Wydarzenia > Aktualności > Slider > Wydarzenia
Smutny koniec kariery Adama Kszczota
Karierę sportową zakończył Adam Kszczot – jeden z najwybitniejszych polskich biegaczy w historii. Zakończył bardzo niefortunnie – planował wystartować w Halowych Mistrzostwach Świata, ale okazało się, że… nie zdążył odpowiednio wcześnie się zaszczepić.
Nie tak chcielibyśmy żegnać wielkich mistrzów! Zakończenie kariery przez 31-letniego Adama Kszczota zaskoczyło kibiców i nastąpiło bez końcowego akcentu, bez występu w Halowych Mistrzostwach Świata. W polskich warunkach Adam był biegaczem wybitnym, którego brak na pewno odczujemy. Spójrzmy na proste statystyki – w 39-letniej historii rozgrywania mistrzostw świata w lekkiej atletyce Polacy bez Adama Kszczota wycisnęli jedynie dwa medale w biegach średnich. Oba brązowe – Pawła Czapiewskiego na dystansie 800 metrów oraz Marcina Lewandowskiego na 1500 metrów. To i tak dużo na tle innych konkurencji, ale Adam Kszczot dorzucił do tego dwa indywidualne tytuły wicemistrzowskie w biegu na dystansie 800 metrów. Żaden Polak w historii nie został indywidualnym mistrzem świata w biegach, a wicemistrzem, oprócz Kszczota, był tylko Bogusław Mamiński, na dystansie 3000 m z przeszkodami – w 1983 roku.
Adam Kszczot seryjnie zdobywał medale także w bardziej niszowych imprezach – był halowym mistrzem i wicemistrzem świata, trzykrotnym mistrzem Europy na stadionie oraz trzykrotnym w hali. Bieganie pod dachem zawsze było jego mocnym punktem i przez kilka lat Polak nie przegrywał tam właściwie z nikim.
Co dramatycznego wydarzyło się więc tej zimy? Warto zauważyć, że już 1,5 roku temu w „Magazynie Bieganie” pisaliśmy, że kariera polskiego średniodystansowca zmierza w niepokojącym kierunku. Rozstanie z trenerem Zbigniewem Królem, pełne wzajemnych pretensji, kolejne spory z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki i coraz słabsze wyniki nie wskazywały, że Polak może wrócić do najwyższej formy. Doszedł też zwykły pech, jeden z sezonów i przygotowania zakłócone pandemią koronawirusową, a wcześniej rywalizacja z najszybszym biegaczem w historii 800 metrów – Kenijczykiem Davidem Rudishą. To wszystko ostatnio odbijało się na formie Polaka, a także na jego finansach. W światowych biegach mniej było okazji do zarabiania, a Adam w międzyczasie dorobił się dwójki dzieci, wybudował dom. Doszedł do wniosku, że spróbuje swoich sił w biznesie, do którego ciągnęło go już wcześniej.

Szkoda tylko, że rozstanie ze sportem nastąpiło w tak nieprzyjemnych okolicznościach. Bez uroczystego pożegnania, bez występu w reprezentacji, bez ostatniego dużego „strzału”. Mówimy o biegaczu nie tylko wybitnym, ale i często kontrowersyjnym, ciekawym, wywołującym spory. Adam Kszczot od zawsze znany był nie tylko z sukcesów sportowych, ale i walecznego charakteru. Potrafił zwracać uwagę dziennikarzom, że zadają mu niewłaściwe pytania, ostro przepychał się na bieżni, z dwoma trenerami rozstał się w atmosferze konfliktu. Jego obecność w strukturze Polskiego Związku Lekkiej Atletyki także bywała trudna, co w ostatnich latach tylko się nasiliło. Działacze wymagają medali, a tych w ostatnich latach brakowało.
Awantura szczepionkowa była absolutnie niepotrzebna i chociaż Adam obarcza winą PZLA, warto zauważyć, że sytuacja nie jest tu oczywista. Polski Związek Lekkiej Atletyki na wyjazdy na imprezy wymaga obowiązkowego szczepienia, podobnie jest na większości dużych imprez. Halowe Mistrzostwa Świata w tym roku są jednak wyjątkiem – impreza odbywa się w Serbii, kraju najbardziej znanego antyszczepionkowca świata, tenisisty Nowaka Djokovica. Co więcej, mocno związana z Rosja Serbia szczepiła swoich obywateli głównie rosyjską szczepionką, nieuznawaną w Unii Europejskiej. Nawiasem mówiąc, w Serbii, jako jedynym kraju na świecie odbyła się niedawno manifestacja poparcia dla… rosyjskiej napaści na Ukrainę.
