Amatorstwo a zawodowstwo w bieganiu. Gdzie jest granica?
Fot. Istockphoto.com
Czym biegacz amator różni się od profesjonalisty? Jakie definicje rozróżnią te dwa terminy? Czy da się w ogóle postawić jasną i oczywistą granicę między bieganiem amatorskim a zawodowym?
Takie pytania musiałam sobie zadać, gdy siadałam do kolejnego podrozdziału mojej pracy magisterskiej dotyczącej języka biegaczy. W pracy opisywałam – teoretycznie – słownictwo biegaczy amatorów, ale wyróżnienie to było niezbyt adekwatne – czy amatorzy używają innych terminów niż profesjonaliści? Charakteryzując grupę badawczą, musiałam opisać, czym różni się bieganie amatorskie od zawodowego. Wsparłam się definicjami ze słowników i opracowań dotyczących sportu, jednak „niesmak pozostał”. To jest po prostu niemożliwe. I kiedy spytałam o tę granicę czytelników Magazynu Bieganie oraz różne osoby ze świata biegowego – moja teza się potwierdziła.
Amatorstwo a zawodowstwo w słownikach
Według definicji zawartej w „Praktycznym słowniku współczesnej polszczyzny” (1994 r.), która dotyczy sportu, amator to ‘osoba, która uprawia sport bez czerpania z tego korzyści materialnych’. Podobnie rzecz ujmuje „Nowa kodyfikacja prawa karnego”, która wskazuje, że sport amatorski jest uprawiany dla celów innych niż zarobkowe, oraz Ryszard Ryszka w artykule „Swoboda przemieszczania się sportowców w Unii Europejskiej”, który zaznacza, że „osoby uprawiające sport amatorsko nie otrzymują wynagrodzenia jako takiego”. Czyli – w skrócie – biegacz amator nie zarabia na bieganiu. Wątpliwości zaczynają się pojawiać, kiedy biegacz amator bierze udział w – przykładowo – biegu ulicznym, wygrywa (choćby w kategorii wiekowej) i dostaje nagrodę. Czerpanie korzyści materialnych w czystej postaci. Wciąż jednak te korzyści materialne –z całą pewnością – nie są głównym źródłem utrzymania.
Stanisław Kowalczyk w pracy „Elementy filozofii i teologii sportu” (2010 r.) określa sport amatorski jako formę rekreacji i odpoczynku po dniu pracy lub nauki. W tym ujęciu aktywność sportowa podejmowana jest jedynie dla własnej przyjemności, traktowana jest wręcz w kategoriach zabawy. Brzmi to dość naiwnie, Panie Stanisławie! Nasi biegacze amatorzy wylewają siódme poty, żeby urwać trzy minuty z ostatniej maratońskiej życiówki, a Pan mówi, że to zabawa?! Dobre sobie!
Stany pośrednie
Ciekawego podziału dokonał Zbigniew Krawczyk w książce „Kultura fizyczna. Sport” (1997 r.). Wyróżnił nie tylko sport zawodowy i amatorski, ale też stany pośrednie. Cztery modele zostały wyodrębnione na podstawie kryterium ekonomicznego. Podział przedstawia się następująco:
Taki podział poszerza perspektywę, daje nowe opcje, jednak wciąż trudno nam zakwalifikować danego (właściwie jakiegokolwiek) biegacza do tylko jednej z tych grup. W oparciu o powyższy podział można stwierdzić, że poziom zawodowstwa rośnie wraz z zaangażowaniem i odnoszonymi korzyściami materialnymi. Granice wciąż jednak pozostają płynne.
Kim jest zawodowiec, a kim amator według czytelników?
Spytaliśmy Was na Facebooku o to, jaka Waszym zdaniem jest różnica między amatorstwem a zawodowstwem w bieganiu. Bardzo różne opinie wcale nas nie zaskoczyły. Poniżej wybrane wypowiedzi:
Łukasz Tomaszewski:
Jak nazwa wskazuje, zawodowiec to osoba, dla której jest to zawód. Idąc dalej: zawód to źródło lub sposób zarabiania pieniędzy. (…) Nie wiem, czy jeśli wymienię nazwiska takie jak Szost, Kszczot to trafię, bo być może mają oni inny sposób na zarobek, choć wątpię. Lecz w słowniku zawodowiec to też osoba, która po prostu jest w czymś bardzo dobra i tutaj np. można rozszerzyć to grono o ludzi, którzy po prostu prezentują bardzo wysoki poziom, ale zarabiają gdzie indziej.
Robert Kania:
Profesjonalista a zawodowiec to dwie różne bajki. Można być profesjonalistą i jednocześnie amatorem. Polscy topowi biegacze na pewno są profesjonalistami, ale nie zawsze zawodowcami. Zawodowcy utrzymają się z biegania, a nasze nieboraki muszą dorabiać jako żołnierze Wojska Polskiego i z tych poborów często muszą doinwestować swoje bieganie, bo większość kasy zgarniają durni działacze niestety. A potem widać na olimpiadzie jak zawodnik wylewa ostatnie poty, a „działacz” nawalony dogorywa na trawniku. (…)
Filip Dykszak:
Prosta sprawa: gdy profesjonalista po treningu idzie na odnowę, amator idzie do pracy…
Biegacz z Północy:
Dla amatora każda nagroda jest fajnym dodatkiem do tego, co robi, a dla zawodowca to po prostu wypłata.
