Artur Kern, po lewej w Biegu Św. Dominika. Fot. PAP/Piotr Pędziszewski
Artur Kern, najlepszy Polak podczas 9. PZU Półmaratonu Warszawskiego opowiada o swoim debiucie w biegu… ultra. “Nie boję się startować na kompletnie różnych od siebie dystansach, czego przykładem może być wyścig na 90 km Comrades Marathon”.
Swoją przygodę z bieganiem zacząłem ponad 20 lat temu od… sprintu, trenując w małej szkole w Przewodowie. Po przeprowadzce do Hrubieszowa w 1994 r. i po udanym występie w mistrzostwach rejonu w biegach przełajowych, gdzie niespodziewanie zająłem 2. miejsce, podjąłem treningi w miejscowym klubie MKS Unia. Kiedyś bardzo lubiłem starty na bieżni. Nawet dzisiaj, w wieku 34 lat, zakładam kolce i startuję kilka razy w sezonie halowym i letnim na bieżni.
Nie boję się startować na kompletnie różnych od siebie dystansach, czego przykładem może być wyścig na 90 km podczas Comrades Marathon. „Od zawsze” chciałem wystartować w tym mało znanym w Polsce biegu, więc gdy zadzwonił do mnie kolega Mateusz Jasiński i zaproponował taki wyjazd, zastanawiałem się może 5 sekund.
Sam bieg jest niesamowity. O jego legendzie po raz pierwszy usłyszałem podczas studiów w USA i postawiłem sobie za cel ukończenie tego morderczego biegu. Comrades nie ma praktycznie odcinków płaskich. Cały czas mamy teren pofałdowany i jeśli ktoś (tak jak ja) nie potrafi dobrze zbiegać, to będzie bardzo cierpiał przez dłuższą część wyścigu.
Druga sprawa to niesamowita atmosfera wytworzona dokoła biegu. To niemal święto narodowe, gdzie wszyscy, którzy zamieszkują miejscowości leżące wzdłuż trasy Comrades, wychodzą całymi rodzinami dopingować biegnących. To naprawdę coś niesamowitego słyszeć doping praktycznie na całej długości biegu. W Polsce jeszcze nie spotkałem się ani z taką liczbą kibiców, ani z takim głośnym dopingiem.
Pobiegłem Comrades z treningu do… 10 km. Byłem w środku sezonu startowego i nie przygotowywałem się do biegu jakoś szczególnie. 90-100 km w tygodniu, w tym raz w tygodniu długi bieg trwający ok. 2 godz. plus dużo startów. Dlatego też bardzo cierpiałem podczas ostatnich 25 km biegu. Był to mój pierwszy bieg ultra i wiem, że gdybym specjalnie przygotował się pod ten bieg, to byłbym w stanie pobiec go ok. godzinę szybciej. Regeneracja zajęła mi zaledwie tydzień. Już 10 dni po tym starcie biegałem mocne tempo na bieżni, a kilka dni później zrobiłem 14:19 w biegu na 5 km.
Teraz moim celem jest życiówka w maratonie. Najprawdopodobniej będzie to Maraton Warszawski.
Elita opowiada, Bieganie wrzesień 2104