[h2]Podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej w Chorzowie na bieżni doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Dwóch polskich reprezentantów, Adam Kszczot i Michał Rozmys, starło się brutalnie w czasie biegu na dystansie 1000 metrów. Analizujemy na zdjęciach, dlaczego tak się stało i kto miał rację.[/h2]
Adam Kszczot to najlepszy polski średniodystansowiec, dwukrotny wicemistrz świata i trzykrotny mistrz Europy w biegu na dystansie 800 metrów. Michał Rozmys – czwarty w mistrzostwach Europy na 800 metrów, młodzieżowy rekordzista Polski na 1500 metrów, specjalista od tego dystansu, sześć lat młodszy od Adama. Podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej w Chorzowie zawodnicy zmierzyli się na pośrednim dystansie 1000 metrów, czyli jednego kilometra.
250 metrów przed metą między Polakami doszło do ostrej przepychanki, która niemal zakończyła się upadkiem. Po zawodach starszy mistrz ostro zganił młodego rywala, strofując go, że nie potrafi biegać, sugerując, że mógłby być zdyskwalifikowany i zrzucając na niego całą winę za starcie. Prawda wydaje się jednak bardziej skomplikowana, a jeśli na siłę szukamy winy, to wydaje się ona w większym stopniu leżeć po stronie Adama Kszczota. Co więcej, są podstawy do dyskwalifikacji obu średniodystansowców.
Przyjrzyjmy się zdjęciom z biegu. Tu zaczyna się cała sytuacja. 280 metrów przed metą Adam Kszczot prowadzi, a Michał Rozmys atakuje po zewnętrznej stronie:
Poniżej widok z boku trzy sekundy później i kluczowy moment: Michał Rozmys jest wyraźnie z przodu. To bardzo ważne w interpretacji sytuacji. Widać, że Adam dał się zaskoczyć atakiem i wyprzedzić:
Dwie sekundy później Michał nadal jest przed Adamem i przed wirażem walczy o pozycję przy krawężniku. W biegach średnich to normalne i akceptowalne, aczkolwiek nie do końca da się jasno określić, kiedy walka wykracza poza sportową rywalizację. W teorii jeden rywal nie powinien przeszkadzać drugiemu, ale w praktyce do tego rodzaju starć dochodzi często. Na rozpychanie łokciami i barkami sędziowie zwykle patrzą spokojnie, dyskwalifikacja następuje za zabieganie drogi i brutalne popchnięcia.
Potem zaczyna się właściwe starcie. Adam rusza do przodu i próbuje nie dopuścić do tego, aby to Michał znalazł się z przodu. Do tej pory sytuacja nie wykracza poza to, co zwykle obserwuje się w biegach średnich. Dwóch biegaczy walczy o pozycję. Michał Rozmys jest w lepszej sytuacji, bo znalazł się lekko z przodu. W tej sytuacji to Adam atakuje od tyłu, broniąc miejsca przy krawężniku.
Zaczyna się robić groźnie. Michał zszedł dość mocno do krawężnika, co widać będzie na ujęciach z przodu. Adam, który przez moment znalazł się z tyłu, próbował się przepchnąć z powrotem na prowadzenie, ale nie dał rady wyższemu i silniejszemu rywalowi. Autor tekstu miał okazję biegać z Michałem Rozmysem i potwierdza, że to kawał chłopa. Podany w Wikipedii wzrost 187 centymetrów wydaje się niedoszacowany, bo tyle ma autor, a Michał na bieżni był wyższy od niego o pół głowy ; ) Tutaj Adam próbuje się prześliznąć:
A tu widać, jak odbija się od Michała, obaj zderzają się łokciami:
Po czym Adam wyraźnie zostaje z tyłu, widoczny jest kontakt ciała. Michał Rozmys rozpycha się, ale to samo robi Adam. Obaj próbują znaleźć się z przodu. Ma to sens: biegnąc tuż przy krawężniku, nie nadrabia się dystansu. Tak wygląda codzienność biegów średnich.
