Co oznaczają napisy na etykietach? Praktyczny poradnik, jak robić zdrowe zakupy
W praktyce dietetyka są takie stwierdzenia, które padając w kółko tworząc efekt „zdartej płyty”. W TOP3 obok „jedz posiłki regularnie” oraz „pij odpowiednią ilość wody” zdecydowanie umieścić można również „czytaj etykiety”. Łatwo powiedzieć, tylko co jeśli nie zawsze rozumiemy o czym ona nas informuje? Kilka praktycznych porad, aby nazwy związków chemicznych rodem z Hogwartu czy drobny druczek przestały być problemem.
1. Etykieta to nie Pan Tadeusz
…nie powinna mieć zbyt wielu wersów. Oczywiście, może zdarzać się, że wśród stosunkowo długich składów znajdziemy dietetyczne perełki. Jednak generalnie długi skład nie wróży niczego dobrego. Zwłaszcza, gdy kupujesz produkt, który można otrzymać z 2-4 składników (np. chleb, jogurt) a nagle na liście widnieje ich kilkanaście. Szkoda tracić czas na ich czytanie, można od razu z nich zrezygnować.
2. Kolejność ma znaczenie
W przypadku etykiet kolejność wymienianych składników jest ściśle związana z ich ilością w produkcie. Pierwszy jest ten surowiec, którego użyto najwięcej. Zatem jeśli kupujesz czekoladę i na pierwszym miejscu widnieje cukier, to jednak nie jest to najlepszy wybór (najwięcej powinno być miazgi kakaowej). Zazwyczaj podany jest również procent zawartości składnika, jednak nie jest to regułą.
Na ilość konkretnych surowców warto zwracać nuwagę także w przypadku różnego typu płatków śniadaniowych czy musli. Niestety bardzo często mają cukier wysoko w składzie. Kupujemy je z intencją wyboru zdrowego produktu z pełnych zbóż, a tak naprawdę możemy zafundować sobie cukrowy ulepek. Zwłaszcza, że…
3. Cukier niejedno ma imię
Pamiętajmy o tym, że substancje słodzące mogą kryć się pod różnymi nazwami. Może być to syrop glukozowo-fruktozowy, słód jęczmienny, syrop kukurydziany, ryżowy, dekstroza, cukier inwertowany, syrop cukrowy i wiele innych jeszcze.
To, że nie spotkamy na etykiecie nazwy „cukier”, nie oznacza że produkt jest wolny od substancji nadających jej słodycz i o podobnym działaniu co biały cukier (sacharoza).
4. Nie ufaj deklaracjom „na froncie”
Prawdą jest, że zwykle producent już na samym przodzie etykiety chce się z nami podzielić tym, jak unikalny jest jego produkt. Zatem podkreśla, że mamy do czynienia z towarem bez dodatku syropu glukozowo-fruktozowego, konserwantów, barwników czy innych tego typu składników. To bywa wystarczającym impulsem jego kupna.
Tymczasem przezorny zawsze ubezpieczony i lepiej doczytać, co to właściwie oznacza. Może się okazać, że syropu glukozowo-fruktozowego nie ma – świetnie! Szkoda tylko, że znajduje się cukier. Producent absolutnie nas nie okłamał, zgodnie z prawdą zadeklarował nie znajdziemy w jego produkcie. Jednak to, co w nim jest, wciąż pozostawia wiele do życzenia.
5. Zdrowa żywność nie zawsze ekologiczna
Manipulacja nazewnictwem, które kojarzy się nam z produktami o wysokiej wartości odżywczej i licznych walorach zdrowotnych, jest popularną praktyką. Zdarza się, że konsument nie ma pojęcia o tym, że dokonuje zakupu żywności nieuprawianej ekologicznie, mimo że taka jest jego intencja.
Zgodnie z Rozporządzeniem Komisji Wspólnoty Europejskiej żywność może być oznakowana jako „ekologiczna” jedynie wówczas, gdy co najmniej 95% składników pochodzenia rolniczego ma charakter ekologiczny. Zatem by móc nazywać żywność ekologiczną, musi ona pochodzić z uprawy posiadającej certyfikat. Taki dokument jest wydawany na 12 miesięcy, a po tym czasie odnawiany.
Określenie „zdrowa żywność” nie podlega regulacjom prawnym, jest natomiast używane marketingowo. Jeśli chcemy z całą pewnością kupić produkt ekologiczny, powinniśmy poszukiwać znaku „euroliścia” na zielonym tle. To on wskazuje, że produkt rzeczywiście pochodzi z rolnictwa ekologicznego. Wszelakie „laury konsumenta” czy inne tego typu widoczne logo nie jest związane ze sposobem uprawy surowców.