Mówimy więc o specyficznym kraju i w związku z tym w Halowych Mistrzostwach Świata można było wystąpić bez szczepienia. Adam Kszczot liczył, że PZLA zrobi dla niego wyjątek i nie będzie wymagał aktualnego szczepienia, ale związek się nie ugiął. Co więcej, ostateczną decyzję ogłoszono późno, dopiero w lutym. Adam zaszczepił się w ostatniej chwili i – jak stwierdził – czuł się słabo, dlatego postanowił zrezygnować z występu. Dlaczego nie wykonał szczepienia wcześniej? Cóż, w najbardziej sceptycznym wobec szczepionek kraju Unii Europejskiej, czyli Polsce, panuje dziwna atmosfera. Władze niby zachęcają do szczepionek, ale jednocześnie puszczają oko do antyszczepionkowców. Podobnie zachowują się władze sportowe oraz pewna część trenerów, zawodników i zawodniczek.
Przed zeszłorocznymi Igrzyskami szczepienia były obowiązkowe, Adam Kszczot zaszczepił się szczepionką jednodawkową i uważał, że to ona przeszkodziła mu w uzyskaniu formy (prawie dwa miesiące później!) W świetle tego, że jego wyniki były słabsze z sezonu na sezon i nie zdobył żadnego medalu imprezy międzynarodowej od sezonu 2018, wydaje się to tezą co najmniej dyskusyjną. Ba, Adam nawet w mistrzostwach Polski na stadionie ostatni indywidualny medal zdobył w sezonie 2018. Szczepionka stała się nagle wygodną wymówką dla wszystkich biegaczy w słabszej formie, szczególnie w krajach, gdzie ruchy antyszczepionkowe są silne.
Co ciekawe, w krajach dobrze wyszczepionych tego typu głosy pojawiają się rzadko, a szczepionka nie wydaje się przeszkadzać najmocniejszym. Norweg Jacob Ingebrigtsen mimo pełnego szczepienia nie miał problemu z wywalczeniem tytułu mistrza olimpijskiego w biegu na 1500 metrów, podobnie Brytyjczyk Josh Kerr, który zajął w tym biegu 3. miejsce. Szczepionka nie przeszkodziła także w zdobyciu medalu na dystansie 800 metrów Patrykowi Dobkowi, ani Michałowi Rozmysowi w uzyskaniu rekordu życiowego w finale biegu olimpijskiego na 1500 metrów. Wszystko wskazuje na to, że ci, którzy byli w formie, pozostali w formie. Przykre więc, że na koniec kariery tak wybitny polski sportowiec jak Adam Kszczot postanowił wpisać się w antyszczepionkową histerię. O tym, że tzw „paszport kowidowy” wygasa w Unii po 9 miesiącach, wiedziano co najmniej od jesieni zeszłego roku. Większość sportowców nie miało z tym problemu i nie słychać, aby obawy o szczepionki powodowały masowe kończenie karier bądź odwołane starty. Trzeba to powiedzieć wprost, Polak zawalił ostatnią imprezę głównie na własne życzenie.
Wydarzenia ostatnich kilku lat sprawiają, że kariera Adama, wybitna w polskich warunkach, pozostawia jednak wrażenie pewnego niedosytu. Do Igrzysk Olimpijskich w Tokio śmiało moglibyśmy mówić, że Adam Kszczot jest najwybitniejszym polskim średniodystansowcem w historii. W zeszłym roku rękawicę rzucił mu jednak Patryk Dobek. Igrzyska Olimpijskie stoją w nieoficjalnej hierarchii imprez sportowych wyżej niż mistrzostwa świata, a Patryk zdobył w nich brązowy medal. Adam w dwóch występach olimpijskich nie zdołał ani razu awansować do finału i to kładzie się cieniem na jego karierze. Nie udało mu się także poprawić rekordu Polski Pawła Czapiewskiego, a życiówki nie poprawił od roku 2011.
Dwukrotne wicemistrzostwo świata oraz wynik 1:43,30 robią gigantyczne wrażenie, ale czy ktoś u nas pamięta Garego Reeda? To kanadyjski wicemistrz świata z 2007 roku, z życiówką 1:43,68. A Alfred Kirwa Yego? Kenijczyk był całkiem niedawno wicemistrzem i mistrzem świata oraz brązowym medalistą olimpijskim, z życiówką 1:42,67. Niestety, na świecie liczą się rekordy oraz złote medale olimpijskie, inne wyniki szybko zacierają się w ludzkiej pamięci. Adam Kszczot w Polsce zawsze będzie bohaterem, ale wydawało się, że tylko krok dzielił go od bycia legendą biegania w skali światowej. Tego oczekiwania nie udało mu się spełnić. Wielki mistrz odchodzi, żegnany z żalem przez kibiców, szkoda tylko, że w nieco toksycznej atmosferze…
.