Ludzie > Elita biegaczy > Ludzie
Kim Collins – ma 39 lat i dopiero się rozpędza
Toruń, 3 lutego 2015. Sprinter z Saint Kitts i Nevis Kim Collins w biegu na 60 m mężczyzn podczas 1. Międzynarodowego Halowego Mityngu Lekkoatletycznego Copernicus Cup w Toruniu. Fot. PAP/Tytus Żmijewski
Jeszcze niedawno uważano, że szybkość spada wraz z wiekiem i krótkie biegi są przeznaczone tylko dla młodych biegaczy. Tymczasem najszybszy w tym roku sprinter świata ma 39 lat. Tydzień temu startował w Toruniu.
Kim Collins to żyjąca, chodząca i biegająca legenda światowego sprintu. Nie chodzi tylko o medale – mistrzostwo świata z Paryża z 2001 i trzy brązowe w kolejnych latach. Nie chodzi o najlepszy wynik na 100 metrów, chociaż Kim należy do ekskluzywnego grona biegaczy, którzy zeszli poniżej 10 sekund, jego życiówka to 9,96. To, co zapewnia Collinsowi wyjątkowość, to charakter oraz długowieczność.
Przez dwadzieścia lat profesjonalnej kariery nigdy nie był nawet w cieniu podejrzenia o stosowanie dopingu. To w sprincie rzecz niespotykana po tym, gdy na koksie wpadła niemal cała światowa czołówka. Collins cały czas biega na podobnym poziomie, nie ma gwałtownych wahań formy, nie zaskakuje nadnaturalną muskulaturą. Wydaje się drobny, wręcz filigranowy, stojąc na starcie obok potężnie zbudowanych kolegów. Od wielu lat deklaruje cały czas tę samą filozofię treningu, która dla wielu może okazać się niespodzianką.
„Uważam, że większość biegaczy trenuje za dużo i za mocno. Sam nauczyłem się metodą prób i błędów, że nie ma sensu ani wykonywanie zbyt wiele, ani wzorowanie się na innych. Przed mistrzostwami świata w Paryżu, gdzie zdobyłem złoty medal, trenowałem tylko trzy razy w tygodniu” – mówi najsłynniejszy obywatel karaibskiej wysepki St. Kitts and Nevis. Nigdy nie był zwolennikiem morderczej pracy na siłowni ani biegania w treningu na maksymalnych obrotach. Jego żona jest trenerem osobistym i sama układa mu program treningowy, oparty przede wszystkim o poprawną sekwencję ruchów, a nie brutalne obciążenie. Oboje uważają, że kontuzje można przewidzieć i zapobiegać im przed czasem.
Jeśli czuje się zmęczony, Collins po prostu odpoczywa. Tak było w 2009 – odpoczywał dwa lata na czymś, co pierwotnie uważał za odejście na emeryturę sportową. Nie wytrzymał jednak i już w 2011 ścigał się znowu, zdobywając brąz na mistrzostwach świata. Od tego czasu jest tylko lepiej. Rekord życiowy na 100 metrów? 9,96 – poprawiony w 2014 roku, w wieku 38 lat. Rekord życiowy na 60 metrów? 6,48 – uzyskany w tym roku, dwa razy, ostatnio w Toruniu. To najlepszy czas na świecie, a Kim Collins w kwietniu kończy – bagatela! – 39 lat.
Jego jedyną większą porażką są Igrzyska Olimpijskie z 2012 roku. Wina nie leży jednak po stronie biegacza, a … działaczy. To niewiarygodne, że działacze sportowi na całym świecie są tak samo bezmyślni. Collins to największa gwiazda swojego kraju. Podczas Igrzysk został jednak wykluczony z reprezentacji za to, że… zamiast spędzać czas na treningu w wiosce olimpijskiej, pojechał do swojej żony, która zatrzymała się w hotelu w mieście. Działacze postanowili egzekwować bezmyślną dyscyplinę w stosunku do dorosłego, 38-letniego człowieka, który ma na koncie tytuł mistrza świata i zawsze trenował po swojemu. Tym samym pozbawili się szans medalowych na Igrzyskach.
Nie trenować zbyt ciężko, odpoczywać, kiedy jest się zmęczonym, dbać o wszechstronny rozwój – te proste zasady pozwoliły Collinsowi na bycie na topie przez kilkanaście lat. Ma 39 lat i… dopiero się rozpędza.