Wydarzenia > Aktualności > Wydarzenia
Anna Łapińska: „Jak mierzyć, to wysoko!” [WYWIAD]
Rok 2018 był dla niej szczególny: obroniła doktorat z fizyki i rozpoczęła pracę na pełen etat na wydziale Politechniki Warszawskiej. To jednak nie wszystko. Z wynikiem 2:38:41 ukończyła 40. PZU Maraton Warszawski, wbiegając jako druga kobieta i pierwsza Polka. Czemu zawdzięcza swój sukces? „Jestem perfekcjonistką”.
Aniu, zeszłoroczny 40. PZU Maraton Warszawski był dla Ciebie szczególny. Zajęłaś wtedy drugie miejsce wśród kobiet, a także pobiłaś swoją życiówkę, dobiegając z czasem 2:38:41. Jak teraz, z perspektywy czasu, oceniasz ten start? Spodziewałaś się, że staniesz na podium?
Tego, że stanę na podium, się nie spodziewałam. Przez długi czas biegłam na szóstej, czyli ostatniej pozycji jeśli chodzi o elitę kobiet. Dopiero po 30. kilometrze zaczęłam wyprzedzać, więc to drugie miejsce naprawdę było dla mnie zaskoczeniem.
Co do wyniku, to nie miałam akurat większych oczekiwań oprócz tego, by biec w okolicach życiówki. Zaczęłam w miarę równo, później troszkę przyspieszałam. Czułam mniej więcej od 27. kilometra, że jest mi coraz ciężej, szczególnie, że na ostatniej dziesiątce trochę wiało. Na to jednak już nie ma się wpływu. Na pewno pomogła trasa, w miarę płaska. Było kilka podbiegów, jednak nie stanowiły one przeszkody w walce o wynik. Pamiętam, że sprzyjała także pogoda, więc można uznać, że był to bieg idealny.
Za miesiąc weźmiesz udział 41. edycji PZU Maratonu Warszawskiego. To będzie Twój pierwszy start na dystansie maratońskim w tym roku?
Tak, wiosną odpuściłam sobie ten dystans z racji na zawodowe zobowiązania. Przez 2 miesiące pracowałam nad ważnym projektem, który pochłonął mnie tak, że nie miałam ani jednej niedzieli wolnej. To sprawiło, że byłam bardzo zmęczona, odbiło się to na moim zdrowiu. Z doświadczenia wiem, że wtedy start w maratonie nie jest dobrym pomysłem. Rok temu postanowiłam biec na tym dystansie na cztery dni przed obroną doktoratu. Stres i zmęczenie sprawiły, że nie ukończyłam rywalizacji.
Broniłaś wtedy doktorat z fizyki, obecnie pracujesz na wydziale fizyki Politechniki Warszawskiej. Jak udaje Ci się pogodzić intensywne treningi z pracą?
Nie ukrywam, że nie jest lekko, wręcz przeciwnie. Przez większość roku byłam zmęczona. Wcześniej robiłam ten doktorat, teraz pracuję na uczelni. Praca na cały etat w połączeniu z wyczynowym trenowaniem sprawiły, że miałam wzloty i upadki jeśli chodzi o sportowy poziom. Do tego wraz z obroną doktoratu pojawiły się problemy ze snem. Tak się nie dało biegać, ani nawet żyć. Praca, treningi i brak snu wpływały na mnie destruktywnie.W czerwcu zakończyłam leczenie i liczę, że już problem bezsenności do mnie nie wróci. Ponadto od lipca pracuję na pół etatu. Już teraz odczuwam zdecydowaną poprawę i ulgę, mogę bardziej skupić się na bieganiu.
Nie myślałaś, żeby całkowicie poświęcić się karierze sportowej?
Tak właśnie miało być od lipca. Jednak mój szef chciał mnie zatrzymać, stąd praca na pół etatu. Myślę, że to dobry kompromis. Może nie idealny, jednak z całą pewnością rozsądny.
Twoja ścieżka kariery od początku była dosyć nietypowa. Biegać bowiem zaczęłaś dosyć późno, a wszystko zaczęło się od planów, aby iść do wojska.
