W kategorii mężczyzn na linii startu stanie dwóch medalistów olimpijskich: Jan Frodeno i Bevan Docherty, których obecność wyraźnie podniesie rangę imprezy. Według Suttona ci dwaj po dobrym pływaniu – które jest teraz niezbędne, żeby wygrać MŚ Ironman – będą na czele, a ten, któremu ewentualnie uda się ich wyprzedzić, na mecie zamelduje się jako pierwszy. Biorąc pod uwagę problemy potencjalnych faworytów, którzy w ciągu sezonu borykali się z kontuzjami lub innego rodzaju problemami zdrowotnymi – Pete’a Jacobsa, Sebastiana Kienle’a, Jamesa Cunnamy – tegoroczne zwycięstwo może wpaść w ręce zawodnika z krótszego dystansu, a nie żadnego z “Ironmanowych wyjadaczy”.
Co z rywalizacją kobiet? Tako rzecze Brett Sutton: jeśli “Rinny” (Mirinda Carfrae) jest w dobrej formie, będzie zagrożeniem dla innych pretendentek do tytułu mistrzyni. Należy również liczyć się z Caroline Steffen. Według The Doca “Xena” już dwa razy sięgnęłaby po zwycięstwo, gdyby nie przeszkodziły jej w tym okoliczności, na które nie miała wpływu. Rachel Joyce to twardzielka – wydaje się, że cały czas jest w świetnej formie. Być może to ona okaże się najlepsza w tym roku? W ostatnich dwóch latach również Jodie Swallow pokazywała, na co ją stać. Prawdopodobnie będzie chciała prowadzić od samego początku i tylko powiększać swoją przewagę.
Podopieczna Suttona, Daniela Ryf, również wybiera się na Hawaje. Będzie to jej debiut w Ironmanie i – jak przewiduje jej trener – będzie to wielki debiut. Mimo to The Doc twierdzi, że to ostatni rok, żeby pokonać Danielę na tym dystansie, gdyż za rok może być mocna jak Chrissie Wellington w czasach największej świetności. Aż strach się bać.
Tekst Bretta Suttona można przeczytać na jego blogu – link.