Początki biegania maratonów to era “beznapojowa”, a Joseph Forshaw – brązowy medalista w maratonie z Igrzysk w 1908 roku w Londynie i dziesiąty zawodnik Igrzysk rozegranych cztery lata później w Sztokholmie, powiedział:
Wiem z doświadczenia, że cały dystans można pokonać w przyzwoitym czasie nawet bez jednej kropli wody, a nawet bez chłodzenia się gąbką.
W początkach XX wieku radzono maratończykom:
Nie bierz niczego do ust przed upływem 28-30 kilometrów. Jeśli to zrobisz – nigdy nie ukończysz biegu. Nie przyzwyczajaj się do picia ani jedzenia podczas biegu maratońskiego; postępują tak co prawda niektórzy biegacze, ale to nic nie daje.
Mimo upływu czasu poglądy się nie zmieniały. Uważany za jednego z najwybitniejszych maratończyków w historii Brytyjczyk Jim Peters podsumował 50 lat później całą ówczesną mądrość na temat uzupełniania płynów, stwierdzając:
W czasie maratonu nie ma potrzeby przyjmowania energii w postaci stałej, a i płynów należy starać się bezwzględnie unikać. Gdy organizm zaczyna koncentrować się na ich trawieniu, nie do uniknięcia staje się uczucie dyskomfortu.
Peters cztery razy bił rekord świata w maratonie i jako pierwszy przebiegł ten dystans w czasie poniżej 2 godzin i 20 minut.
Co na to wielki Arthur Newton – pięciokrotny zwycięzca Comrades Marathon w RPA?
Przy angielskiej pogodzie dystans maratoński powinno się bez problemu pokonywać, napój przyjmując jedynie raz, maksymalnie – dwa razy.
Jackie Mekler (wybitny ultramaratończyk z RPA) stwierdził nawet, że w jego czasach (a biegał on zawodowo od 1945 do 1969 roku) unikanie picia było swego rodzaju modą:
W tamtych czasach modne było niekorzystanie z napojów, chyba że ktoś naprawdę musiał. Po biegu zawodnicy mówili z dumą: „Piłem tylko raz po trzydziestu czy czterdziestu kilometrach”. Przebiegnięcie całego maratonu bez uzupełniania płynów było uważane przez większość biegaczy za cel sam w sobie i sprawdzian ich wytrenowania.
Zresztą sam Mekler pobił rekord, który zapewne nigdy nie zostanie poprawiony – w jednym z Comrades Marathon (to bieg ultra na dystansie 89 km) pierwszy raz sięgnął po napój na sześćdziesiątym kilometrze. W dodatku wygrał.
Przełom nastąpił dopiero w 1969 roku, wraz z publikacją wyników badań przeprowadzonych na uczestnikach biegów ulicznych przez Cyrila Wyndhama i Nicka Strydoma. Odkryli oni, że wewnętrzna temperatura ciała zawodników, u których nastąpiła utrata płynów przekraczająca 3% masy ciała, osiąga niebezpieczny poziom 41 stopni. I to był początek zdrowej mody na nawadnianie się w czasie biegu.
Marek Tronina, Wojtek Nowicki, “Walka o cień”, fragment artykułu z Biegania czerwiec 2009.