O ile do tej pory sytuacja była dość jasna i jednoznaczna – dwóch średniodystansowców rozpycha się przy krawężniku, nie ma podstaw do dyskwalifikacji żadnego z nich, tak po chwili to Adam Kszczot robi rzecz absolutnie niedopuszczalną. Po tym, gdy nie dał rady przepchnąć się obok Michała, w nieprzyjemny sposób popycha go z tyłu. To jest podstawa do natychmiastowej dyskwalifikacji. Nie Rozmysa, ale Kszczota, bez żadnych wątpliwości. Jednocześnie nie mam zamiaru potępiać polskiego mistrza 800 metrów. Tego typu sytuacje w biegach średnich są częste. Pchnięcie rywala jeszcze po starciu to nerwy, pochodna starcia, odreagowanie, próba złapania równowagi. Zwykle jednak nie jest tak brutalna:
Michał Rozmys traci równowagę:
Autor tekstu poza tym, że jest biegaczem, ma także uprawnienia sędziego lekkiej atletyki i nie ma wątpliwości: za takie popchnięcie można biegacza od razu zdyskwalifikować. Przyjrzyjmy się jeszcze raz sytuacji, ale z boku. To moment, kiedy Michał znajduje się przed Adamem. Z przodu tego nie widać, dlatego trzeba wrócić do zdjęcia numer dwa. Gdyby to Rozmys był z tyłu i spychał Adama, jego wina byłaby niezaprzeczalna, bo to on przeszkadzałby Adamowi. Wyższy biegacz najpierw jednak wyprzedził, a dopiero potem zaczął wywierać presję, schodząc do krawężnika.
Poniżej widzimy, co zdenerwowało (poniekąd słusznie) Adama: Rozmys jest z przodu i zaczyna napierać ciałem. Kszczot go odpycha. Kluczowy jest fakt, że to Rozmys jest z przodu. Adam Kszczot popełnił błąd, dając się zaskoczyć i wyprzedzić. Zachowanie Michała Rozmysa jest dalekie od elegancji, ale nie wykracza poza ramy sportowej rywalizacji. Tego typu przepychanki dzieją się praktycznie w każdym biegu średniodystansowym.
To zdjęcie pokazuje, co ewentualnie mogłoby być argumentem za dyskwalifikacją Michała Rozmysa – bardzo mocno napiera ciałem do wewnątrz. Na powtórkach widać jednak, że widoczne tu pochylenie jest efektem tego, że Adam po zderzeniu zostaje z tyłu. Obaj biegacze pchają się nawzajem, wskutek tego Adam odpada do tyłu, przegrywając walkę na łokcie, a pozbawiony oparcia Michał leci mocno do wewnątrz:
Tu mamy efekt przepychanki: jeden leci do tyłu, drugi w bok. Michał wpada Adamowi pod nogi. Gdyby oprzeć się na tych zdjęciach, wydaje się, że to jego wina. Analiza z boku pokazuje jednak, że to Rozmys był z przodu, a Adam próbował łokciami, jako pierwszy, nie dopuścić do wyprzedzenia.
Poniżej jeszcze raz widok tego, że zejście w bok Rozmysa nie było skokiem pod nogi rywala. Obaj biegacze opierali się o siebie, a kiedy Michał stracił oparcie po tym, gdy Adam odpadł do tyłu, omal nie wpadł na trawę:
Tu natomiast efekt popchnięcia Michała przez Adama. Michał Rozmys wpada na trawę, za co również można go bez mrugnięcia okiem zdyskwalifikować:
Podsumowując: mamy dość typową sytuację średniodystansową, która eskaluje. Michał Rozmys z zaskoczenia wyprzedza Adama Kszczota o krok i zaczyna wywierać presję, schodząc lekko do krawężnika. Nie jest to szczególnie elegancka taktyka, ale nie jest również powodem do dyskwalifikacji. Adam reaguje po chwili i przyspiesza, próbując nie dać się wyprzedzić i zamknąć. Próbuje wsadzić bok swojego ciała i łokieć przed Michała, próbując zatrzymać manewr wyprzedzania, który jest dla niego kłopotliwy i wymagałby zmiany rytmu biegu w kluczowym momencie. Obaj biegacze zderzają się ciałami oraz łokciami. Adam pcha na zewnątrz, Michał do wewnątrz. Kszczot zostaje zdominowany przez cięższego biegacza i odpada do tyłu. Rozmys traci podparcie i leci do wewnątrz, a po chwili otrzymuje pchnięcie od tyłu, które dodatkowo zaburza mu równowagę. Wpada na trawę.
