Ludzie > Elita biegaczy > Ludzie
Iwona Lewandowska: „Progres jest dla mnie najważniejszy” [WYWIAD]
Iwona Lewandowska jako pierwsza kobieta na mecie maratonu w Eindhoven. Fot. Barbara Kerkhof
Miała uzyskać minimum na sierpniowe Mistrzostwa Europy w Zurychu i poprawić życiówki na 5 000 i 10 000 m. Zamiast tego została mistrzynią Polski na 5 i 10 km, wojskową mistrzynią świata w maratonie oraz zwyciężczynią maratonu w Eindhoven. Iwona Lewandowska podsumowuje swój sezon.
Przeczytaj też wywiad z początku sezonu (9 kwietnia 2014 r.): „Iwona Lewandowska walczy o wszystko”
Rozmawiałyśmy na początku kwietnia tego roku – przed Orlen Warsaw Marathon. Plan był taki: uzyskujesz minimum na sierpniowe Mistrzostwa Europy, potem w okresie wakacyjnym skupiasz się na krótszych dystansach i poprawiasz swoje życiówki na 5 000 i 10 000 m, po czym znowu wydłużasz dystans i szykujesz szczyt formy na ME w Zurychu. Plan jednak zaczął się sypać – w Warszawie uzyskałaś wynik gorszy od wymaganego 2:31:00.
– Byłam praktycznie pewna, że uzyskam to minimum. Wszystkie założenia treningowe zostały zrealizowane. Forma była, o czym świadczy uzyskany na 3 tygodnie przed maratonem świetny wynik na 10 km (32:40), który jest zarazem moim rekordem życiowym, a do tego wygrana w biegu Bupa Great Ireland Run w Dublinie w wyborowej stawce. Przygotowania do tego maratonu zaczęłam dość późno, bo dopiero w styczniu zaczęłam truchtać po drugiej już operacji kolana. Poprzedni rok nie był dla mnie łaskawy – konieczne dwie artroskopie, a w związku z tym dość duże zaległości treningowe. Jednak nie miałam nic do stracenia. Chciałam powalczyć, a że czułam się dobrze, liczyłam na wynik dużo lepszy niż wskaźnik PZLA na ME. Niestety w trakcie biegu niespodziewanie zaczęłam odczuwać ból w okolicy mięśnia dwugłowego uda, coraz silniejszy z każdym pokonanym kilometrem. Już na 17. kilometrze stał się praktycznie nie do zniesienia. Nie byłam w stanie wybić się z tej nogi. Próbowałam robić wszystko, żeby trzymać tempo pacemakera. Jeszcze na półmetku biegłam na rekord życiowy. Motywacją dla mnie było wtedy uzyskanie minimum, potem zaczęłam walczyć o to, by dobiec do mety. Chciałam ukończyć pierwszy maraton po 1,5-rocznej przerwie, mimo ogromnego cierpienia. Chciałam znowu poczuć, jak to jest przebiec ponad 42 km. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że w ogóle udało mi się ukończyć ten bieg. Miało to dla mnie kolosalne znaczenie.
Cóż, nie za zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Najważniejsze to nie poddawać się, ustalić sobie nowy cel i do niego dążyć. To były jeden z wielu, zrealizowanych i niezrealizowanych…. Przede mną kolejne.
Iwona Lewandowska na finiszu Orlen Warsaw Marathon 2014. Fot. Marta Tittenbrun
Wiedziałaś już, że nie pobiegniesz maratonu podczas Mistrzostw Europy w Zurychu w sierpniu. Jak to wpłynęło na Twoje plany?
– Maraton w Eindhoven i jednocześnie Wojskowe Mistrzostwa Świata w maratonie stały się celem numer 1. Po drodze starty na bieżni i krótsze biegi uliczne. Po Orlen Warsaw Marathon treningi nie były realizowane według planu, wielu nie byłam w stanie ukończyć. Problem z nogą, który ciągnie się za mną do dzisiaj, wpłynął na gorsze wyniki na 5000 m i 10000 m, niż jak początkowo zakładaliśmy z Trenerem Jakubowskim. Udało się jednak uzyskać tytuł Mistrzyni Polski kobiet w biegach ulicznych na 5 km i 10 km. Liczyłam też na lepszy wynik w Półmaratonie Praskim. Ale tydzień później odbiłam sobie to, zdobywając dwa złote medale w Wojskowych Mistrzostwach Świata w biegach przełajowych w Beirucie (Liban) – indywidualnie i drużynowo.
