Przede wszystkim powinniśmy sobie zdefiniować pojęcie systemu aerobowego (lub tlenowego). Nie jest on tak dokładnie usystematyzowany jak układ nerwowy, krwionośny czy kostny. Jest to raczej część składowa wielu różnych elementów naszego organizmu, od serca poprzez płuca, mózg, a kończąc na hormonach. Przede wszystkim opiera się jednak na wolnokurczliwych włóknach mięśniowych. Włókna te nie tylko pomagają nam się poruszać, lecz również stanowią wsparcie dla szkieletu, ścięgien, stawów oraz zawierają ciągnące się kilometrami naczynia krwionośne. Głównym paliwem potrafi być dla nich tłuszcz, co powoduje, że są niezwykle odporne na zmęczenie, dzięki praktycznie niewyczerpanym źródłom energii zawodnika. Poprawiają technikę, zapobiegają kontuzjom, przyspieszają regenerację, utrzymują system odpornościowy i cały organizm w stanie zdrowej równowagi. Nie należy przy tym dać się zwieść pozorom określenia „wolnokurczliwe”, bowiem dzięki nim da się ukończyć triathlon w naprawdę imponującym tempie. Mają olbrzymi potencjał w intensywnościach podprogowych, jeżeli tylko są dobrze wytrenowane. Zatem nic dziwnego, że powinien być to główny punkt zainteresowań każdego ambitnego i perspektywicznie myślącego zawodnika.
[h3]Granica jest cienka[/h3]
Zdaniem wielu trenerów maksyma „no pain, no gain” (bez bólu nie ma wyników) powinna być już dawno zakazana na każdym poziomie sportowym, ponieważ ma ona długofalowo zły wpływ na większość uprawiających sporty wytrzymałościowe, w tym triathlonistów. Nie chodzi tu o ograniczanie objętości treningu, lecz raczej eliminowanie tych jego elementów, które powodują przeciążenie zawodnika. W naszym sporcie 99% energii pochodzi z procesów tlenowych i to właśnie te elementy powinniśmy doskonalić w pierwszej kolejności.
Mamy tu do czynienia oczywiście z pewnym „ale”, ponieważ rozwój sportowy wymaga treningu na precyzyjnie określonym poziomie intensywności tlenowej. Kilka uderzeń serca za wysoko i już wprowadzamy się w podstępny i często niezauważalny proces narastającego przemęczenia. Kilka za nisko i organizm nie dostaje dostatecznego bodźca do progresji, a w szczególności do poprawy prędkości przy danym poziomie tętna. Chodzi tu oczywiście o wysiłek submaksymalny, którego poziom w praktyce znajduje się sporo poniżej poziomu VO2max, lecz jest niewiele mniejszy niż intensywność maratońskiego startu. W literaturze znajdziemy precyzyjnie podane definicje tego parametru, lecz w tym artykule będziemy kierowali się blisko czterdziestoletnimi doświadczeniami dr. Philipa Maffetone’a w jego pracy z triathlonistami i biegaczami od poziomu amatorskiego do ścisłej światowej czołówki. Maffetone zrezygnował z popularnej zasady wyznaczania tętna maksymalnego z wzoru 220 minus wiek, stosując własną, którą nazwał Formułą 180.
1. Od liczby 180 odejmij swój wiek.
2. Zmodyfikuj wynik:
Odejmij 10 – jeżeli jesteś w trakcie rehabilitacji po kontuzji lub leczeniu
Odejmij 5 – jeżeli dopiero wracasz do treningu, często się przeziębiasz, jesteś alergikiem, astmatykiem lub brakuje ci konsekwencji
Zostaw wyniki – jeżeli trenujesz regularnie
Dodaj 5 – jeżeli trenujesz ponad dwa lata regularnie bez problemów
3. Otrzymany wynik jest szacunkiem twojego maksymalnego tętna aerobowego. Swój trening powinieneś utrzymywać poniżej tego poziomu (minimalny poziom tego zakresu to 10 uderzeń mniej).
4. To najszybszy sposób na rozwój bazy tlenowej i wykorzystanie tłuszczu jako głównego paliwa. W dłuższym okresie poziom ten będziesz dostosowywał do indywidualnych preferencji, w zależności od reakcji organizmu.
Teoretycznie jest to poziom najbardziej efektywnego treningu budowania bazy tlenowej, powyżej którego organizm w znacznie większym stopniu zaczyna korzystać z zapasów węglowodanów oraz ryzykujemy wprowadzanie się w stan kumulującego się przetrenowania.
Według doświadczeń Maffetone’a, trening na maksymalnym poziomie tlenowym pozwala na stałą progresję przy zminimalizowanym ryzyku kontuzji. Co więcej, aż 75% podopiecznych tego trenera poprawiało swoje wyniki w oparciu o trwający od 3 do 6 miesięcy trening wykorzystujący wyłącznie submaksymalną intensywność wysiłku. I nie mówimy tu tylko o początkujących amatorach, którzy poprawiają się w zasadzie po zastosowaniu jakiegokolwiek bodźca. Doświadczenia obejmowały również zawodników biegających 5 km – dystans, który rzadko kojarzy się z wysiłkiem tlenowym – poniżej 14 minut.
Brzmi to wszystko naprawdę dobrze. Trzeba tu jednak zwrócić uwagę na element precyzyjnego dobrania zakresów. Wymaga to niestety uczciwej oceny własnego poziomu oraz sporządzania dokładnych notatek treningowych. W przypadku prowadzenia trenerskiego, wymagana jest prawdziwa relacja „1 na 1”, a nie stosowanie szablonów. Zawodnicy Maffetone’a nie tylko byli dokładnie obserwowani w trakcie cyklu treningowego, lecz również często badani w jego trakcie. Określenie właściwych przedziałów wymagało wielu korekt i indywidualnych dostosowań. Pod uwagę brano historię treningu, parametry biomechaniczne, zawodowe i prywatne czynniki stresu czy symptomy kontuzji.
Artykuł pochodzi z magazynu “Triathlon”, będącego częścią miesięcznika “Bieganie”, czerwiec 2015