Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia
Biegi w Szczawnicy 2015 – relacja i podsumowanie
Fot. Piotr Dymus
Biegi w Szczawnicy wzbudzały w tym roku nowe emocje. Wielka Prehyba (maraton górski) miał rangę Mistrzostw Polski w Długodystansowym Biegu Górskim. Przedstawiamy relację Jarka Sekuły z tego biegu oraz ogólne podsumowanie całej imprezy.
Z zeszłorocznych biegów w Szczawnicy zawodnikom najbardziej zapadła w pamięci pogoda. Padający deszcz i wszechobecne błoto były wyjątkowo skutecznym testem charakteru. W tym roku pogoda była całkowitym przeciwieństwem, była tak dobra, że… aż za dobra.
Biegi ultra na najdłuższym dystansie – to one w większości przypadków przyciągają największą uwagę. W Szczawnicy byłoby zapewne podobnie i to Niepokorny Mnich (96,5 km) byłby dystansem ściągającym największe grono zawodników i kibiców, ale jeden drobny szczegół w postaci Mistrzostw Polski sprawił, że sytuacja się zmieniła. Dzięki temu Wielka Prehyba, czyli dystans maratoński, stała się numerem jeden i przyciągnęła bardzo liczne grono mocarzy biegów górskich.
Start Prehyby miał miejsce z deptaka nad Grajcarkiem i zaplanowany był na godzinę 9:00. Miłe urozmaicenie, że nie trzeba wstawać w środku nocy – jak to zwykle w przypadku biegów ultra. Po drobnych perypetiach z moim numerem startowym, który pojechał sobie oczywiście z mojej winy do Rytra, i odebraniu zapasowego stawiłem się o 9:00 na starcie. Pogoda już od samego rana dopisywała, słońce grzało jak szalone, a temperatura gwałtownie rosła.
Pierwsze kilometry trasy wiodły delikatnie pod górę, czy to po kostce, czy po asfalcie. Stawka nieco się rozciągnęła, ale selekcji nie było. Ta zaczęła się dopiero gdy żółty szlak, po którym prowadziła trasa, wszedł w teren i zaczął się długi podbieg na Przehybę i dalej na Radziejową. Wtedy czołówka zdecydowanie odskoczyła, a różnice pomiędzy zawodnikami zaczęły się gwałtownie zwiększać. Początek podbiegu był bardzo przyjemny. Siły jeszcze były, więc większość się podbiegało, trasa wiodła lasem, więc słońce nie paliło, ale na większej wysokości zaczął się jednak pojawiać śnieg. Na początku w niewielkich ilościach, ale po minięciu bufetu na Przehybie były go już takie ilości, że od biedy można było ganiać nawet na biegówkach. W większości przypadków była jednak na nim ubita dość twarda ścieżka, więc bieg był możliwy, ale jeden nieuważny krok obok niej i można się było zapaść po kolana. Białe podłoże nie było specjalnie przyjemne do szybkiego poruszania się i skutecznie spowalniało oraz przy okazji przemaczało buty, ale przy wysokiej temperaturze nie było to w zasadzie odczuwalne.
Fot. Piotr Dymus
Na tym odcinku można też było podziwiać zapierającą dech w piersiach panoramę Tatr. Majestatyczne kolosy pokryte śniegiem wyglądały bajkowo, szkoda tylko, że nie można się było zatrzymać, żeby zrobić zdjęcia. Zimowe warunki zakończyły się za Wielkim Rogaczem, gdzie kawałek dalej na Obidzy czekał kolejny punkt żywieniowy. Niestety promienie słoneczne zmieniały stan skupienia czekolady serwowanej na bufecie. Znane z reklamy hasło „rozpływa się w ustach, a nie w doni” nie miało zastosowania.
