Zdrowie i motywacja > Ciało biegacza > Dieta > Polecane > Zdrowie i motywacja
Picie podczas biegu – wynalazek naszych czasów?
Fot. Istockphoto.com
Być może zabrzmi to mało wiarygodnie, ale temat uzupełniania płynów podczas wysiłku to „wynalazek” stosunkowo nowy. Pod koniec lat 60. XX wieku prowadzono badania wysiłkowe nad wpływem nawadniania w sporcie. Wcześniej panowała nawet moda na bieganie na sucho.
Początki biegania maratonów to era „beznapojowa”, a Joseph Forshaw – brązowy medalista w maratonie z Igrzysk w 1908 roku w Londynie i dziesiąty zawodnik Igrzysk rozegranych cztery lata później w Sztokholmie, powiedział:
Wiem z doświadczenia, że cały dystans można pokonać w przyzwoitym czasie nawet bez jednej kropli wody, a nawet bez chłodzenia się gąbką.
W początkach XX wieku radzono maratończykom:
Nie bierz niczego do ust przed upływem 28-30 kilometrów. Jeśli to zrobisz – nigdy nie ukończysz biegu. Nie przyzwyczajaj się do picia ani jedzenia podczas biegu maratońskiego; postępują tak co prawda niektórzy biegacze, ale to nic nie daje.
Mimo upływu czasu poglądy się nie zmieniały. Uważany za jednego z najwybitniejszych maratończyków w historii Brytyjczyk Jim Peters podsumował 50 lat później całą ówczesną mądrość na temat uzupełniania płynów, stwierdzając:
W czasie maratonu nie ma potrzeby przyjmowania energii w postaci stałej, a i płynów należy starać się bezwzględnie unikać. Gdy organizm zaczyna koncentrować się na ich trawieniu, nie do uniknięcia staje się uczucie dyskomfortu.
Peters cztery razy bił rekord świata w maratonie i jako pierwszy przebiegł ten dystans w czasie poniżej 2 godzin i 20 minut.
Co na to wielki Arthur Newton – pięciokrotny zwycięzca Comrades Marathon w RPA?
Przy angielskiej pogodzie dystans maratoński powinno się bez problemu pokonywać, napój przyjmując jedynie raz, maksymalnie – dwa razy.
Jackie Mekler (wybitny ultramaratończyk z RPA) stwierdził nawet, że w jego czasach (a biegał on zawodowo od 1945 do 1969 roku) unikanie picia było swego rodzaju modą:
W tamtych czasach modne było niekorzystanie z napojów, chyba że ktoś naprawdę musiał. Po biegu zawodnicy mówili z dumą: „Piłem tylko raz po trzydziestu czy czterdziestu kilometrach”. Przebiegnięcie całego maratonu bez uzupełniania płynów było uważane przez większość biegaczy za cel sam w sobie i sprawdzian ich wytrenowania.
Zresztą sam Mekler pobił rekord, który zapewne nigdy nie zostanie poprawiony – w jednym z Comrades Marathon (to bieg ultra na dystansie 89 km) pierwszy raz sięgnął po napój na sześćdziesiątym kilometrze. W dodatku wygrał.
Przełom nastąpił dopiero w 1969 roku, wraz z publikacją wyników badań przeprowadzonych na uczestnikach biegów ulicznych przez Cyrila Wyndhama i Nicka Strydoma. Odkryli oni, że wewnętrzna temperatura ciała zawodników, u których nastąpiła utrata płynów przekraczająca 3% masy ciała, osiąga niebezpieczny poziom 41 stopni. I to był początek zdrowej mody na nawadnianie się w czasie biegu.
Marek Tronina, Wojtek Nowicki, „Walka o cień”, fragment artykułu z Biegania czerwiec 2009.