Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia
Łemkowyna Winter Trail – nasze wrażenia z imprezy

fot. @Karolina Krawczyk – fotografia
Świetna atmosfera, przyjazna pod kątem wzniesień trasa, cudowne słońce, ostry mróz i podstępny lód- tak prezentowała się pierwsza edycja imprezy Łemkowyna Winter Trail.
Dopiero co ostygły emocje po jesiennej edycji Łemkowyny, a tu już człowiek szykował się na kolejną edycję, tym razem zimową. Po doświadczeniach z października nie miałam wątpliwości, że warto z tej okazji ruszyć się z domu. Wtedy biegłam na 30 km, stwierdziłam więc, że mimo dużego braku doświadczenia w zimowych biegach górskich, dam radę przetruchtać 41 km. Na kilka dni przed zawodami organizator obwieścił jednak, że z racji na warunki na trasie, musi ją skrócić do 35 km. Pomyślałam – będzie się działo! Wyobraziłam sobie siarczysty mróz i śniegi do pasa. Pomyliłam się tylko co do tego drugiego, ale o tym później.

fot. @Karolina Krawczyk – fotografia
Trasa na 35 km stanowiła pętlę z linią startu i mety w Iwoniczu Zdroju. Mapka zapowiadała, że będzie można się zmęczyć bardziej niż na jesiennej edycji biegu. Nie dajcie się jednak zwieźć. Te podbiegi i zbiegi nie są aż tak strome, jakby się wydawało.
W Iwoniczu Zdroju znajdowało się również biuro zawodów, gdzie wydawano pakiety startowe. Warto wiedzieć, że organizator bardzo restrykcyjnie sprawdza, czy posiadamy wszystkie przedmioty, wymienione w regulaminie. O ile na jesienną edycję biegu (dystans 30 km) trzeba było zabrać ze sobą kilka rzeczy, tak na zimową organizatorzy przygotowali dla biegaczy całą listę obowiązkowego wyposażenia:
- pojemnik na wodę
- kubek
- folia NRC
- gwizdek
- bandaż elastyczny i opatrunek jałowy
- gotówka
- telefon (naładowany!)
- chusta wielofunkcyjna
- kurtka przeciwdeszczowa
Do tego rzecz jasna trzeba było wykazać w biurze zawodów, że posiada się odpowiednie buty, długie spodnie/legginsy, bluzę. Na szczęście część rzeczy można było kupić bezpośrednio na expo, więc zapominalskich nie odsyłano do domu z niczym.
275 osób biegnących na 35 km ruszyło równo o godz. 7:30. Godzina idealna – człowiek może się wyspać, a jednocześnie kończy bieg na tyle wcześnie, by móc jeszcze skorzystać z atrakcji regionu. Trasa moim zdaniem była świetna. Technicznie niezbyt trudna, podbiegi i zbiegi stosunkowo przyjazne nawet dla mniej wprawionych „górali”. Dużym utrudnieniem okazało się jednak oblodzenie trasy. Nie wiem, czy komukolwiek udało się uniknąć wywrotki, sama zaliczyłam trzy.
Brawa dla organizatora za świetnie zaopatrzone punkty odżywcze. Można było tam znaleźć wszystko: przekąski słone, słodkie, pieczywo, mięso, do picia biegacze mogli napić się barszczu, herbaty, izotonika, coli, wody. Właściwie tylko raz, i to dopiero pod koniec, skorzystałam z własnego prowiantu. Warto wspomnieć, że na Łemkowynie organizator nie zapewnia kubeczków, każdy musi mieć swój własny.

