Triathlon > TRI: Ludzie > Triathlon
S. Kuster: „Niektórzy zbierają znaczki, ja tytuły Mistrza Polski” [WYWIAD]
Sylwester Kuster i Mateusz Kaźmierczak po MP w Przechlewie. Fot. Bikelife.pl
Sylwester Kuster w pierwszym sezonie po półtorarocznej przerwie w ściganiu szturmem zdobył niemal wszystko to, co było do zdobycia. Sezon kończy z pięcioma tytułami Mistrza Polski. Jak sam przyznaje, jego plan optimum zakładał zdobycie dwóch złotych medali – pozostałe trzy określa jako „niespodziewane bonusy”. Zapytaliśmy Sylwestra o to, jak postrzega mijający sezon i jak to jest rozbić bank ze złotymi medalami…
Czujesz się spełniony w tym roku?
Tak. Zrealizowałem w pełni założenia z początku roku i to z nadwyżką. Założyłem sobie, że plan optimum to zdobycie trzech tytułów Mistrza Polski, w tym dwóch na dystansach najważniejszych dla elitarnych zawodników, czyli olimpijskim i sprinterskim. Trzeci chciałem wywalczyć w supersprincie, z dość zabawnego powodu – zwyczajnie brakowało mi tego złota do mojej kolekcji tytułów Mistrza Polski Elity. Obecnie mam przynajmniej po jednym złocie na każdym dystansie ITU rozgrywanym w Polsce – to jest supersprint, sprint, olimpijski i długi. Łącznie 9 tytułów Mistrza Polski Elity w triathlonie, a do tego doszło jeszcze jedno złoto, którego nie planowałem. Tak naprawdę miałem przy tym dużo szczęścia. Przygotować formę to jedno – robię to już kilka lat, nie są to moje pierwsze tytuły, więc zdaję się na pracowitość i doświadczenie – jednak w trakcie każdego wyścigu wiele rzeczy może pójść nie tak… Mnie jednak się udało i myślę że może to być powód do zadowolenia.Jesteś kolekcjonerem tytułów?
Zdaje sobie sprawę, że z boku może wyglądać to dziwnie. Wiele razy słyszałem: „po co ci te tytuły, lepiej startować dla kasy”. Jednak ja patrzę na to inaczej: pieniądze, gdy masz zdrowie, „głowę” i chęci, prędzej czy później zarobisz – jeśli nie w Polsce, to za granicą. Gdybym trenował dla pieniędzy, musiałbym już dawno to skończyć, bo w polskich realiach o wiele więcej można zarobić w normalnej pracy niż w triathlonie. Mówiąc krótko: to moje hobby. Niektórzy zbierają znaczki, a ja zbieram tytuły Mistrza Polski. Oprócz trenowania normalnie pracuję, bo inaczej się po prostu nie da.Jak oceniasz swój występ w Przechlewie, na najważniejszym dystansie dla zawodowców? Czy wszystko przebiegło tam po Twojej myśli?
Występ oceniam jako skuteczny, taki jak miał być. Dzień wcześniej zapoznałem się z trasą i wiedziałem, na co można sobie pozwolić. Na pływaniu czułem się bardzo dobrze, ale nie wypruwałem z siebie żył – nigdy nie widziałem sensu w tym, żeby wychodzić pierwszy z wody, tym bardziej że w Przechlewie dobieg do boksu to był bardzo długi podbieg. Uwielbiam to – zazwyczaj w takich sytuacjach mijam wszystkich pływaków i wbiegam spokojnie jako pierwszy do strefy zmian. Tak samo było wtedy. Miałem miejsce w boksie na samym końcu strefy, dlatego wiedziałem, że muszę wbiec tam jako pierwszy, żeby spokojnie móc się przebrać.Ogólnie rzecz biorąc, cały wyścig przebiegał zgodnie z założeniami. W tym sezonie miałem być skuteczny i zapomnieć o brawurze i popisach. Liczyły się jedynie zwycięstwa, a żeby zwyciężać trzeba mieć w sobie spokój, opanowanie i cierpliwość. Życie nauczyło mnie że tego, nie ma znaczenia, czy przybiegniesz z przewagą minuty, czy pół sekundy – ważne jest to, żeby złoto pojechało z tobą do domu. Łatwo popełnić głupi błąd, gdy ma się ochotę na popisywanie. Do samego końca nie można nikogo lekceważyć, a nawet za linią mety należy pamiętać, że koledzy już ostrzą sobie zęby na odebranie tytułu w przyszłym roku. Za rok na pewno będę na ich celowniku.
