Ludzie > Elita biegaczy > Ludzie > Wydarzenia
Anna Figura po Elbrus Race: Nie nazywajcie mnie królową Elbrusu!
fot. Tadeusz Figura
Anna Figura, pod koniec września nie tylko wygrała Elbrus Race, ale ustanowiła też nowy, żeński rekord trasy – 4 godziny i 22 minuty. Zapytana przez nas, jak to jest być królową Elbrusu, odpowiedziała: – Błagam… tylko nie nazywajcie mnie w ten sposób. Proszę o pominięcie pytania.
Elbrus Race:
Termin: 24 września 2015 r.,
Miejsce: Elbrus,
Dystans:12 km,
Przewyższenia: 3240 m,
Więcej informacji: www.elbrusrace.com.
Dlatego tego pytania w wywiadzie nie będzie. Nie mogliśmy jednak pominąć tej odpowiedzi, bo doskonale opisuje charakter Ani. To skromna i nie lubiąca rozgłosu dziewczyna. Zamiast słów, mówią za nią czyny, czyli sukcesy. A tych mimo młodego wieku ma sporo na koncie. Jest już mistrzynią świata i Europy w skitourze. Ma także medale imprez krajowych, zarówno tych skitourowych jak i biegowych.
Do Elbrus Race przygotowywała się długo i solidnie, wcześniej w tym roku zdobyła z Anią Tybor i Marcinem Rzeszótko Mont Blanc. Przed startem w Rosji, w wywiadzie dla MagazynBieganie.pl mówiła:
Jestem pozytywnie nastawiona, odpowiednio zmotywowana i myślę, że dobrze przygotowana. Aklimatyzacja przebiega sprawnie, mój organizm dobrze znosi wysokość. Teraz tak naprawdę dużo będzie zależeć od warunków, na jakie trafimy podczas samego biegu.
Jadąc na zawody obiecała uporać się z rekordem Oksany Stefaniszyny wynoszącym 4:49. Udało się! Do Rosji poleciała z Marcinem Rzeszótko i Anną Tybor. Marcin był drugim zawodnikiem w klasyfikacji mężczyzn, Ania Tybor była natomiast drugą kobietą. W ekipie był też tata Ani, Tadeuszem Figurą.
Aniu czy obecność Twojego taty podczas wyprawy nie była deprymująca?
Anna Figura: Ależ skąd! Gdyby nie wsparcie i doping taty, to pewnie w ogóle nie ukończyłabym tego biegu! Na trasie czułam się naprawdę fatalnie. Tacie udało się mnie jakoś zmobilizować i przekonać do kontynuacji biegu, mimo że miałam okropny kryzys i chciałam zrezygnować.
Co się stało?
Niestety problemy żołądkowe mocno dawały mi się we znaki. Cały izotonik jaki miałam w camelback’u musiałam wylać, ponieważ źle się po nim czułam. I tu całe szczęście, że był tata. Dał mi herbatę, zdopingował. Kilka łyków naparu nieco mi pomogło.
Poza tym samo podejście jest dość monotonne i żmudne, dlatego ten bieg jest mocno obciążający dla psychiki.
W środowisku wspinaczy wysokogórskich panuje przekonanie, że Elbrus to łatwa góra. Rzeczywiście tak jest?
Nie ma łatwych gór i żadnej nie wolno lekceważyć. Elbrus już niejednokrotnie pokazał, jak groźny potrafi być. Nie ma nam nim wprawdzie trudności technicznych, jak elementy skalne, wspinaczkowe, eksponowane przejścia graniowe, czy skomplikowany lodowiec usiany wieloma szczelinami, ale są inne, poważne zagrożenia.
Na Elbrusie najniebezpieczniejsze są nagłe załamania pogody. Prowadzą one często do zabłądzenia. Wspinacze, którzy zboczą ze szlaku, wychładzają się, odmrażają kończyny. Przy złej aklimatyzacji można także dostać choroby wysokogórskiej.
Świetny występ wszystkich Polaków. Ty byłaś pierwsza, Ania druga, Marcin drugi. Czy to znaczy, że jesteśmy potęgą ekstremalnych biegów górskich?
Polacy to twarda i odporna psychicznie nacja. Nie bez przyczyny jako pierwsi w historii Polacy zdobyli dziesięć ośmiotysięczników zimą. Bieg na Elbrus na pewno jest o wiele łatwiejszy, ale również wymaga mocnego charakteru. Myślę, że w tym przypadku odporność psychiczna jest równie ważna, o ile nawet nie ważniejsza, jak samo przygotowanie fizyczne.
fot. Polacy na szczycie Elbrusu
A jak wygląda przygotowanie do takiego biegu?
Przygotowanie to długotrwały proces. Ja musiałam przede wszystkim „dojrzeć” do tego biegu i poczuć, że naprawdę bardzo chcę to zrobić. Musiałam utwierdzić się w przekonaniu, że osiągnęłam już odpowiedni sportowy i górski poziom. Dlatego wcześniej zdobywałam doświadczenie w górach wysokich.
Wspięłam się na Pik Lenina (7134 m n.p.m.) z trenerem Jackiem Żebrackim, Anią Tybor i Jurkiem Zachwieją. Dzięki temu wiedziałam, jak mój organizm zachowuje się na dużej wysokości.
Miesiąc przed zawodami zrobiłam czasówkę na Mont Blanc. Było to wyzwanie samo w sobie, ale termin został specjalnie tak dobrany, żeby zrobić „wstępną aklimatyzację”. Można powiedzieć, że to był mocny trening i oswojenie się z wysokością przed Elbrusem.
Na co dzień trenuję narciarstwo wysokogórskie i wiele godzin spędzam zimą w górach, często w zawierusze, mgle i mocnych opadach śniegu. Wiedziałam, co może mnie czekać na Elbrusie i na taką okoliczność też się przygotowywałam. Same treningi to zimą oczywiście ski-toury, a latem bieganie i marszobiegi górskie, rower, wspinaczka, siłownia.
Osobną kwestią w przygotowaniach jest sama logistyka wyjazdów. Nie jest tak atrakcyjna jak treningi, a zajmuje dużo czasu i energii.
fot. Anna Figura i Anna Tybor
Gdzie jeszcze będziemy mogli Ciebie zobaczyć w tym roku?
Do końca roku nie mam już żadnych planów startowych. Wyjadę na dwa dość krótkie wyjazdy treningowe, żeby na lodowcu pojeździć na nartach. Miałam wyjątkowo mocny sezon letni (Bieg im. F. Marduły, Bieg Granią Tatr, czasówka na Mont Blanc, Elbrus Race), z którego jestem oczywiście bardzo zadowolona, ale muszę nieco odpocząć przed zimą i zebrać siły na zawody ski-tourowe.
Jakie masz plany na przyszły rok?
Właśnie jestem w trackie planowania i podejmowania decyzji. Wiele zależy od tego, jak potoczy się moje życie osobiste. Za miesiąc kończę roczny staż w Lasach Państwowych i istotna będzie kwestia tego, gdzie i jaką pracę znajdę. Dopiero wtedy mogę więcej powiedzieć o planach sportowych i górskich.
Anię Figurę wspierają Dynafit, Fundacja LOTTO Milion Marzeń, Bukovina oraz Budrem.