Zabieganna:
Dla mnie zawodowstwo to uregulowana forma treningu. Bieganie jest wtedy naszym głównym zajęciem, które docelowo ma przynosić korzyści finansowe. U amatora trening wynika z pasji, która jest dodatkową formą spędzania wolnego czasu poza życiem zawodowym. Są zarówno amatorzy zarabiający na bieganiu, jak i początkujący zawodowcy, których zarobki są nikłe, ale myślę, że słowem kluczem jest w tym przypadku „docelowo”. Wynagrodzenie nie jest oczywiście jedynym motywatorem dla zawodowców, jednak nie można ukrywać, że jest to ich sposób na utrzymanie.
Marcel Barcel Mierzicki:
Granica jest prosta, jasna i przejrzysta – profesjonalista zarabia biegając i żyje z biegania. Koniec definicji.
Kuba Karasek:
Moim zdaniem główna granica jest jednak mentalna: profesjonalista – musi, amator – może (nawet jeśli sam nie raz siebie zmusza).
Marek Karweta:
Według mnie podział jest prosty: jeśli bieganie jest na kogoś jedynym źródłem dochodu, to znaczy, że jest profesjonalistą. A amator biega, bo lubi.
Kołobrzeg Biega:
Amator biega bez zasad. Zawodowiec biega na zasadach sponsora.
Co na to „świat biegania”?
O opinię na temat podziału „biegacz zawodowiec – biegacz amator” spytałam też ludzi od lat „siedzących” (właściwie biegających!) w tej dyscyplinie. Ich nazwiska powinny być Wam znane, a opinie też są różne i nie dają jasnej odpowiedzi. Zbliżamy się więc do sedna… Ale o tym za chwilę.
Jeden z czołowych polskich maratończyków, z rekordem życiowym 2:11:20, trener II klasy lekkoatletyki, właściciel firmy Running Consulting, autor bloga MariuszGizynski.pl.
Termin „zawodowiec” odnosi się do biegaczy tylko i wyłącznie zajmujących się bieganiem, utrzymujących się wyłącznie z niego – takich osób w naszym kraju jest bardzo niewiele, myślę, że można ich policzyć na palcach jednej ręki. Bieganie jest w tej chwili sportem mało dochodowym. Jedynie na najwyższym poziomie rachunek zysków i strat wychodzi na plus. Ja biegając na poziomie 2:11 w maratonie nie zarabiałem na bieganiu, ponieważ aby się rozwijać, należy bardzo dużo inwestować w swoje szkolenie. Dzięki Klubowi Wojskowemu daję radę ciągle trenować na wysokim poziomie, jednak i tak są to za małe dochody, aby w pełni wyszkolić się i „wyżyć” bez dodatkowej pracy zarobkowej.
Generalnie podział na zawodowców i amatorów jest dla mnie niezbyt trafiony jak na obecne czasy. Ja podzieliłbym ich na wyczynowców i biegaczy rekreacyjnych. Wyczynowców z kolei dopiero na zawodowców i amatorów.
W podziale na zawodowców i amatorów wyznacznikiem jest oprócz zaangażowania czasowego, również zaangażowanie mentalne. Zawodowiec będzie dawał z siebie 110%, cierpienie jest dla niego codziennością, nie oszczędza często zdrowia, ryzykując bardzo wiele dla osiągnięcia maksymalnych rezultatów. Amator, mimo że również walczy o wynik, przekracza granicę komfortu niezbyt często i niezbyt mocno. Profesjonalista nie może pozwolić sobie na taki stan. Jeśli ma kontuzję, od razu walczy o jak najszybszy powrót do biegania, a w międzyczasie podtrzymuje poziom wytrenowania formami zastępczymi. Trenuje na okrągło.
Biegacz wyczynowiec amator również może osiągać bardzo dobre wyniki, zależnie od talentu i wkładu pracy, jednak nie poświęca się dla biegania bez reszty, a przynajmniej świadomie o to nie walczy za wszelką cenę.
Przykładem zawodowców mogą być praktycznie wszyscy trenujący Kenijczycy. Mieszkają skoszarowani w obozach biegowych, trenują 2-3 razy dziennie, jedzą regularnie i odpoczywają przez całą resztę dnia. Utrzymują ich europejscy managerowie lub rodziny mający nadzieję, że inwestycja wkrótce się zwróci.
Mam nadzieję, że kiedyś sytuacja na polskiej scenie sportu zmieni się i bieganie dla wyniku stanie się opłacalne. Sponsorom będzie opłacać się współpracować z biegaczami, również tymi, którzy dopiero dochodzą do mistrzostwa.
Startuje zarówno w mistrzostwach Polski wyczynowców, jak i amatorskich biegach ulicznych, notując życiówki na dystansach od 100 m do maratonu. Od lat współpracuje z Miesięcznikiem BIEGANIE, pisząc o treningu. Prowadzi bloga biegowego www.nagor.pl.