Fot. Wojciech Wydmuch
Zaraz za Tobą wpadł na metę Mateusz Kaźmierczak. Czy z Twojej strony była to zacięta walka do ostatnich metrów, czy raczej kontrolowałeś wyścig i miałeś jeszcze coś w zanadrzu?
Zacznę od tego, że Mateusz był rewelacyjnie przygotowany do Mistrzostw Polski. Przez prawie cztery tygodnie przebywał na zgrupowaniu we Francji w wysokich górach, gdzie trenował z reprezentacją Portugalii. Ich trener to człowiek z ogromnym doświadczeniem, którego zawodnicy stawali na podium Pucharu Świata. Te przygotowania dały fantastyczne rezultaty, dlatego absolutnie nie lekceważyłem Mateusza jako faworyta do zwycięstwa. Ba – sam wyrwałem się z pracy i pojechałem na dziewięć dni w polskie góry, gdzie razem z moim trenerem z biegania, Dariuszem Jurkowskim, szlifowaliśmy formę na Przechlewo. Ten krótki obóz był mi naprawdę potrzebny – miałem w końcu moment na to, żeby skupić się wyłącznie na treningu. Jeszcze gdy przyjechałem do Darka, byłem dość rozbity po dwóch startach za granicą, które w ocenie innych może były dobre, ale według mnie znacznie poniżej możliwości – zwłaszcza ten w Turcji, gdzie skończyłem na szesnastej lokacie po wypadku na rowerze w trakcie wyścigu.Sam wyścig w Przechlewie przebiegał po mojej myśli, czułem się silny i wiedziałem, że mam duży wpływ na to, co się dzieje w jego trakcie. Mateusz zademonstrował świetną formę w fazie biegowej, ja jednak miałem swoją taktykę, opartą na szybkości. Na kilometr do mety wskoczyłem na naprawdę duże prędkości – tak duże, żeby nikt nie był w stanie tego utrzymać. Po 700 metrach miałem już prawie 100 metrów przewagi, co dało mi możliwość na nieco spokojniejszy wbieg na metę. Przyznaję jednak, że w tych deszczowych warunkach, jakie mieliśmy w Przechlewie, tak duże przyspieszenie skończyło się tym, że przez kolejne trzy dni dni bolał mnie każdy stawiany krok… Gdy byłem nieco młodszy, potrafiłem pobiec kilometr w 2:30 i to wcale nie w kolcach lekkoatletycznych. Obecnie już dawno nie biegałem takiego dystansu na zawodach. Czasami biegam w treningu kilometry w tempie bliskim granicy 2:40/km. Jako że są to już prędkości na miarę Pucharu Świata, staram się wykorzystywać moje możliwości w trakcie wyścigu.
Mateusz miał jednak naprawdę wysoką formę. Znam go już wiele lat i w takiej dyspozycji go jeszcze nie widziałem. Spodziewałem się tego, gdyż byłem kiedyś w wysokich górach i wiem, że mądry trening daje niesamowite rezultaty. A kto może wiedzieć więcej o treningu w takim miejscu niż trener Portugalii, który jeździ tam kilka razy w roku przez przeszło kilkanaście lat?! Fajnie by było, gdyby Mateusz odstąpił innym Polakom trochę wiedzy na temat tego, jak wyglądał jego trening w trakcie przygotowań w wysokich górach.