fot. @Karolina Krawczyk – fotografia
Zaskakiwała życzliwość między biegaczami i gotowość niesienia pomocy. Po każdej „glebie” ktoś albo dopytywał czy wszystko w porządku, albo się zatrzymywał i pomagał osobnikowi ponownie stanąć na nogi.
Po biegu można było zjeść ciepły posiłek (to było najlepsze pesto, jakie w życiu jadłam!) i zostać na dekorację i pożegnalny koncert.
Podsumowanie biegu
Imprezę będę wspominać długo i to od strony jak najbardziej pozytywnej. Bardzo dobra atmosfera wypracowana zarówno przez organizatorów, jak i samych biegaczy. Organizacja dopięta praktycznie na ostatni guzik, właściwie nie mam się do czego przyczepić.
Profil trasy jest na tyle łagodny, że typowi „szosowcy”nie powinni mieć dużego problemu, by ją pokonać spokojnym marszo-biegiem. Mocnym zawodnikom daje możliwość naprawdę solidnego pociśnięcia i zmęczenia się. Limit 9 godzin to aż nadto, ostatni biegacze docierali na metę po 7 godz. 30 min.
Wisienką na torcie i dużą atrakcją była obecność na imprezie Marcina Świerca, który w piątek promował swoją książkę, a w sobotę biegł na 35 km. W tej sytuacji nie muszę chyba pisać, kto wygrał zawody.
Sprzęt
Miałam duże wątpliwości co do tego, jakie ubranie zabrać ze sobą. Jeszcze na kilka dni przed wyjazdem padał deszcz, za to w dniu biegu było – 10 stopni C. Na wzniesieniach odczuwalna temperatura była dużo niższa, szczególnie na otwartej przestrzeni. Ostatecznie stanęło na bluzie Columbia Titanium OH3D™ Knit Crew Top oraz przeciwdeszczowej kurtce Outdry Featherweight Shell (pod tym linkiem znajdziesz test kurtki).
To połączenie okazało się idealne. Bluza jest lekka (w rozm. XS to raptem 140 g) i zaskakująco ciepła dzięki trójwymiarowej technologii Omni-Heat Reflective, natomiast kurtka doskonale chroniła przed wiatrem, więc chłód nie miał prawa dostać się do środka pod materiał.
Dobrze się sprawdziły także legginsy Columbia Women’s Titan Wind Block™ II Tight. Nie są one ekstremalnie ciepłe, ale doskonale chronią przed wiatrem oraz są świetnie dopasowane. Dzięki elastycznemu, ale i zwartemu materiałowi czuję się w nich, jakbym założyła na siebie drugą skórę.
Buty, które miałam na sobie, to Bajada III Winter i to był strzał w dziesiątkę. Model ten nie posiada membrany, ale jest nieco cieplejszy niż klasyczna wersja. W związku z tym mimo, że czerpały nieco wilgoci z zewnątrz, to również ekspresowo ją odprowadzały. Bieżnik bardzo dobrze się trzymał na śniegu i kamieniach. Z racji na duże oblodzenie zabrałam ze sobą raczki, jednak ostatecznie ich nie założyłam.
Zastanawiałam się też, czy zabrać kijki, jednak przed samym startem zostawiłam je w samochodzie. Tylko raz poczułam, że mogłyby się naprawdę przydać. Wiele osób jednak ochoczo z kijków korzystała, jest to zatem kwestia absolutnie indywidualna.

fot. @Karolina Krawczyk – fotografia
Uwagi praktyczne
Iwonicz Zdrój to jak nazwa sugeruje, miejscowość uzdrowiskowa. Jednak oprócz pijalni wód i sanatoriów znajduje się tam sporo kwater prywatnych, oferujących całkiem niedrogie noclegi. Jeśli jednak planowanie wyjazdu rozpoczniemy zbyt późno, bez trudu znajdziemy wolne pokoje w okolicznych miejscowościach.

fot. @Karolina Krawczyk – fotografia
W Iwoniczu Zdroju znajdują się sklepy (w tym sklep sportowy), cukiernie, kawiarnie, restauracje, spacerowe alejki. Nie musimy się więc obawiać, że nasi prywatni kibice będą się nudzić.
O ile przy samym biurze zawodów nie ma gdzie zaparkować samochodu, to już 300 m. dalej na ul. Słonecznej znajduje się duży parking. Nie musimy się więc martwić, że przed startem będziemy musieli krążyć po okolicy.