, np. sztafety 4 x 400 metrów czy 4 x 800 m, gdzie na ostatniej zmianie Adam Kszczot niemal odrobił ogromną stratę do Kenijczyków i po emocjonującej walce poprowadził naszych do srebrnego medalu. Poza tym jednak impreza miała wiele słabych punktów. Świat sportu praktycznie jej nie zauważył. Nie przyjechały największe gwiazdy, choćby Usain Bolt z Jamajki czy David Rudisha z Kenii. Niektóre biegi były przeraźliwie nudne, np. 4 x 1500 metrów kobiet. Wystąpiły tam tylko cztery zespoły, a zwycięskie Kenijki zdublowały najsłabsze Rumunki. Przez kilkanaście minut z bieżni wiało przeraźliwą monotonią.

World Relays nie były transmitowane przez żadną liczącą się stację telewizyjną. Nic dziwnego, skoro na miejsce startu wybrano Bahamy i różnica czasu powodowała, że najciekawsze finały odbywały się o drugiej w nocy czasu europejskiego. Z pewnością działacze lekkoatletyczni byli zachwyceni pobytem w kurorcie wśrod palm, ale dla rozpropagowania imprezy nie był to pomysł zbyt rozsądny. Podobnie jak ich termin – początek sezonu, kiedy większość zawodników jeszcze ciężko trenuje i nie myśli o startach. Niektóre sztafety były rozpaczliwymi składankami, drugim czy trzecim garniturem biegaczy – było tak nawet w przypadku Kenijczyków, którzy wygrali bieg na dystansie 4 x 800 metrów mężczyzn.

Organizatorzy chwalili się, że pula nagród sięga 1,4 miliona dolarów – dla wszystkich sztafet we wszystkich kilkunastu konkurencjach! To kolejny dowód na upadek dyscypliny, niewiele mniej zarobił Mo Farah tylko za udział w maratonie londyńskim…

World Relays to krok w dobrym kierunku, ciekawy pomysł, ale jego wykonanie nie przekonuje. Nie wiadomo nawet, na ile są to oficjalne mistrzostwa świata, a na ile coś w rodzaju komercyjnego mityngu. W przyszłym roku Lamine Diack kończy swoje rządy w IAAF. Jednym z faworytów kolejnych wyborów będzie były rekordzista świata na dystansie 800 metrów, szef udanych Igrzysk Olimpijskich w Londynie, Brytyjczyk Sebastian Coe. Miejmy nadzieję, że zdoła powstrzymać upadek lekkiej atletyki i znajdzie dla World Relays dobre miejsce w strukturach światowego sportu. Szkoda byłoby zmarnować potencjał tego pomysłu.

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie! Psst... Ocenisz nasz artykuł? 😉

0 / 5. 0

Marcin Nagórek

Marcin Nagórek (Wszystkie wpisy)

Biegać zaczął jeszcze w XX wieku. Startuje zarówno w mistrzostwach Polski wyczynowców, jak i amatorskich biegach ulicznych, notując życiówki na dystansach od 100m do maratonu. Marcin jest przy tym kilkukrotnym rekordzistą Polski w kategorii weteranów powyżej 35 roku życia, na dystansach od 800 metrów do 1 mili. Od lat współpracuje z "Magazynem Bieganie", pisząc o treningu. Jest autorem najstarszego aktywnego bloga biegowego (www.nagor.pl) w polskim internecie, aktualizowanego od stycznia 2006 roku. Jako trener osobisty współpracuje z biegaczami z poziomu zarówno początkującego, jak i z wyczynowcami.

guest

0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Uwagi
Zobacz komentarze
0
Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna! Zostawisz komentarz?x