Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zadać sobie jeszcze jedno: na jakich dystansach zamierzamy startować w najbliższym sezonie? Jeśli naszym celem jest sprint, właściwie nie musimy przejmować się tą kwestią. Na zawodach poniżej dystansu olimpijskiego lub 1/4 Ironmana wystarczy nam izotonik lub żel rozpuszczony w wodzie w bidonie rowerowym. A skoro zagadnienie odżywiania podczas startu nie będzie dla nas palącym tematem, również na treningach możemy zachować w tym pełną swobodę i postępować według własnych upodobań lub zaleceń trenera.
Kwestia robi się bardziej złożona w przypadku dłuższych dystansów. Nie bez powodu mówi się, że Ironman to zawody w jedzeniu i piciu. Odżywianiem nie da się co prawda wygrać triathlonu w tej formule, ale niestety można go w ten sposób przegrać. Podczas wysiłku o tak długim czasie trwania staje się to kluczowym zagadnieniem. Wie o tym każdy, kto podczas długiego startu lub treningu zapomniał spożyć dawki węglowodanów lub stwierdził, że nie musi zaprzątać sobie tym głowy, bo czuje się bardzo dobrze…
Zarówno naturalne przekąski przygotowane w domowym zaciszu – lub nawet zwyczajnie wyjęte z szafki czy lodówki – jak i odżywki zakupione w specjalistycznym sklepie mają swoje wady i zalety. Wybór spomiędzy tych dwóch kategorii zależy od kilku czynników.
Miłośnicy kulinarnych przygód mają tu prawdziwe pole do popisu – książki kucharskie dla sportowców obfitują w przepisy na domowe batoniki musli z najróżniejszymi dodatkami. Przekąski tego typu są nietrudne do przyrządzenia, jednak trzeba poświęcić temu procesowi trochę czasu. Łatwo i bardzo szybko można natomiast zrobić sobie samemu izotonik. Do półlitrowego bidonu niegazowanej wody wystarczy dodać płaską łyżeczkę miodu, szczyptę soli i wpuścić tam parę kropel cytryny.
Niekwestionowaną zaletą domowych przekąsek do użycia na treningu jest ich cena – 1/3 blachy domowych batoników będzie kosztowało nas tyle, co jeden baton sportowy kupiony w sklepie. Korzystając z samorobnych “odżywek” znamy także dokładnie ich skład i wiemy, że są one w stu procentach naturalne. [h3]Energetyki ze sklepu[/h3] Produkty energetyczne, które możemy kupić w sklepach z odżywkami sportowymi – batony, żele, napoje – sprawdzą się świetnie podczas zawodów. Są wygodne w użyciu, a dzięki konsystencji szybko przyswajalne dla organizmu. Są także stosunkowo drogie w porównaniu do “zwyczajnego” jedzenia. Pojedynczy żel energetyczny to wydatek od 8 do 14 złotych, a na dystansie 1/2 Ironmana spożyjemy ich zwykle od 5 do 10. Choć niekoniecznie musimy korzystać z tego typu produktów na codziennych treningach, to przygotowując się do zawodów na dystansie dłuższym niż 1/4 Ironmana musimy przygotować się – oprócz pływania, roweru i biegania – także z jedzenia podczas wysiłku. Możemy się zdziwić, o ile trudniejsze jest przyjęcie czegokolwiek stałego lub nawet półpłynnego w trakcie intensywnego treningu. Niestety, na zawodach będzie jeszcze gorzej lub co najmniej tak samo trudno. Nie zostawiajmy sobie testowania tego na sam start – rozpocznijmy trening odżywiania co najmniej na kilka tygodni przed zawodami, im wcześniej tym lepiej.
Żele energetyczne miewają jeszcze jedną wadę – wątpliwy skład. Niektóre produkty popularnych marek mogą zdawać się prosto z laboratorium chemicznego. Wielu producentów zauważa jednak potrzebę wyjścia do klienta z produktem jak najbardziej naturalnym i wypuszcza na rynek linie o coraz bardziej przyjaznych składach. Jak łatwo się domyślić, są one także zauważalnie droższe. [h3]Co wybrać?[/h3] Jeśli planujemy ścigać się “na poważnie” – walczyć o jak najlepszy czas i pobicie swojego rekordu życiowego – sięgniemy po gotowe odżywki. Pozwolą nam one na precyzyjne dopasowanie zapotrzebowania kalorycznego do podaży, zapewnią także wygodę w użyciu. Pamiętajmy, aby pozostawić sobie odpowiednio dużo czasu w procesie treningowym na to, aby przetestować dany produkt “w boju”. Jeśli planujemy przyjmować węglowodany z więcej niż jednego źródła, na przykład żele energetyczne i napój węglowodanowy, również nie zapomnijmy przetestować tego w trakcie treningów.
Jeżeli bierzemy udział w zawodach po to, aby między linią startu a mety jak najlepiej się bawić, a nie zamierzamy sięgać do najgłębszych rezerw naszych organizmów i zbytnio się eksploatować, możemy próbować startować na tym, na czym trenujemy, czyli na produktach bardziej naturalnych. Najważniejsze jest, aby w dniu zawodów nie testować nowych rozwiązań, także żywieniowych. Nawet najdelikatniejszy żel energetyczny przyjęty o nieodpowiedniej porze i w nieodpowiednim czasie może niekiedy zrujnować nam start, do którego tak starannie się przygotowaliśmy.