6. Żywność ekologiczna nie zawsze zdrowa
Chociaż tak możemy ją kojarzyć, powinniśmy pamiętać o tym, że ekologiczność uprawy nie wyklucza składu pozostawiającego wiele do żywienia. Cukier czy olej palmowy także może pochodzić z ekologicznej uprawy.
Tak samo mogą być również głównym składnikiem (stojącym na jednym z pierwszych miejsc w składzie) konkretnych produktów. Tym samym wciąż powinno interesować nas to, z czego składa się nasz zakup.
7. Termin terminowy nierówny
Producenci posługują się najczęściej dwoma określeniami dotyczącymi trwałości produktów: terminem przydatności do spożycia oraz datą minimalnej trwałości. Spotykając się ze zdaniem „należy spożyć do” traktujemy widoczną datę jako termin, po upływie którego produkt traci przydatność do spożycia. Najczęściej widziany jest na produktach mlecznych, różnego typu gotowych produktach czy serach.
Natomiast „najlepiej spożyć przed” lub „należy spożyć przed końcem” oznacza datę, do której prawidłowo przechowywany środek spożywczy zachowuje pełne wartości. Po upływie tych terminów środki spożywcze nie mogą znajdować się w obrocie handlowym.
8. Przeliczaj wartości odżywcze na 100g
Jakiś czas temu na produktach pojawiła się informacja dotycząca wartości odżywczych w sugerowanej porcji. Na to wrażliwe powinny być przede wszystkim osoby na dietach redukcyjnych czy te pilnujące bilansu energii. Sugerowana porcja zazwyczaj nie jest związana z gramaturą produktu.
Kupujemy batona, szczęśliwi że ma zaledwie 100kcal i zmieści się w naszym bilansie. Szkoda tylko, że tyle kalorii ma połowa batona – bo właśnie tyle powinniśmy zjeść według sugestii producenta. Podobnie jest z ciastkami, chipsami i żywnością wysokoenergetyczną – zdecydowanie lepiej wygląda 150kcal w sugerowanej porcji (która wynosi 25g) niż 600kcal na 100g. Nie dajmy zatem złapać się w tę iluzję niskiej energetyczności.
W podobny sposób producenci chcą czasem wyeksponować wysoką zawartość białka lub niską zawartość tłuszczów. Porównuj zatem produkty między sobą biorąc pod uwagę 100g produktu. Tak samo powinniśmy przeliczać ceny – uwzględniając cenę na 100g lub kilogram. Na szczęście supermarkety już podają taką informację, choć jak zawsze – napisana jest mniejszą czcionką.
9. Korzystaj z gotowych rozwiązań
Na początku zmagania z etykietami mogą jawić się w kategoriach pewnej przegranej. Jednak to praktyka czyni mistrza i kilkukrotne uważne zakupy pozwolą na to, by być coraz bardziej świadomym konsumentem. Warto w przypadku bardziej skomplikowanych składów skorzystać z pomocy technologii.
Przydatna będzie aplikacja, np. „Zdrowe zakupy”, dzięki której możemy zeskanować kod kreskowy produktu. W efekcie otrzymujemy informację na temat jego składu, opis substancji, które wchodzą w jego skład i ogólną ocenę. Nie musimy znać wszystkich możliwych oznaczeń i nazw chemicznych – aplikacja robi to za nas. Pozwala też ustawić alerty, co ważne jest w przypadku alergików czy osób z nietolerancjami.
10. Ufaj i sprawdzaj
Ostatnia rada dotyczy produktów, które stosujemy już od jakiegoś czasu. Wiemy że są sprawdzone, mają dobry skład, a więc podczas zakupów nie czytamy go po raz kolejny. Stworzenie sobie żelaznej bazy produktów jest bardzo pomocne i na tym etapie zakupy przestają dłużyć się w nieskończoność (jak to może się wydawać na początku przygody z czytaniem etykiet).
Co jakiś czas wskazane jest zerknąć ponownie na etykietę. Producenci zmieniają swoje składy – zwykle zmiany podążają ku lepszemu, ale czasem zdarzają się również te niekorzystne. Nie zawsze idzie to w parze z nową odsłoną graficzną produktu, a więc taka weryfikacja od czasu do czasu na pewno nie zaszkodzi (szczególnie jeśli musimy wystrzegać się konkretnych składników z przyczyn zdrowotnych lub etycznych).