Trasy biegowe: Poznań – Jezioro Rusałka
Trasa biegowa. Jezioro Rusałka, Poznań. Rys. Magda Ostrowska-Dołęgowska
Bardzo lubię biegać z tatą. Zazwyczaj pokonujemy razem 11,5 km. Tyle zajmuje nam dobiegnięcie do naszej pięciokilometrowej trasy nad jeziorem Rusałka i powrót z niej. Najczęściej pokonujemy ją dwa razy.
Nasze wspólne bieganie rozpoczynamy przy zbiegu ulic Dąbrowskiego i Botanicznej. Tutaj tata włącza swój mądry zegarek. Dalej zbiegamy lekko w dół chodnikiem, przebiegamy przez tunel pod ulicą św. Wawrzyńca i jesteśmy już w leśnym terenie wokół jeziora Rusałka. Jest tu zdecydowanie ładniej niż przed chwilą. Po wynurzeniu z tunelu czujemy się, jakbyśmy wbiegali w inny świat – cisza, spokój, las… Po chwili docieramy do początku oznaczonej trasy biegowej o długości 5 km. Informuje nas o tym tablica z wyrysowaną mapką oraz pierwszy słupek startowy. Kolejne są umieszczone co 500 m.
Na początku można spotkać rozgrzewających się lub rozciągających lekkoatletów, którzy przychodzą na trening lub rozgrzewkę przed zawodami, ponieważ tuż obok znajduje się stadion. Tutaj zazwyczaj tata podpatruje ćwiczenia lekkoatletów, a oni patrzą się na mnie i mój pojazd. Pewnie trochę mi zazdroszczą, ale ja naprawdę bym już chciał sam biegać… Niedaleko stąd mijamy przy brzegu jeziora jedno z czterech miejsc pamięci znajdujących się nad jeziorem Rusałka. (To mogiła jeńców, którzy pracowali przy budowie zbiornika w 1943 r. W czasie II wojny światowej okolice Rusałki były miejscem straceń więźniów obozu koncentracyjnego Fort VII. Szacuje się, że stracono tu ponad dwa tysiące osób). Po kilometrze docieramy do ośrodka wypoczynkowego. Latem zalecamy szybką, aczkolwiek ostrożną ewakuację z tego odcinka. Bywa naprawdę tłoczno!
Jesienią może być to idealne miejsce na rozgrzewkę. Ostatnio tata znalazł sobie tutaj ulubione drzewo do ćwiczenia wymachów i murek do rozciągania. Po rozgrzewce czeka nas 500 m podbieg. Przez następne 2 km będzie raz z górki, raz pod górę. Poza tym trochę kamieni, trochę piasku. Aż tak łatwo tata nie ma, szczególnie ze mną na pokładzie! Trochę mną trzęsie, ale całe szczęście mam dobrą amortyzację, a właściwie amortyzatory. Za słupkiem na 3. kilometrze trasy skręcamy w prawo na mostek. Najpierw leciutko pod górkę, potem leciutko w dół, aż w końcu czeka nas najbardziej stromy podbieg. Tu już tata musi się sprężyć i wózek trzymać dwiema rękami. Jedno jest pewne – po tym podbiegu jest już rozgrzany. Na szczycie znajduje się spora polana oraz ławeczka. Gdy zbiegniemy, odbijamy w lewo. Pokonaliśmy już 3,5 km naszej trasy.
Teraz teren jest już dużo spokojniejszy. Mamy chwilę na odpoczynek przed trudnościami kolejnej pętli. Dróżka jest trochę oddalona od głównej ścieżki spacerowej, która biegnie wzdłuż jeziora, (dzięki czemu trochę tu spokojniej). Dotrzemy do niej po ok. 700 m. Po lewej stronie miniemy polany przy brzegu jeziora. Latem jest tu sporo ludzi wylegujących się na słoneczku, ale i tak jest tu zdecydowanie mniejszy tłok niż przy ośrodku wypoczynkowym. Tak sobie czasem myślę, że ludzie na polankach muszą bardziej cenić spokój niż ci z plaży… Za polankami obiegamy łuk jeziora i po chwili docieramy do końcowego słupka z napisem 5 km i tak z tatą zamykamy pierwszą z dwóch naszych pętli. Ta trasa nadaje się również świetnie na ćwiczenie interwałów, z racji umieszczonych co 500 m słupków. Niestety na takie treningi tata nie chce mnie zabierać, bo mówi, że trzymając wózek jedną ręką ciężko jest biec szybko…
Krzysztof i Wiktor Łakomiec. Fot. Urszula Ziober
Tekst: Wiktor i Krzysztof Łakomiec
Bieganie, grudzień 2010