W Eindhoven udało się pobiec rewelacyjnie. Zostałaś wojskową mistrzynią świata w maratonie, ale byłaś też pierwszą kobietą na mecie, w dodatku ze świetnym czasem 2:28:33, czyli tylko sekundę gorzej od swojej życiówki.
– Czas netto mam o 2 sekundy lepszy i to właśnie tych dwóch sekund zabrakło do oficjalnego rekordu życiowego. Ale wcale mnie to nie martwi, gdyż mogę śmiało powiedzieć, że jest to najlepszy maraton w moim wykonaniu.
Przed biegiem byłam świadoma, że może mieć miejsce taka sytuacja, w której będę prowadzić bieg samotnie od startu do mety. Nie wiedziałam nic na temat elity biegu, nie było też mowy o pacemakerze. Wiedziałam, że będę zdana sama na siebie. Byłam na to gotowa. Poradziłam sobie doskonale, biegłam w grupie na wynik 2:27, jednak tylko do 25. kilometra. Potem samotnie walczyłam o uzyskanie jak najlepszego czasu i zwycięstwo. Na mecie nie czułam się, jakbym przebiegła maraton. To był bieg na medal!
Widziałam, że w internecie pojawiły się opinie, że start w tych zawodach był moją chłodną kalkulacją, bo wiedziałam, że mam szansę na zwycięstwo. Gdybym faktycznie kalkulowała, to po pierwsze wybrałabym maraton, w którym warunki pozwoliłyby mi na osiągnięcie lepszego czasu. Po drugie z tej „chłodnej kalkulacji” powinnam wrócić z wypchanym portfelem. A za wygranie maratonu w Eindhoven nie dostałam ani grosza – mogę się jedynie pochwalić wielkim pucharem i to wszystko. Oczywiście do tego dochodzi fakt, że jako zawodowy żołnierz miałam obowiązek wystartować akurat w tym maratonie.
Nasi reprezentanci po Wojskowych Mistrzostwach Świata w maratonie, Eindhoven 2014. Fot. Henryk Szost
Jak odpowiesz na zarzut, że zawodowcy reprezentujący armię wolą startować w imprezach wojskowych zamiast reprezentować nasz kraj w takich imprezach jak Mistrzostwa Europy czy Mistrzostwach Świata, bo to się po prostu bardziej opłaca?
– Dla mnie zarzuty wobec biegaczy reprezentujących wojsko są bezpodstawne i wynikają z małej wiedzy osób, które nas krytykują. Reprezentując wojsko na zawodach międzynarodowych, reprezentujemy nie inne wojsko, jak tylko POLSKIE. A co za tym idzie, reprezentujemy POLSKĘ.–
A jeśli ktoś zarzuca, że nie strzelamy, nie jeździmy na poligon, nie mamy służb, to jest w błędzie. Mamy swoje obowiązki, ale najważniejszym z nich jest zdobywanie medali na wojskowych imprezach międzynarodowych. W ten sposób czepiać trzeba byłoby się też lekarzy wojskowych, kierowców, informatyków itd.
Dwa lata temu byłam bliska uzyskania minimum na Igrzyska Olimpijskie w Londynie – niestety nie znalazłam się w składzie. Na zeszłoroczne Mistrzostwa Świata minimum uzyskałam, ale przytrafiła się kontuzja i nie mogłam w nich uczestniczyć. W tym roku walczyłam o wyjazd do Zurychu na Mistrzostwa Europy. Niestety nie udało się uzyskać odpowiedniego wyniku. Co roku staram się o to, żeby pojechać na imprezę wysokiej rangi i walczyć dla kraju. Większość przygotowań finansuję z prywatnych funduszy.
W tej chwili mam już minimum na przyszłoroczne Mistrzostwa Świata w Pekinie (wynik z Eindhoven daje mi na nie przepustkę). Nie mogę tam wystartować, choć bardzo bym chciała.
