Czytelnia > Czytelnia > Reportaże
Fakty, mity, sprawy niewyjaśnione. Filippides pobiegł do Aten?
„Philippides” – obraz Luca Oliviera Mersona z 1869 roku. Fakty, mity i sprawy niewyjaśnione. Grafika: Magda Ostrowska-Dołęgowska
Są w bieganiu historie, w które trudno uwierzyć, a jest w nich sporo prawdy, albo takie, które podaje się jako absolutnie pewne, tymczasem gdy zacznie się głębiej kopać, odkryje się wiele spraw niewyjaśnionych. Postanowiliśmy przyjrzeć się kilku z nich i je zweryfikować albo przynajmniej poddać w wątpliwość. Na początek – o tym, jak Filippides biegnie do Aten.
Dzięki Herodotowi wiemy, że po zwycięstwie Ateńczyków nad Persami w bitwie pod Maratonem (490 rok p.n.e.) wieść o triumfie do miasta przyniósł posłaniec Filippides, który – nim skonał z wycieńczenia – zdążył tylko krzyknąć: „Radujcie się, zwycięstwo”. Ale czy był to na pewno Filippides, a nie inny żołnierz, który przez pomyłkę Herodota nie zazna już nigdy nieśmiertelności ludzi sławnych?
O samej bitwie wiemy całkiem sporo. Armia perska zamierzała podbić ziemię helleńską. Nie po raz pierwszy ani ostatni w V wieku p.n.e. Na miejsce desantu morskiego wybrała zatokę przy dolinie pod wioską Maraton, gdyż nie brakowało tam źródeł i pastwisk dla koni. Persów było więcej. Ich flota liczyła około 90 tys. ludzi, z czego 60 tys. stanowili wioślarze okrętów, 20-25 tys. piechoty i ok. 800-1200 jeźdźców. W skład armii ateńskiej wchodziło 9 tys. żołnierzy wzmocnionych przez 600 Platejczyków. Mieli być także Spartanie – po pomoc pobiegł do nich Filippides – ale oni obiecali pomóc dopiero po zakończeniu świąt ku czci Apollona Karnejskiego.
Obozy grecki i perski dzieliło 6,5 km. Po kilku dniach oczekiwania na posiłki ze Sparty Miltiades zdecydował się na śmiały atak. Prawdopodobnie dowiedział się, że w obozie nie ma jeźdźców i postanowił to wykorzystać. W centrum ataku żołnierzy ustawił w czterech szeregach, a na obu flankach w ośmiu. Gdy Grecy mieli do oddziałów perskich ok. 100–200 metrów, zaczęli biec, by zminimalizować straty zadawane przez łuczników przeciwnika. Persowie zorientowali się, jak słabymi siłami prowadzony jest atak, więc sami rzucili się do ataku. Greckie centrum nie wytrzymało naporu i zaczęło się cofać, ale wzmocnione oddziały na skrzydłach odparły ataki Persów, zmiażdżyły ich. Liczniejsi Persowie znaleźli się w greckim kotle i ginęli setkami. Przerażeni rzucili się do statków, pozostawiając w polu 6400 towarzyszy broni. Ateńczyków i Platejczyków zginęło ledwie 192. Grekom udało się jeszcze zająć siedem wrogich okrętów, ale Persowie na pozostałych postanowili dopłynąć do bezbronnych Aten i tam wziąć krwawy rewanż na kobietach, dzieciach i starcach.Wtedy rozpoczął się prawdziwy wyścig perskich statków i greckich hoplitów, czyli piechoty. Miltiades przed oddziałami wysłał kuriera Filippidesa…
Historycy doszukali się jednak, że Filippides dzień przed bitwą wrócił ze Sparty, skąd miał sprowadzić pomoc. Jeśli tak było, to musiał pokonać w sumie ok. 500 km i zaraz ruszyć z następną misją. Możliwe? Czemu nie, bo z jednej strony czym było dla niego jeszcze 37 km (taki był dystans z Maratonu do Aten), gdy pokonał ich 500? Z drugiej strony, dlaczego wódz miałby wysyłać akurat jego, skoro mógł to zrobić jakiś inny kurier? Ale… jeżeli to był faktycznie Filippides, to nic dziwnego, że wbiegając do miasta, wyzionął ducha, przecież ledwie wrócił z jednej morderczej misji, a już musiał biec znowu. Miał prawo się wykończyć ze zmęczenia. I to może przemawiać za tym, że to faktycznie jego wówczas wysłano do Aten.
Gdyby kurierem był ktoś inny, raczej by nie skonał po przebiegnięciu takiego dystansu. Absolutnej pewności, czy był to Filippides, czy też nie, zatem nie ma. Nie wiemy nawet na pewno czy faktycznie ktoś pobiegł do miasta z nowiną o zwycięstwie i skonał. Ale jest piękna legenda, która dała inspirację do rozegrania nowej konkurencji sportowej podczas igrzysk w 1896 roku, a przede wszystkim zainspirowała tysiące zwykłych ludzi na całym świecie, dla których nie ma nic ważniejszego, jak przebiegnięcie choć raz maratonu. No i przeżycie go!
Jeszcze jedno. Filippides przecież pobiegł do Aten, by ostrzec mieszkańców przed nadpływającymi statkami wroga. No i co? Nie zrobił tego! Wykonał tylko połowę misji. Powiedział o zwycięstwie, ale nie o niebezpieczeństwie. Na szczęście od statków szybsze były także oddziały greckie i Persowie, widząc ich, odpłynęli na szerokie morze. A dzielni Spartanie? Cóż, zjawili się dzień po bitwie i pogratulowali Ateńczykom zwycięstwa.
Fragment tematu numeru „Fakty, mity i sprawy niewyjaśnione” Andrzeja Chylińskiego, Bieganie wrzesień 2010.