Czytelnia > Czytelnia > Książki o bieganiu > Triathlon > TRI: Ludzie > Triathlon
Ian Thorpe „This is me” – wielki człowiek o sobie samym
Ostrzegam: pisząc cokolwiek na temat Iana Thorpe’a mogę być skrajnie nieobiektywna. Jestem wielką fanką tego człowieka – bardziej nawet jego „ludzkiego” niż sportowego wcielenia. Dlatego z wielką niecierpliwością oczekiwałam przesyłki z Amazona i w końcu doczekałam się – w moje ręce trafiła anglojęzyczna autobiografia
„This is me”
Historia Thorpe’a, począwszy od opisów jego najmłodszych lat, robi wrażenie. Wielokrotny złoty medalista olimpijski swoją przygodę na basenie zaczynał od zmagania się z potężnym uczuleniem na chlor. Pierwsze poważne sukcesy zaczął odnosić w wieku 13 lat. Trzy lata później pobił pierwszy rekord świata (400 m stylem dowolnym), a jako siedemnastolatek wziął udział w Igrzyskach Olimpijskich w Sydney, na których zdobył pięć medali.
Fot. corporate.olympics.com.au
Jego dynamicznie rozwijająca się kariera przysporzyła mu rzeszę fanów i ogromne zainteresowanie mediów. „Ogromne” nie znaczy jedynie, że telewizje i gazety nieustannie chciały robić z nim programy i wywiady. Ian pisze o nachalności dziennikarzy, która była nie do zniesienia, zwłaszcza dla nastolatka. Paparazzi śledzili go, czatowali na niego pod domem, próbowali czaić się na niego w każdej możliwej sytuacji, żeby zrobić zdjęcie i opatrzyć je stosownym, a raczej – jak to zazwyczaj bywa – niestosownym komentarzem. Łatwo o przykład przedziwnie nachalnego zachowania mediów wobec Thorpe’a: pewna dziennikarka zapytała go kiedyś, wówczas niespełna 15-letniego, o orientację seksualną – „bo ludzie chcą to wiedzieć”. Jak się okazało, był to dopiero początek domniemań i teorii spiskowej na ten temat. Choć kilka lat później Thorpe oficjalnie oświadczył, że jest heteroseksualny, i tak w gazetach pojawiały się zdjęcia opatrywane niedwuznacznymi komentarzami.
Szturm ze strony australijskich mediów był najważniejszym powodem, przez który Thorpe w 2006 roku zdecydował się zakończyć sportową karierę. Na konferencji prasowej mówił o braku motywacji do dalszego treningu i o przeciągającej się kontuzji, jednak w swojej biografii przyznał, że tak naprawdę był wykończony szumem medialnym wokół jego postaci. Chciał wreszcie zaznać odrobiny prywatności.
Na początku 2011 roku w Thorpe’ie na nowo zakiełkowała myśl o wyczynowym pływaniu. Choć przez cztery lata prawie w ogóle nie wchodził do wody, postanowił wrócić do treningu i postarać się o kwalifikację na IO w Londynie. Podszedł do tego w bezkompromisowy, ale bardzo spokojny i rozsądny sposób: chciał być tak dobry, jak tylko to możliwe. I wierzył że może pływać jeszcze lepiej niż w pierwszych latach kariery.
Na kartach książki Thorpie opisuje swoją „drogę powrotną”. Pisze o treningach aplikowanych przez nowego trenera, którym został Gennadi Touretski. Opisuje zmiany w technice pływania, które postanowił wcielić w życie i o startach w zawodach, które wychodziły mu coraz lepiej. W końcu opisuje także kwalifikacje na londyńskie igrzyska, niestety zakończone niepowodzeniem.
Porażka sportowca, który ma już na koncie niesamowicie wiele osiągnięć i którego ciężka, półtoraroczna praca szła w jak najlepszym kierunku, była zaskoczeniem dla wszystkich. Poranna rywalizacja w Adelaide poszła mu świetnie, a wieczorem, w decydującym starciu, „coś nie zagrało”. Sport bywa okrutny, a jak wiadomo, w pływaniu liczą się ułamki sekund. Tylko tyle – lub aż tyle – dzieliło Iana od występu w Londynie.
Trzeba przyznać, że Thorpie przez te wszystkie lada zmagania się z mediami naprawdę nauczył się robić dobrą minę do złej gry. Po zawodach w Adelaide na konferencji prasowej i w wywiadach widać było, że nie jest mu wesoło – ale to nie był z jego strony manifest rozpaczy i histerii, jakich można by się spodziewać po zawodniku, który poświęcił półtora roku w jednym celu: aby jeszcze raz wystąpić na Olimpiadzie. Na kartach książki też nie da się tego aż tak bardzo odczuć.
Jednym z rozdziałów Thorpe znowu skierował na siebie zainteresowanie mediów. Napisał bowiem, że przez większą część swojej kariery zmagał się z potężną depresją, która utrudniała mu normalne funkcjonowanie. Całemu otoczeniu niezmiennie dawał się poznać jako sumienny zawodnik, który nigdy nie spóźniał się na treningi, realizował je w stu procentach i odnosił kolejne nieprawdopodobne sukcesy w zawodach najwyższej rangi. Z drugiej strony przez wiele lat męczył się sam ze sobą, myślał o samobójstwie, a szukając pociechy, sięgał po alkohol, wpadając w coraz bardziej błędne koło.
Autobiografia kończy się w dość enigmatyczny sposób. Z treści książki nie wynika jasno, co dalej planuje zrobić Thorpe. Tak naprawdę nie wiadomo też, co czuje i jakie ma podejście do swojej kwalifikacyjnej porażki i w jakim stanie psychicznym obecnie się znajduje. Pisze coś o przyjemności z beztroskiego pluskania się w wodzie i tym podobne historie, ale zostawia czytelnika w niepewności.
Książka została wydana pod koniec 2012 roku, a zaledwie miesiąc temu świat obiegła informacja, że Ian Thorpe trafił do szpitala po tym, jak nie w pełni świadomy próbował wejść do zaparkowanego samochodu sąsiada. Okazało się że był pod wpływem środków przeciwbólowych i antydepresantów. To prawdopodobnie wyjaśnia, dlaczego Thorpe nie dał jednoznacznych odpowiedzi na wyżej postawione pytania. Teraz pozostaje trzymać kciuki, żeby dzięki profesjonalnej pomocy ten wielki człowiek (dosłownie i w przenośni) odzyskał radość życia, na którą niewątpliwie zasługuje.