Jak wyglądałoby to starcie w sytuacji idealnej? Adam musiałby albo zareagować wcześniej i nie dać się wyprzedzić albo musiałby zwolnić o parę kroków, dać Michałowi pójść do przodu i obiec go od zewnątrz. Wydaje się, że zagrała tu trochę urażona ambicja: dużo bardziej utytułowany Adam Kszczot nie chciał pozwolić, aby wolniejszy biegacz rozpychał go na bieżni. Stąd walka, a potem bardzo nieeleganckie popchnięcie, będące potencjalnym powodem do dyskwalifikacji. Na pewno nie miał racji Adam, który na mecie najpierw postukał się w czoło w kierunku Michała, powiedział do niego kilka mocnych słów, a potem w wywiadach zrzucał winę za starcie i oskarżał o brak umiejętności biegania. W najgorszym razie obaj biegacze byli tak samo winni. Żaden nie chciał ustąpić i w tej sytuacji lepiej rozepchał się większy i będący bardziej z przodu Michał Rozmys. To zdenerwowało Adama, co jest w pełni zrozumiałe, ale nie powinien on w ten sposób atakować z tyłu przeciwnika.
Powiedzmy sobie szczerze: fajnie by było, gdyby Polacy w prestiżowym mityngu nie rozpychali się nawzajem. W biegu w Chorzowie żaden z zawodników nie trzymał się “zająca”. Z przodu było mnóstwo miejsca, ale obaj wybrali wolniejszy bieg i przepychankę. Na całym starciu skorzystał widoczny z tyłu Marcin Lewandowski, który spokojnie przeczekał walczących, oszczędzał siły, a potem minął ich na ostatniej prostej. To klasyczne “gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. Adam Kszczot był drugi, Michał Rozmys trzeci. Całej sytuacji nie warto byłoby nawet roztrząsać, gdyby nie to, że Adam po biegu bez ogródek zbeształ Michała. Dlatego biorę Michała Rozmysa w obronę – na pewno nie był bardziej winny całego starcia niż Adam Kszczot. Do momentu mało eleganckiego pchnięcia wykonanego przez Adama cała sytuacja była najzupełniej normalna, spotykana na każdym mityngu lekkoatletycznym.
Dwa lata temu Adam Kszczot znalazł się w podobnej sytuacji i wtedy został zdyskwalifikowany. Tym razem mogło być podobnie, ale polscy sędziowie, na polskiej ziemi, byli bardziej wyrozumiali. Miejmy nadzieję, że do tego typu sytuacji nie dojdzie podczas mistrzostw świata w Dausze, które zaczną się już za niecałe dwa tygodnie.
Adam nie ma cywilnej odwagi powiedzieć przepraszam. Niech,to zrobi oficjalnie,tak jak stukał się palcem w głowę przy wszystkich. Michał za chwal zimna krew. Brawo dla Michała! Walczy a nie jak baba spycha z bierzni.
Panie Marcinie,
proszę się zapoznać z zasadami iaaf. Są dostępne publicznie w formacie pdf. Pytania pomocnicze do oceny sytuacji:
1. Kto jest wyprzedającym a kto wyprzedzanym?
2. Kiedy wyprzedzanie można uznać za zakończone/skuteczne?
Sytuacja z przed 2 lat jest tylko podobna. Więcej na moim facebook. https://www.facebook.com/adamkszczot800/posts/1094472244075020?__tn__=K-R
Cześć Adam,
Poznaliśmy się osobiście, może nie pamiętasz, zostanę więc przy pisaniu na “Ty” i poproszę o to samo. Jak pewnie widziałeś w dyskusji, zdania na temat interpretacji tej sytuacji są podzielone. Kwestia jest uznaniowa. Przeczytałem twój post na facebooku i, nawiązując do analogii o wyprzedzaniu, podczas wykonywania tego manewru zabronione jest zwiększanie prędkości przez wyprzedzanego. Tu sytuacja zaostrzyła się, bo gdy zostałeś wyprzedzony, Ty także przyspieszyłeś i nie dałeś Michałowi zejść do bandy. Doszło do przepychanki, bo żaden z Was nie chciał ustąpić. Jest to dość normalna sytuacja w biegach średnich. Zwykle w takich sytuacjach jeden z zawodników rezygnuje i puszcza drugiego, tutaj obaj walczyliście do końca. W dyskusji na FB podałem kilka linków do podobnych sytuacji, które zwykle kończyły się bezproblemowo, bo osoba wyprzedzana puszczała wyprzedzającego, gdy ten znalazł się lekko z przodu. W spornym przypadku interpretacja tego, kto komu bardziej utrudnił, jest skrajnie trudna i raczej nikt tego nie podejmuje. Na pewno nie jest to tak proste jak opisujesz.
Uważam, że w całym zajściu nie było jakiejś wielkiej winy twojej bądź Michała. Dlatego publiczne oskarżanie go po biegu było w mojej ocenie błędem. Takich rzeczy nie powinno się robić w stosunku do rywala. Na bieżni można walczyć, ale po skończonym biegu podaje się ręce i zapomina o sprawie. Jeśli priorytetem jest unikanie urazu, to nie ma sensu wdawanie się w takie przepychanki. To oczywiście tylko moje zdanie. Myślę, że straciłeś trochę czujności po tym, gdy od wielu lat biegasz głównie w biegach z “zającami”, gdzie wszyscy ustawiają się w rządku i biegną tak do ostatniej 200tki. Ściganie bez zająców zwykle wygląda inaczej. Ja sam startuję na średnich dystansach od 20 lat, biegam głównie na krajowych mityngach bez zająców i tego typu przepychanki widzę praktycznie co tydzień – w mniejszym lub większym natężeniu. Zdarzało mi się w ich skutku leżeć na ziemi i zostać podeptanym przez cały peleton – to akurat w mili ulicznej ; ) Nigdy nie spotkałem się z dyskwalifikacją przy tego typu walce, podobnie jak nie pamiętam takiej na żadnym większym wydarzeniu rangi mistrzowskiej. Sam nie miałem z tym problemu. Obaj wiemy, że takie są biegi średnie.
Cały tekst spotkał się z dużym zainteresowanie czytelników, którzy dzięki temu mogli ocenić sytuację względnie obiektywnie i wzbogacić swoją wiedzę na temat biegów średnich. Prawdę mówiąc to temat na inny tekst, który może popełnię, bo dopiero szczypta kontrowersji przyciąga uwagę kibica, a na co dzień świat polskich biegów jest dla kibica zbyt nudny. A poza tym dzięki za kulturalny i rzeczowy komentarz – to wcale nie jest takie częste, jak można by oczekiwać. Trzymam kciuki za MŚ i pozostaję wiernym kibicem!
Marcin, bardzo często pisałeś tutaj o podstawach do dyskwalifikacji (odnosząc się zarówno do starcia miedzy Kszczotem i Rozmysaem jak i do Twojego własnego doświadczenia), której jednak nie było. Myślę, że to wskazuje na jakość sędziowania w la, która jest niestety bardzo niska, ponieważ często sędziów (przynajmniej w Polsce) nie bardzo interesuje to co dzieje się na bieżni…
Panie Marcinie widzę, że ma Pan nadal problem z realnym spojrzeniem na tą sytuację. To nie jest hokej gdzie dopuszczalny jest tzw. bodiczek, ani piłka nożna, gdzie w ferworze walki można nawet okaleczyć przeciwnika. Nawet wskazane przez Pana zdjęcia i filmy wyraźnie wskazują, że to był atak Marcina w Adama kiedy był tylko o pierś przed Adamem poprzedzony uderzeniem łokciem w klatę Adama. Tylko refleks Adama i instynktowne oparcie się o Marcina (a nie popchnięcie jak Pan sugeruje) nie spowodowało wywrotki ich obu. Jak mocno chciał Marcin uderzyć w Adama dowodzi, że sam wypadł z bieżni. Tzw. normalne przepychanki w biegu myli Pan z sytuacją, kiedy obaj mają miejsce na ustąpienie przeciwnikowi, czy z lewej czy z prawej strony – kiedy mocniejszy spycha przeciwnika a sam toruje sobie lepszą linię biegu. Tutaj sugeruje Pan, że Adam powinien zwolnić i ustąpić miejsca wyprzedzającego go dopiero o klatę zawodnika bo z lewej był przecież krawężnik bieżni. To jak daleko wyleciał Marcin z bieżni potwierdza tylko z jakim impetem chciał uderzyć w Adama. Uważa Pan nadal, że atak Marcina nie zakłócił biegowi Adama – jak mówią przepisy ?