To prawda, aczkolwiek nie zaczynałam od zera. Biegałam trochę w gimnazjum, w pierwszej klasie liceum należałam nawet do klubu Juvenia Białystok. W międzyczasie chodziłam na siłownię, pływałam, miałam dwa podejścia do Krav Maga, więc całe moje życie jakkolwiek kręciło się wokół sportu. Pod koniec studiów stwierdziłam, że chcę iść do wojska. A że jestem perfekcjonistką, postanowiłam, że muszę się do tego dobrze przygotować. I stwierdziłam, że trzeba zacząć biegać. Jak zaczęłam, tak biegam do dziś. Co prawda wtedy nie sądziłam, że tak to się potoczy. Myślę sobie wręcz, że to gdzie jestem teraz, jest poniekąd dziełem przypadku. Po studiach przeprowadziłam się z Białegostoku do Warszawy i zapisałam się do AZS-u Politechnik Warszawskiej. Tamtejszy trener Stanisławski słysząc o tym, jak biegam, wysłał mnie do mojego obecnego trenera – Marka Jakubowskiego. Trener Jakubowski mnie przygarnął, a ja połknęłam bakcyla na 110 proc.
Jak Wam się współpracuje z trenerem Jakubowskim?
Trener jest współautorem wielu sukcesów (trener m.in. Iwona Bernardelli, Izabeli Trzaskalskiej – przyp. red.) Współpraca z nim przebiega bardzo dobrze. I chciałabym w tym miejscu podziękować trenerowi, że przygarnął mnie do grupy i we mnie wierzy. To on zrobił ze mnie zawodniczkę w pełnym tego słowa znaczeniu.
Drogę jaką przebyłam razem z nim, można uznać za ogromny sukces. I mój i trenera. Przychodząc na pierwsze treningi, z ręką na sercu, nie wiedziałam nic o rozgrzewce. Gdy trener mówił, że mamy robić jakieś odcinki 10 razy 300, nie wiedziałam o co chodzi. Podpatrywałam dziewczyny, naśladowałam. Zatem z poziomu czysto amatorskiego doszłam do momentu, w którym jestem teraz. Oczywiście wciąż nie reprezentuję poziomu europejskiego, aczkolwiek to co już zaszło, świadczy o dużym progresie.
Masz już skonkretyzowane plany na przyszłość?
Na pewno chciałabym wciąż jeszcze się poprawiać. Marzę o naprawdę dobrym wyniku, uważam że stać mnie na niego. Według mnie, ale i według mojego trenera mój obecny poziom nie jest wciąż taki, jaki mogłabym reprezentować.
Trener wysoko stawia poprzeczkę!
Jak mierzyć, to wysoko! (śmiech). Tak naprawdę chciałabym też ustabilizować swoją formę. Mam nadzieję, że stanie się tak dzięki zmniejszeniu obciążeń zawodowych. Do tej pory moje bieganie było bardzo uzależnione od tego, jaki mam okres w pracy. Gdy jest ciężko, gorzej mi się biega. Jeśli lżej – lepiej. I co z tego, że wykonuję solidnie treningi, jeśli z powodu stresu i zmęczenia nie jestem w stanie powalczyć o dobry wynik na zawodach.
Masz gdzieś z tyłu głowy, żeby złamać w przyszłości 2:30?
Na to liczę!
Wracając do 41. PZU Maratonu Warszawskiego… Jak myślisz, będzie podium?
Trudno mi powiedzieć. To jest maraton, a on lubi zaskakiwać. Nie można być nigdy pewnym co się wydarzy. Może być ogromy sukces lub ogromna porażka. Przed każdym innym dystansem mogę się wypowiadać o swoich oczekiwaniach czy planach, natomiast jeśli chodzi o maraton, jestem ostrożna. Tu nawet najmniejszy błąd może kosztować wynik. Wiele zależy od mojej dyspozycji w dniu zawodów, od moich rywalek, jest bardzo dużo zmiennych. Czas pokaże. Moim celem jest wynik poniżej 2:35. A jak będzie, zobaczymy.