
[h2] Na co dzień uwielbiamy oglądać medyczne seriale, tasiemce, w których, niczym seria z kałasznikowa, padają niezrozumiałe nazwy chorób. Im mniej rozumiemy, tym bardziej wciągająca akcja. Ja postaram się zaciekawić was tematem kontuzji bez uciekania się do tej efektownej sztuczki wykorzystywanej przez filmowców. [/h2]
Mój przypadek mógł mieć zupełnie inną diagnozę niż twój, ale sedno problemu pozostaje wciąż to samo. Lekceważenie drobnych urazów i niezaleczonych kontuzji prowadzi do gromadzenia się kolejnych problemów. Odezwą się w najmniej oczekiwanym momencie.
[h3]Prolog, czyli rozcięgno[/h3] Nikt do końca nie wie skąd bierze się problem z rozcięgnem podeszwowym. Trudno również wskazać dobrą, pewną metodę na pozbycie się tej uciążliwej zmory biegaczy. W naszym przykładzie to właśnie ono rozpoczęło serię następujących po sobie urazów. Po długich walkach udało się je prawie zaleczyć, a przez większość czasu i tak można było trenować… [h3]Akt I, czyli staw skokowy[/h3] Zmiana sposobu stawiania stopy wymuszona niezaleczonym rozcięgnem lub próba biegania pomimo bólu skutkuje przeciążeniem stawu skokowego, co niestety ma dalsze konsekwencje. Dzieje się tak dlatego, że od bólu najłatwiej uciec stając bardziej na zewnętrznej krawędzi stopy niż zwykle. Staw, który pracował przez wiele lat w ustalony sposób musi szybko dostosować się do nowego schematu, lecz efekt może być tylko jeden. Kolejne kłopoty, kolejne stany zapalne, kolejne kontuzje. Tym groźniejsze, że pojawiają się stopniowo, w sposób prawie niezauważalny. Najgorszą rzeczą, którą możemy zrobić to przyzwyczajenie się do tych „niedogodności”. [h3]Akt II, czyli kolana[/h3] Zmiana wzorca ruchu nie zakończy się na stawie skokowym. Nietypowe przeciążenia będą zbierać swoje żniwo, zaczynając od kolan. Najszybciej poczują to triathloniści dużo biegający lub mający tendencję do „twardej” jazdy na rowerze, gdzie stosunkowo dużą siłę przykłada się przy niskiej kadencji. Po raz kolejny mamy do czynienia z cichym zabójcą, który wypracowuje sobie dyskretnie pozycję do ataku.Alarm – wiele z kontuzji można leczyć lub eliminować za pomocą delikatnego rozciągania i masowania, jednak trudno zmobilizować się do specjalnej sesji w tym celu. Jest na to łatwy sposób, minutnik, który przypomni o krótkiej gimnastyce co 2-3 godziny w ciągu dnia. Wystarczy nawet kilka minut pracy nad stopą, ścięgnem Achillesa, czy mięśniem płaszczkowatym łydki, żeby zauważyć postępy. Przy okazji, takie ćwiczenia nie kojarzą się nam z niemiłosiernie wolno płynącymi sekundami „prawdziwej” terapii.
Płetwy – to typowy przykład błędu w regeneracji. Nie tylko nie odciążają nadwyrężonego stawu skokowego, lecz narażają go na dodatkowy stres. Powinny być wyeliminowane z treningu do czasu całkowitego wyleczenia kontuzji.
OS1st FS6 – Opaska kompresyjna na staw skokowy. Drobiazg, a zarazem jeden z najbardziej przydatnych na co dzień gadżetów. Świetnie sprawdza się nie tylko podczas treningów czy zawodów, dzięki bardzo cienkiemu, nie przeszkadzającemu w bucie materiałowi. To także sposób na puchnące kostki, szczególnie u osób, które po treningu dość szybko muszą pojawić się w pracy i spędzić tam czas w pozycji siedzącej lub stojącej. Moim zdaniem pozycja obowiązkowa dla zawodników z osłabionym stawem skokowym oraz zwolenników dużego kilometrażu biegowego.
Pasta borowinowa lecznicza – okłady z podgrzanej pasty borowinowej stosuje się naprzemiennie z okładami z lodu. Pobudza to krążenie i wzmacnia przeciwzapalne właściwości borowiny. Choć samo leczenie przynosi czasową ulgę, jest niedrogie, oparte na naturalnych składnikach, to w praktyce jest niestety czasochłonne. Przygotowanie całego zestawu, okłady, sprzątanie zajmowało mi za każdym razem ok. 90 minut.
Artykuł pochodzi z magazynu “Triathlon” będącego częścią miesięcznika “Bieganie”, kwiecień 2015