Triathlon > TRI: Sprzęt > Triathlon
Świat dysku – czyli pełne koła
Rower marzeń do jazdy na czas lub triathlonu prawie zawsze będzie zawierał jeden charakterystyczny element. Pozbawione szprych tylne koło. Połyskujący czarnym węglem fetysz będący zapowiedzią ostrej jazdy bez kompromisów i odpuszczania. Jaka jest jego historia, komu pomoże i ile kosztuje?
Pełne koła to dość młody sprzęt w kolarskim arsenale. Po raz pierwszy w sportowej rywalizacji użył ich Francesco Moser podczas swojej próby bicia rekordu w godzinnej jeździe na czas w 1984 roku. Wczesne modele różniły się istotnie od dzisiejszych wersji. W większości stosowano różne formy wzmacnianego plastiku lub włókien szklanych, zdarzały się również eksperymenty z aluminium, a nawet z drewnem. Waga tylnego koła przekraczała w tym czasie dwa kilogramy i być może to właśnie jest przyczyną stereotypu ciężkiego koła. Dzisiejsze dyski ważą poniżej kilograma i nie odbiegają znacznie od wagi karbonowych kół z wysokim profilem. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że zdecydowana większość kół pod oponę używanych przez amatorów w triathlonie jest znacznie cięższa. Wagą w początkowym okresie zresztą nikt specjalnie się nie przejmował. Ciekawostką był pierwszy ogólnodostępny dysk Mavic Comete, miał on specjalne miejsca na umieszczenie dodatkowych ciężarków, aby wzmocnić efekt koła zamachowego w wyścigach płaskich lub na torze. Dodatkowe obciążniki w kołach? W dzisiejszych czasach taki pomysł nie miałby żadnych szans! Oczywiście to nie waga jest kluczowym parametrem w wyborze dysku. Podstawową zaletą jest jego aerodynamika, z której to zysk znacznie przewyższał straty spowodowane większym ciężarem. Jaki to konkretnie zysk? Odpowiedź nie jest wcale taka łatwa. Parametry podawane przez producentów są najczęściej opisem eksperymentów laboratoryjnych. Nawet jeżeli mamy zestaw danych obejmujących zachowanie koła przy przełamywaniu oporów powietrza nacierającego pod różnym kątem, bardzo trudno jest to przełożyć na wynik naszego startu. W sieci można się natknąć na szablony wyliczające zysk na popularnych trasach wyścigów przy użyciu wybranych modeli kół i opon, jednak nie ma metody na zweryfikowanie zastosowanych przeliczników w zderzeniu z rzeczywistością. Rozstrzał wyników jest tu bardzo duży i na dystansie Ironman waha się od 5 do aż 15 minut „kupionych” wraz z kołem. Jedno jest pewne, dysk to najszybsza z możliwych opcji doboru kół. Stoi za tym nie tylko aspekt techniczny. Niezwykle duże znaczenie ma także przyjemność użytkowania. Łomot, jaki wydaje z siebie działająca jak membrana tafla z włókna węglowego, można porównać do sportowego wydechu w samochodach czy motocyklach.
Możesz uzyskać większość korzyści z pełnego koła, stosując znacznie tańsze osłony przeznaczone do wielu kół z wysokim profilem.
Czy dysk pomoże każdemu? Niestety nie. Jak każdy sprzęt wspomagający aerodynamikę wymaga on rozwinięcia większych prędkości. Jeżeli twoja średnia z płaskiego wyścigu spada poniżej 35 kilometrów na godzinę, nie odczujesz z niego zbyt wielu korzyści. Nie jest to jedyna zła wiadomość, kolejną jest cena. 5000 złotych za nowe koło to w zasadzie plan minimum, większość renomowanych producentów wycenia swoje modele na około 10 tysięcy złotych. A to już nie są żarty…
Szansa na pełne koło
Organizatorzy Volvo Triathlon zapowiadają możliwość bezpłatnego wypożyczenia na start w swoich zawodach dysku firmy DT Swiss. Udało się nam ustalić, że będą to trzy sztuki, po jednej na każdy z dostępnych systemów napędowych. Zasady wypożyczenia ogłoszone zostaną na stronie zawodów, przy zgłoszeniach będzie obowiązywał system „kto pierwszy, ten lepszy”.
Maciej Żywek, „Świat dysku”, Bieganie, kwiecień 2013