Czytelnia > Ludzie > Elita biegaczy > Ludzie > Polecane
Mo Farah po sukcesach na bieżni zaskakuje w maratonie

Fot: PAP
Jak przejść od szybkiego biegania 5 km do maratonu? Mo Farah – największa gwiazda brytyjskiej, a może i światowej lekkiej atletyki po latach na bieżni odnosi nieco zaskakujące sukcesy w biegach ulicznych.
Najwyraźniej istnieje życie po Salazarze. Wydawało się, że z 35-letnim Mohamedem Farahem będzie już tylko gorzej. Długoletnią karierę na bieżni, okraszoną czterema złotymi medalami olimpijskimi oraz sześcioma mistrzostwami świata, zakończył porażką. 12 lat młodszy Etiopczyk Muktar Edris ograł go w najgorszy możliwy sposób – na finiszu, na ostatniej prostej. Czyli dokładnie tak, jak Farah przez lata załatwiał rywali. Co gorsza, Brytyjczyk po latach prasowego ostrzału i odpieraniu zarzutów o stosowanie dopingu, rozstał się z kontrowersyjnym, ale skutecznym amerykańskim trenerem, Alberto Salazarem. Opuścił też najmocniejszą biegową grupę świata – Oregon Project. Osiadł w Londynie, aby spędzać więcej czasu z rodziną i kształcić liczne potomstwo w brytyjskich szkołach. Wydawało się, że pod względem sportowym czeka go emerytura, tym bardziej, że pierwsza próba maratońska nie wypadła najlepiej.
W 2014 Farah pobiegł w maratonie w Londynie, zapowiadając co najmniej poprawienie rekordu Wielkiej Brytanii, licząc na zwycięstwo, a docelowo mówiąc nawet o złamaniu dwóch godzin. Skończyło się na rozczarowującym ósmym miejscu i wyniku 2:08:21 – dużo słabszego niż amatorski rekord Wielkiej Brytanii sprzed trzydziestu lat. Dla kandydata na najlepszego biegacza długodystansowego w historii był to zimny prysznic i na trzy kolejne lata dał sobie spokój z maratonami. Gdy jednak wybuchła rzekoma afera dopingowa związana z Alberto Salazarem, a wraz z wiekiem nastąpił spadek szybkości biegacza, Farah zrozumiał, że musi coś zmienić. Po przeprowadzce na Wyspy podjął współpracę z mężem i byłym trenerem Pauli Radcliffe, rekordzistki świata w maratonie kobiet – Garym Loughem.
Efekty przyszły szybko i zaskoczyły cały biegowy świat. Mohamed Farah – który najpierw ogłosił, że rezygnuje ze skrótu „Mo”, a potem nie spełnił tej obietnicy – mimo samobójczego tempa i trzymania się Eliuda Kipchoge dobiegł w Londynie na trzecim miejscu, z nowym rekordem życiowym i rekordem Wielkiej Brytanii – 2:06:22. Udowodnił tym samym, że nie boi się ani mocnych rywali, ani biegania w biegach, które nie są „ustawkami”. Londyn tradycyjnie gromadzi na starcie najmocniejszą elitę ze wszystkich światowych maratonów. Jesień była jeszcze lepsza. Farah pobiegł w maratonie w Chicago, rywalizując m.in. ze swoim dawnym kolegą z grupy i podopiecznym Salazara, Galenem Ruppem. Bieg był wielkim sukcesem – Mo wygrał, pobiegł negative-splitem i ustanowił życiówkę oraz rekord Europy – 2:05:11. Zwycięstwo to jedno, a drugie – świetny styl. Farah biegł cały czas na luzie, kontrolował tempo, a gdy zaatakował kilka kilometrów przed metą, strząsnął z siebie rywali jak natrętne muchy. Od ostatniego przeciwnika uwolnił się w kilka sekund, momentalnie zmieniając rytm biegu i połykając ostatnie kilometry z dużym luzem. Na mecie powiedział, że czuł zapas mocy na wynik 2:03, nie boi się w maratonie nikogo i ma zamiar pobiec w przyszłorocznych mistrzostwach świata. Co więcej – nie wykluczył powrotu na bieżnię. Jego trener stwierdził, że czasy na treningach wyglądają tak dobrze, iż możliwe jest wywalczenie kolejnego tytułu na dystansie 10 000 metrów na bieżni.
Niedawno internet obiegł przykład treningu Mo Faraha, a konkretnie ostatnie dwa tygodnie przed maratonem. Jak się okazuje, do sukcesu w maratonie wystarczyły drobne korekty. Brytyjczyk zwolnił na niektórych rozbieganiach, ale nadal biega dużo i szybko. 192 kilometry w tygodniu, i to z jednym dniem wolnym! W niedzielę długi bieg – 40 kilometrów w tempie 3:26/km, biegany narastająco. Niektóre rozbiegania w tempie wolniejszym niż 4:00/km, co nie zdarzało się u Salazara. Jako łącznik z bieżnią zostały bardzo szybkie interwały – 6x1km, najszybszy pokonany w zaledwie dwie minuty i 26 sekund. Oprócz tego praca na nieco bardziej komfortowych prędkościach i krótszych przerwach, czego nie robił w przeszłości – 15x1km w 2:45, z przerwą 2 minuty truchtu. Okazało się, że talent biegacza plus lekkie skorygowanie treningu wystarczyły do sukcesu w maratonie. Jest bardzo prawdopodobne, że Faraha zobaczymy także na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio w 2020. Fachowcy już ostrzą sobie zęby na jego potencjalny pojedynek z Kenijczykiem Eliudem Kipchoge, rekordzistą świata. Tempowiec Kipchoge czy świetnie finiszujący Farah? Do tego morderczy upał w Tokio – to może być pojedynek dekady!