Niewygodna refleksja spłynęła na mnie gdy popatrzyłem na moją półkę w przedpokoju, na której spoczywają podobne blachy. I jest ich więcej niż 3 kilogramy. A ja ani nie jestem generałem, ani żaden z tych medali nie świadczy o zwycięstwie.
Kiedy zaczęły się gromadzić? Kiedy zrobiły ze mnie śmiesznego koreańskiego bohatera? W sport bawię się od podstawówki. Ale przez całe lata nie trafił do mnie ani jeden kawałek metalu. Pierwszy dostałem chyba w 2004 roku. Tandetny, ale pierwszy. Mam go do dziś. Potem przyszły kolejne. Z biegów na dychę, z maratonów, z Run Warsaw czy innych masowych imprez. Wkrótce przestały mnie interesować. Dopadła je inflacja. Im więcej ich leżało na półce, tym bardziej kolejne traciły na znaczeniu. Wyprułem z siebie żyły i padłem na mecie? Jest medal. Poprowadziłem znajomą jako zając? Taki sam. Przebiegłem się na zawodach w ramach treningu? Pach! Jeszcze jeden. Bieg – medal. Bieg – medal. No dobra. To gdzie jest różnica pomiędzy nagrodą, a na przykład biletem autobusowym?
Dwa inne medalowe kopniaki trafiły mnie niedawno. Pierwszy był czysto obrazowy. Paleta nieodebranych medali smętnie leżąca w śniegu po Półmaratonie Warszawskim, dwa dni po imprezie warta tyle, ile dadzą w skupie metali kolorowych.
Drugi przyszedł mailem, od uczestnika Ultramaratonu Chudy Wawrzyniec, który organizuję ze znajomymi. Siedem miesięcy przed imprezą człowiek pyta się „Przepraszam, czy medale na biegu będą ładne i wysokiej jakości?”. Koniec pytań. Zbaraniałem i odpisałem żywiołowo coś, po czym jegomość chyba się obraził. Może pan generał ze zdjęcia też przed bitwą pytał głównodowodzącego sił zbrojnych czy ma już wybity zestaw Virtuti Militari dla niego i kolegów?
O co chodzi? Dlaczego akurat nam biegaczom się to przytrafiło? Nie znam innej dyscypliny, gdzie każdemu daje się medal. Mój kolega piłkarz nie ma orderu poświadczającego, że brał udział w meczu trzeciej ligi o pęczek pietruszki. Gdyby mu ktoś zaproponował takowy – dostałby prawdziwą piłkarską wiązankę. A my? Pochylamy głowę i przyjmujemy kawałek chińskiego stopu na biało-czerwonej wstążeczce. Gryziemy go jakby był złotem olimpijskim. To fajne jest?
Idąc dalej. Skoro wszyscy mają medale, a co trzeci zawodnik wraca do domu z jakimś pucharkiem, to jak wyróżnimy zwycięzcę? Pomnikiem?
Mamy medalową hiperinflację. Tak jak dwudziestka z Marcelim Nowotką zaczęła być dziurkowana i używana jako podkładka pod śruby – tak stanie się z medalami jeśli będziemy szli dalej tym koreańskim stylem medalowym. Bo idziemy już w coraz grubsze „nominały”. Na osiedlowym biegu pojawia się puchar dla zdobywczyni trzeciego miejsca w kategorii K45, która była zarazem ostatnią zawodniczką w swej kategorii. Medal można też dostać nie skończywszy biegu – bo przecież był w ramach wpisowego.
Macie już pomysł co będą rozdawać za pięć lat? I czemu na mecie? Na starcie jest prościej.
Tekst pochodzi z archiwum Magazynu Bieganie.
O jak fajnie, że trafiłem na ten artykuł. 🙂 Łatwiej mi teraz zrozumieć motyw braku medali na Chudym Wawrzyńcu! 😉 Osobiście, choć brałem udział zarówno w Chudym medalowym jak i niemedalowym, a i planuję start w tym roku, brak medali nie był dla mnie jakimś szczególnym wydarzeniem. A spadku frekwencji z tego powodu to już zupełnie nie rozumiem. Ale nawet się na to cieszę. 🙂
Choć uważam, że pamiątki jakimi są medale mają też i swoje plusy, rozumiem i popieram ideę organizowania biegu bez nich jako pewną formę buntu mającą na celu zwrócenie uwagi na absurdalność wręczania pamiątek w postaci medali.
Żałuję tylko, że nie biegłem w tym roku pośród grzmotów i błyskawic! Już śledząc samą relację z biegu na fb mało nie przedawkowałem adrenaliny. 😉
Pozdrawiam i podziwiam! 🙂
Czytając zastanawiałem się dlaczego jednak nie zabierać tej okazji do nagrody jaką jest medal. Tak, traktuję medal jako nagrodę, za chęć wzięcia udziału, za ukończenie biegu, bym zawsze gdy wezmę do ręki mógł jeszcze raz wspomnieć tamto wydarzenie, spotkanych ludzi. Biegam wolno i ciężko, w końcu ważę swoje 111kg, młody też nie jestem, zacząłem biegać po czterdziestce, ale jak mam dać przykład moim dzieciom , jak zachęcić dziesięciolatków do wysiłku??? Wspominam radość w ich oczach z pierwszego medalu – bezcenne!!! Teraz mają już dechę pełną wstążek ze złomem i jestem dumny, że każdy z tych krążków coś im przypomina. Dlatego jestem za medalami.????????