Adam (poproszę o pisanie na “Ty, to nam ułatwi sprawę), polemizowałem na ten temat na Facebooku, nie chcę powtarzać argumentów, które co najmniej częściowo są uznaniowe – tzn nie da się dokładnie wyliczyć, kto komu bardziej w czym przeszkodził. Natomiast, aby pokazać, że w biegach to normalne, proszę bardzo, link do biegu, w którym Adam robi dokładnie (a właściwie gorzej, nie próbując nawet ostrzegawczo odepchnąć przeciwnika) to samo, co Michał w Chorzowie – zbiega przed zawodnika, nawet dwóch, nie mając, jak piszesz powyżej, miejsca na wyprzedzanie. W obu przypadkach nie dochodzi do większych problemów, bo rywale go puszczają – generalnie w takiej niejednoznacznej sytuacji zawsze ktoś odpuszcza. W tym biegu nie było oczywiście mowy o dyskwalifikacji, a Adam zdobył halowe mistrzostwo świata. W świetle prezentowanych argumentów, jak rozumiem, należy mu je odebrać i zdyskwalifikować za zabieganie… https://youtu.be/pkNjXnYQ8gg?t=179&fbclid=IwAR1sBWM1ijqyHkcLxvC30BRYzPSQd5wPRk3QJd-2EMzBj_qYGJOx2HB0HCA
Panie Marcinie, (bo nie jesteśmy na Ty, ale nawet gdybyśmy byli, to savoir-vivre tłumaczy kiedy i w jakich przypadkach konkretnych zwrotów używać)
czytając ten jednostronny opis, jedyne co mogę napisać: żenada. Magazyn Bieganie powinien opisywać zdarzenia rzetelnie i uwzględniać opinię obu stron (lub próbować się z nią zmierzyć), a nie próbować w zaowulowany sposób przepychać jedną. Sugeruję panie Marcinie, aby się jednak skupić na bieganiu. Na pewno idzie panu to lepiej niż mnie 😉 I tego gratuluję.
pozdrawiam
Panie Jarku – za moją opinią stoi 20 lat doświadczenia w biegach średnich, a także uprawnienia sędziego lekkiej atletyki. Co stoi za Pana, jakże konstruktywnym, sformułowaniem “żenada”?
Marcin Nagórek, brawo za wiedzę i wnikliwy komentarz. Nie śledziłem Memoriału, dopiero dziś się o tym dowiedziałem z Twojego tekstu. Po tekście obejrzałem filmik na YouTube i skłaniam się jednak bardziej ku Adamowi. Michał nie dokończył manewru wyprzedzania, zaczął schodzić do krawężnika, zanim się znalazł zupełnie przed Adamem, czyli wpakował się w Adama. Adam chyba błyskawicznie zrozumiał, że niebezpieczny manewr Michała ujdzie mu na sucho i zastosował zasadę “oko za oko, ząb za ząb” 😉 Próbował się wpakować w Michała po wewnętrznej od tyłu, co mu nie wyszło, więc się zdenerwował. Wina obustronna, ale Michał zaczął 😉 Uważam, że dobrze, że żaden z nich nie został zdyskwalifikowany. Odebrałoby to bieganiu jakieś minimum widowiskowości. Obydwaj, i “młody” i “stary” 😉 zdobyli tu nowe doświadczenie, które im się przyda na zawodach wyższej rangi. Cieszmy się, że jesteśmy biegaczami, u piłkarzy takie incydenty to dopiero pieszczoty 😉 Ja jako długodystansowiec tylko raz w roku przywalę z łokcia jakiemuś “świętemu Mikołajowi” na starcie biegu Sylwestrowego 😉
Dzięki!