Dla mnie udział w takiej imprezie „z orzełkiem na piersi” to wielki zaszczyt. Uważam, że ściganie się z najlepszymi zawodnikami świata to cenne doświadczenie, które pozwala rozwijać się, biegać coraz szybciej. A progres jest dla mnie najważniejszy – według mnie o to właśnie chodzi w bieganiu. I wierzę w to, że jestem w stanie w maratonie osiągać dużo lepsze wyniki. Czuję, że mam rezerwy.
Jestem bardzo wdzięczna za wszelkie szkolenie, które do tej pory otrzymałam z PZLA. Cieszę się, że mogę liczyć na taką pomoc w przyszłym roku. Jednak mamy od Wojska Polskiego odgórny zakaz startu w MŚ w Pekinie – ze względu na zaplanowane na październik przyszłego roku Wojskowe Igrzyska Olimpijskie, które są dla nich priorytetem. Wszystko leży w dobrej woli i porozumienia się PZLA z Wojskiem Polskim. Mam nadzieję, że wygra zdrowy rozsądek, a nie czyjaś zimna kalkulacja interesów.
To może wróćmy do tego, co „tu i teraz”. Jakie masz jeszcze plany startowe w tym roku?
– Na początku listopada startuję w Mistrzostwach Sojuszniczego Dowództwa Sił Powietrznych NATO (HQ AIRCOM) w biegach przełajowych, które odbędą się w Skwierzynie. Sezon planuję zakończyć startem w XXVI Biegu Niepodległości w Warszawie.
W tym sezonie walczyłaś o dobre wyniki zarówno w maratonie, jak i na krótszych dystansach – 5 i 10 km. W przyszłym roku zamierzasz się skupić już tylko na długim dystansie, czy wciąż będziesz trenować do piątki i dychy?
– Te krótsze dystanse są tak naprawdę punktem wyjścia do maratonu. Im szybciej będę biegać piątkę czy dychę, tym szybsza będę też w maratonie. Plany na przyszły rok jeszcze nie do końca się wyklarowały. Początkowo myśleliśmy z trenerem o tym, żeby przez pierwszą część sezonu skupić się wyłącznie na bieżni, popracować nad szybkością. Jednak prawdopodobnie wezmę udział w którymś z wiosennych maratonów.
Zdaje się, że masz wielkie zaufanie do swojego trenera – Marka Jakubowskiego.
– Trenera podziwiam nie tylko za to, że jest w stanie tak rewelacyjnie przygotować mnie do każdego startu, ale również za to, jakim jest człowiekiem. Trener nie widzi nas tylko jako zawodników, ale przede wszystkim jako dzieci, studentów, ludzi pracujących czy mających rodziny. Nasze rozmowy nie skupiają się tylko na sprawach treningowych.
W kwestii treningu ufam mu w pełni. Jest pewny siebie i tego, że uda się osiągnąć założony cel. Kiedy startowałam dwa lata temu w Berlinie, powiedział mi, że pobiegnę w 2:30. Tak też się stało, poprawiłam wtedy rekord życiowy o prawie 12 minut!
Iwona Lewandowska z trenerem Markiem Jakubowskim podczas obozu treningowego w Szklarskiej Porębie. Fot. archiwum Iwony Lewandowskiej
Rozmawiała: Marta Tittenbrun
- pierwsza Polka na Orlen Warsaw Marathon (druga kobieta na mecie)
- mistrzostwo Polski kobiet w biegu ulicznym na 5 km
- mistrzostwo Polski kobiet w biegu ulicznym na 10 km
- wojskowe mistrzostwo świata w biegach przełajowych (Liban) – indywidualnie i drużynowo
- zwycięstwo w BMW Półmaratonie Praskim (Warszawa)
- zwycięstwo w maratonie w Eindhoven
- wojskowe mistrzostwo świata w maratonie – indywidualnie i drużynowo
Zobacz filmowy skrót z biegu Iwony Lewandowskiej w Eindhoven:
https://www.youtube.com/watch?v=Or1pSMw6xe0
Zachęcamy także do słuchania naszego podcastowego cyklu „Czy tu się biega?”.