Do tego momentu było wszystko w porządku, trasa zaczęła zbierać żniwo od połączenia z Chyżą Durbaszką (bieg na 20,2 km). Tam bowiem pojawiły się duże odkryte przestrzenie. Żar lał się z nieba, piekące słońce sprawiło, że zaczęło brakować picia. Spora część zawodników – w tym ja – podjęła ryzyko i wzięła jedynie minimalną ilość napoju, co skutkowało odwodnieniem na trasie. Nie brakowało osób, które postawiły wszystko na jedną kartę i nie wzięły ze sobą kompletnie nic, co nie zawsze wychodziło na dobre.
Ostatnie 20 km z profilu wydawało się łatwe, zasadnicza część z 2000 m przewyższenia była już za nami, ale oprócz wysokiej temperatury na suchej dotąd trasie zaczęło pojawiać się błoto. Niby jego ilości nie były wielkie, ale było wyjątkowo śliskie i czasem trzeba było się trzymać gałęzi, aby nie wywinąć orła. Niektórzy pechowcy zaprzyjaźnili się z podłożem pienińskich szlaków. Mimo że podbiegi i zbiegi były na tym etapie krótkie, to w przeciwieństwie do wcześniejszej części trasa stała się bardziej techniczna – niektóre wzniesienia i spadki były wyjątkowo strome i kamieniste, więc pokonywanie ich na zmęczonych nogach wymagało wiele uwagi i pewnych ruchów, tempo pod górę przypominało to znane z wypraw himalaistów, a nie biegaczy. Dodatkowo pojawiły się także powalone drzewa, których pokonywanie mogło nastręczać pewnych trudności, ale na szczęście w moim przypadku przeróżne wygibasy nie powodowały skurczów, inni nie mieli tyle szczęścia.
Po – jak się wydawało – pokonaniu wszystkich trudności został już tylko zbieg do Szczawnicy. Niby żadna sztuka, w końcu co to za filozofia pokonać polną drogę. Było na niej jednak dość sporo błota i przez całą trasę nie ubrudziłem tak butów, jak na tym krótkim odcinku przed metą. Można było co prawda szukać obejść, wypatrywać suchych miejsc, ale kto by się bawił w takie rzeczy, kiedy ma świadomość, że zaraz dobiegnie do mety i zasiądzie ze złocistym trunkiem. Perspektywa zupy chmielowej jest jednaka zbyt kusząca, by przejmować się takim detalem jak błoto. No i w końcu stało się, po krótkim biegu po deptaku nad Grajcarkiem dotarłem do punktu wyjścia i z czystym sumieniem mogłem zająć się konsumpcją upragnionej zupy.
Trasa, mimo że pozornie nie taka trudna, okazała się jednak wymagająca. Ostatni zawodnik osiągnął metę na 15 minut przed limitem czasu, który wynosił aż 10 godzin. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że trasa nie miała idealnie 42 km, jak wskazuje nazwa maraton, lecz nieco więcej, to widać, że upał odcisnął piętno na biegaczach.
Autorem relacji jest Jarosław Sekuła, który z czasem 4:34:46 zajął 19. miejsce podczas maratonu Wielka Prehyba.
Fot. Piotr Dymus
BIEGI W SZCZAWNICY 2015 – WYNIKI
Wielka Prehyba (43,3 km) – Mistrzostwa Polski w Długodystansowym Biegu Górskim
Mężczyźni
- Marcin Świerc – Salomon Suunto Team – 3:30:08
- Bartosz Gorczyca – 3:42:05
- Kamil Leśniak – Inov-8 Team – 3:44:50
Kobiety
- Anna Celińska – Byledobiec Anin – 4:25:16
- Ewelina Matuła – Night Runners – 4:52:41
- Martyna Kantor – Poranny Patrol – 5:02:23
Hardy Rolling (6 km)
Mężczyźni
- Bartłomiej Czyż – Bikebrothers Oshee Team – 00:26:13
- Dariusz Marek – RMD Montrail Team – 00:26:29
- Michał Kożuch – RedLineTeam – 00:31:49
Kobiety
- Danuta Woszczek – UKS Olimp Kozienice – 00:31:24 (3. miejsce open!)