Mnie się wydaje, że ten podział jest coraz bardziej sztuczny. Niektórzy biegacze, tacy jak Artur Kern, nie dzielą tak nikogo. Są oczywiście biegacze, którzy zajmują się tylko bieganiem, ale w Polsce chyba nie ma takich 100-procentowych profesjonalistów, którzy nie robią niczego innego poza treningiem i bieganiem. Może w Stanach, może w Kenii. Generalnie jednak – ja bym tego nie dzielił. Czy taki Kawauchi jest profesjonalistą – bo wyniki ma na mega poziomie, czy jednak amatorem? Trudno ocenić. W dzisiejszych czasach to się mocno rozmywa. Ale nawet kiedyś np. bodajże Ron Clark przed igrzyskami brał kilka miesięcy urlopu i trenował tylko do nich. Podobnie robiło wielu innych biegaczy, a polscy „amatorzy” byli na etatach mundurowych i w praktyce nie robili nic poza treningiem.
8. zawodnik Mistrzostw Świata w Skyrunningu, 3-krotny złoty medalista Mistrzostw Polski w biegach górskich w 2014 roku, rekordzista w biegu na Rysy (1 godz. 34 min).
Rozgraniczenie zawodowstwa i amatorstwa w bieganiu to bardzo szeroki temat. Wiadomo, jak jest ze sportem w naszym kraju. Z reguły na w pełni zawodowe podejście do sportu mogą sobie pozwolić tylko najlepsi, a to też często bywa tak, że najpierw muszą zrobić wynik, a potem dopiero pojawia się potężny sponsor, a co za tym idzie – głowa może koncentrować się nie na codziennej egzystencji, a na treningu.
Z byciem zawodowcem jest trochę tak, że trzeba nim być w całości, powiedzmy na 100%. Trzeba podporządkować wszystko i jeszcze raz powtórzę – wszystko jednemu celowi, czyli osiągnięciu najwyższego poziomu sportowego. I żeby to był jedyny problem… Często jest tak, że mimo wysiłku, determinacji, podporządkowaniu wszystkiego, w końcu talentowi i tak jesteśmy skazani na porażkę. Żeby wejść na odpowiedni poziom sportowy, który może zagwarantować wynik, potrzebne są środki finansowe i wsparcie zespołu ludzi.
Osobiście uważam się jedynie za ambitnego amatora, chociaż moim marzeniem jest powiedzieć o sobie, że będę pierwszym profesjonalnym biegaczem górskim w Polsce. Mimo kilku sukcesów na płaszczyźnie sponsorskiej i wsparcia takich firm jak Salomon, KLER, Sanitec KOŁO oraz grupy moich znajomych, dzięki czemu mogę w dużej mierze koncentrować się na treningu, ciągle nie jest to 100-procentowe zaangażowanie. Mnóstwo czasu i energii zajmują mi sprawy okołosportowe. Chciałbym czasami powierzyć komuś swoje sprawy, ale najzwyczajniej w świecie mnie na to nie stać.
Nie chcę jednak tylko narzekać. Wiem, jaki sport wybrałem i jakie mam predyspozycje, dlatego staram się do każdego sezonu przygotować optymalnie w ramach dostępnych zasobów logistycznych i przede wszystkim finansowych.
Biegacz amator. Maratończyk z rekordem życiowym 2:26:03. Właściciel portalu oraz bloga WarszawskiBiegacz.pl.
Moim zdaniem podział jest jednoznaczny. Zawodowiec to ktoś, kto żyje z biegania, zarabia na tym, to jest jego źródło utrzymania. Amatorzy to cała reszta. Czas w żadnym wypadku nie świadczy o tym, czy ktoś jest amatorem czy zawodowcem. Można kategoryzować biegaczy amatorów. Często słyszę o czymś takim jak ambitny amator, co też dla mnie jest naciągane. Ktoś może być niesamowicie ambitny i wygospodarowanie dla niego trzech treningów jest dużo trudniejsze niż dla kogoś innego siedem treningów w tygodniu. Ciężko mówić, że jest on mniej ambitny, bo ma gorsze wyniki. Jednak osobiście wyróżniłbym coś takiego jak amator profesjonalista. To człowiek podchodzący profesjonalnie do tego, co robi. W sumie często tacy ludzie są w swoim treningu bardzo zbliżeni do zawodowców, to co ich hamuje to przeważnie czas, jaki mogą poświęcić na regenerację i trening uzupełniający.
Czas na odpowiedź!
Odpowiedź na pytanie: „Gdzie leży granica między bieganiem zawodowym a bieganiem amatorskim?” powinna być teraz oczywista dla wszystkich czytelników. Oto ona: nie wiadomo. Podział jest niejasny, płynny, wątpliwy, budzący wiele wątpliwości, a nawet kontrowersji. Możemy się starać być „coraz bardziej profesjonalni”, możemy też tłumaczyć się, że nie walczymy o wynik, bo jesteśmy „totalnymi amatorami”, a przy tym wszystkim mieć nadzieję, że nikt nie będzie tych terminów roztrząsał tak jak ja w powyższym tekście…