To, co wydarzyło się ostatnio w Sewilli, dla wielu stało się impulsem do zatrzymania się na chwilę i spojrzenia na sport z innej strony. Nie przez pryzmat wyników, rekordów i sekund urywanych na mecie, ale przez pryzmat relacji między ludźmi. Bo sport to nie tylko walka o miejsca. To także sytuacje, które rozgrywają się obok głównej rywalizacji — ciche, często niezaplanowane, a jednak najmocniej zapadające w pamięć.
Fair play w sporcie nie zawsze dzieje się na podium. Czasem wydarza się kilka metrów za nim. Czasem na końcu stawki. Czasem w momencie, gdy każdy walczy już tylko o to, by dotrzeć do mety. I właśnie wtedy widać najlepiej, że przeciwnik w sporcie to nie wróg.
Walencja: pomoc największej rywalce do zwycięstwa
Podczas Maraton w Walencji doszło do sytuacji, która nie była głównym tematem analiz, ale nie umknęła uwadze reporterów i kibiców śledzących bieg z bliska. Peres Jepchirchir i Joyciline Jepkosgei biegły ramię w ramię w walce o zwycięstwo. Tempo było zabójcze, ciała pracowały na absolutnym limicie, każdy metr kosztował coraz więcej.
Na jednym z punktów nawodnienia Jepkosgei nie zdołała chwycić butelki. W normalnej sportowej kalkulacji to idealny moment, by przyspieszyć i zyskać przewagę. Jepchirchir mogła odejść. Mogła spróbować złamać rywalkę właśnie w tej chwili. Zamiast tego odwróciła się i podała jej własną wodę.
Nie zrobiła tego w świetle jupiterów. Nie było w tym teatralności ani gry pod obrazek. To był odruch — prosty, ludzki. Pomoc największej rywalce… w drodze do zwycięstwa. Dla jednych to szaleństwo sportowe. Dla innych – esencja fair play. Takie momenty pokazują, że nawet w najbardziej bezwzględnej rywalizacji można zachować empatię i klasę.

Londyn Maraton 2017: David Wyeth i Metthew Rees wspólnie przekraczają metę
Podczas London Marathon w 2017 roku, gdy większość zawodników była już skupiona wyłącznie na walce z bólem na ostatnich metrach, wydarzyła się scena, która do dziś wraca w relacjach biegaczy z całego świata. David Wyeth był już na skraju wyczerpania. Nogi odmawiały posłuszeństwa, krok stawał się coraz bardziej chwiejny. Każdy, kto biegł maraton, wie, jak wygląda ten moment, gdy organizm mówi „dość”.
Obok pojawił się Matthew Rees. Miał przed sobą ostatnie 200 metrów. Mógł przyspieszyć. Mógł poprawić swój czas. Mógł zostawić rywala za sobą. Zamiast tego zwolnił, objął go i poprowadził do mety krok po kroku.
Wyniki zeszły na dalszy plan. Na trasie zrobiło się cicho, a później rozległy się brawa. Ten moment stał się jednym z najbardziej ikonicznych obrazów „Spirit of London Marathon”. Wielu kibiców mówiło później wprost: ten gest wzruszył bardziej niż zwycięstwo na podium.

Rio 2016: Nikki Hamblin i Abbey D’Agostino
Na olimpijskiej bieżni w Rio de Janeiro każda setna sekundy miała znaczenie. Nikki Hamblin i Abbey D’Agostino walczyły o awans do finału na 5000 metrów. Zderzenie, upadek, chaos. W jednej chwili sportowe marzenia rozsypały się na tartanie.
D’Agostino – mimo że sama była potłuczona – pierwsza podniosła Hamblin i wysłała ją dalej. Chwilę później okazało się, że jej kolano jest poważnie kontuzjowane. Wtedy role się odwróciły. Hamblin wróciła. Pomogła rywalce ukończyć bieg.
Dobiegły ostatnie, daleko poza walką o finał. Ale stadion oglądał coś znacznie ważniejszego niż rywalizację sportową — oglądał czyste człowieczeństwo w najczystszej postaci.
Doha 2019: gest Braima Suncar Dabo
Podczas mistrzostw świata Braima Suncar Dabo widział, jak Jonathan Busby dosłownie gaśnie na ostatnich metrach biegu. To był moment, w którym granica między sportowym wysiłkiem a realnym zagrożeniem zdrowia zaczęła się zacierać.
Dabo nie kalkulował. Nie patrzył na tabelę wyników. Zwolnił, objął rywala i przeprowadził go przez linię mety. W tamtej chwili nie był już przeciwnikiem. Był jedyną osobą, która mogła pomóc.
Ten obraz do dziś pozostaje jednym z najmocniejszych symboli fair play w lekkoatletyce ostatnich lat.
Tokio 2025: pomoc mimo straconych szans
Na mistrzostwach świata Tim Van de Velde po błędzie na przeszkodzie stracił szansę na awans. Dla wielu zawodników to moment, w którym głowa opada, a ciało przechodzi w tryb „byle dobiec”. Van de Velde mógł spokojnie myśleć tylko o sobie.
Zobaczył jednak, że Carlos San Martín walczy już bardziej o utrzymanie się na nogach niż o wynik. Zawrócił. Pomógł mu ukończyć bieg. Bez nadziei na nagrodę. Bez szans na awans. Po prostu dlatego, że obok był drugi człowiek.
Chorzów 2023: Drużynowe Mistrzostwa Europy
Na Stadionie Śląskim podczas Drużynowych Mistrzostw Europy Dino Bošnjak i Vid Botolin znajdowali się daleko za czołówką. W upale, na ostatnich metrach 5000 metrów, Botolin zaczął tracić równowagę. Każdy krok był walką z samym sobą.
Bošnjak zatrzymał się. Wrócił po rywala. Podprowadził go do mety. Dla kibiców na trybunach to nie zwycięzcy byli w tamtej chwili najważniejsi. Gdy dwaj ostatni zawodnicy kończyli bieg razem, stadion nagrodził ich głośniejszymi brawami niż tych, którzy wcześniej odebrali medale.
To była jedna z tych chwil, gdy wszyscy wiedzieli, co jest w sporcie naprawdę ważne.

Hiszpania: oddał zwycięstwo w imię fair play
W 2012 roku w Nawarrze Iván Fernández Anaya biegł tuż za prowadzącym Abel Mutai. Kenijczyk przez nieporozumienie zatrzymał się przed właściwą metą. Zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki.
Fernández nie skorzystał. Pokazał rywalowi właściwe miejsce i pozwolił mu zakończyć bieg jako zwycięzca. Czasem największą wygraną jest to, że nie wygrywa się za wszelką cenę.
Przeciwnik to nie wróg
Te historie nie mówią o rekordach świata. Nie zawsze mówią o złotych medalach. Ale wszystkie mówią o tym samym: sport bez rywali nie istnieje, ale sport bez szacunku przestaje być piękny.
Przeciwnik to ktoś, kto pcha nas dalej. Kto sprawia, że musimy wyjść ze strefy komfortu. Kto — paradoksalnie — pomaga nam być lepszymi.
Fair play w sporcie: pamiętajmy o tym także na własnych trasach
Nie każdy z nas pobiegnie w Walencji, Londynie czy na mistrzostwach świata. Ale każdy z nas spotyka na trasie ludzi w kryzysie. Odwodnionych. Złamanych. Na granicy rezygnacji. I wtedy zawsze mamy wybór: biec dalej… albo zatrzymać się na chwilę dla drugiego człowieka.
Bo czasem gest waży więcej niż zwycięstwo. I właśnie w tym tkwi prawdziwe piękno sportu.