- Ilona Kardas – UKS Olimp Kozienice – 00:36:12
- Sabina Bisztya – Eskadra Masters – 00:38:15
Chyża Durbaszka (20,2 km)
Mężczyźni
- Vadim Kujalanskas – Visegrad Maraton Rytro – 1:50:03
- Jarek Maślanka – Pega Runners – 1:54:07
- Jacek Polak – Biegusiem.pl – 1:56:19
Kobiety
- Natalia Tomasiak – Salco Sport Team – 1:58:57
- Agata Długosz – Biegam z Pasją – 2:05:18
- Wioletta Dessauer – Lubartów Biega – 2:11:25
Niepokorny Mnich (96,5 km)
Mężczyźni
- Piotr Hercog – Salomon Suunto Team – 10:16:23
- Oskar Zimny – Weekendowy Reset – 10:47:19
- Marcin Rembiasz – 11:01:55
Kobiety
- Milena Pragnąca – 15:04:43
- Bożena Czerwińska – Team Sandomierz – 15:21:55
- Agnieszka Faron – Norafsport – 16:22:34
Mistrzostwa Polski w Długodystansowym Biegu Górskim, czyli maraton Wielka Prehyba (43,3 km), cieszyły się zdecydowanie największym zainteresowaniem. Bieg ukończyło 411 zawodników, w tym 56 kobiet (13,6%). Bieg na dystansie o połowę krótszym, czyli Chyżą Durbaszkę (20,2 km) ukończyło też dwa razy mniej osób, ale za to więcej pań. Na mecie zameldowało sę 197 zawodników, w tym aż 81 kobiet (41,1%). Najdłuższy dystans – Niepokornego Mnicha (96,5 km) – ukończyło 148 osób, z których kobiety nie stanowiły nawet jednego procenta (na metę dobiegło 5 pań – 0,03% wszystkich finiszerów). Najmniej osób ukończyło 6-kilometrowy Hardy Rolling – tu na mecie zameldowały się 74 osoby, ale uwaga – w tym ponad połowa pań! Bieg ukończyły 42 kobiety, czyli 56,8% finiszerów.
Wszystkie Biegi w Szczawnicy 2015 ukończyło łącznie 830 osób, w tym 184 kobiety (22% wszystkich kończących uczestników).
Marcin Świerc na trasie Wielkiej Prehyby. Fot. Piotr Dymus
Mistrzostwa Polski w Długodystansowym Biegu Górskim nie przyniosły specjalnych niespodzianek w wynikach. Triumfował na razie trudny do pokonania na takich dystansach Marcin Świerc, który zyskał 12-minutową przewagę nad kolejnym zawodnikiem – Bartoszem Gorczycą (zeszłorocznym zwycięzcą na tym dystansie). Na uznanie zasługuje brązowy medal MP 22-letniego Kamila Leśniaka, który dobiegł niecałe 3 minuty za Gorczycą. Panowie poruszali się ze średnim tempem: Świerc – 4:51/km, Gorczyca – 5:08/km, Leśniak – 5:12/km.
Wśród pań triumfowała Anna Celińska – wielokrotna medalistka MP w biegach górskich i w Skyrunning, brązowa medalistka MŚ w długodystansowym biegu górskim w 2013 roku. Celińska zajęła 17. miejsce w klasyfikacji generalnej, a kolejną zawodniczkę na mecie – Ewelinę Matułę – wyprzedziła o prawie pół godziny! Trzecia kobieta – Martyna Kantor – zdobyła brąz, tracąc 10 min do drugiego miejsca.
Ciekawe są też wyniki Niepokornego Mnicha. Zwycięzca – Piotr Hercog (teamowy kolega Marcina Świerca) – zyskał aż 31-minutową przewagę nad kolejnym zawodnikiem! Jego średnie tempo z całego ultramaratonu to 6:23/km (trasa miała 4100 m przewyższenia). Na pierwszą kobietę na mecie trzeba było czekać prawie 5 kolejnych godzin.