Sprzęt > Buty do biegania > Sprzęt
Nike Air Zoom Pegasus 32 [test]
Fot. Nike
Pegasusy to jeden z najpopularniejszych modeli amerykańskiego producenta. Nic zatem dziwnego, że jest cały czas udoskonalany. Obecnie przy nazwie modelu widnieje liczba 32, czyli jest to 32. odsłona tych butów.
Nike air zoom pegasus to model typowo treningowy wyposażony w bardzo silną amortyzację. Można powiedzieć, że to typowe żelazka, ale najnowsza wersja jednak nieco odchodzi od siermiężnej formy poprzedniego modelu.
Cholewka
Pegasusy nie mają rewelacyjnej tkanej cholewki, ale bardziej klasyczna siatka daje radę. Składa się ona z dwóch warstw: luźniej tkanej zewnętrznej i gęściej wewnętrznej. Mimo że przewiewność jest lepiej niż przyzwoita, to do tkanych cholewek się nie umywa – im bliżej do sandałów niż klasycznych rozwiązań. W czasie upałów robi się nieco ciepło, ale tragedii nie ma, o odparzenia raczej nie trzeba się martwić.
Dopasowanie do stopy jest jednak bardzo dobre, cholewka – mimo że niespecjalnie elastyczna – bardzo dobrze trzyma stopę i nigdzie nie uciska. Pegasusy należą raczej do węższych butów, narzekać na brak miejsca dla palców nie można, ale trzymanie stopy jest na tyle dobre, że na myśl przychodzą startówki, a nie model do klepania treningowych kilometrów. Dzięki temu butów nie trzeba mocno sznurować, więc zyskujemy na komforcie, choć nawet mocno zaciągnięte sznurowadła niespecjalnie pogarszają wygodę.
Cholewka, mimo że naprawdę dobra, nie daje poczucia lekkości jak modele z tkaną opcją, tam zakładając buty, mamy wrażenie, że na stopach nic nie ma. Widać do lepszego łatwo się przyzwyczaić. Pegasusy wydają się nieco krótsze od innego treningowego modelu jakim jest air zoom structure. Niby ten sam rozmiar obydwu butów, a „struktury” wydają się dłuższe, ale szerokość jest już bardzo podobna.
Ciekawostką jest język połączony z cholewką. W butach terenowych nikogo takie rozwiązanie nie dziwi, ale nawet tam nie zawsze jest ono stosowane. W butach szosowych jest to absolutny rodzynek, ale dzięki temu buty lepiej sprawdzają się w terenie, bo mniej piachu i innego brudu dostaje się do środka, a cholewka całkiem dzielnie stawia czoło patykom i innym przedmiotom, które można spotkać w lesie, a które tylko czekają, aby ją porwać w strzępy.
Podeszwa
W tej kwestii zaszła największa zmiana względem poprzednika. Zachowana została potężna dawka amortyzacji, która dla niektórych może być wręcz przytłaczająca, ale charakter buta nieco się zmienił. Wersja 31 była dość toporna, nieco klockowata i sztywna. Teraz się to zmieniło, podeszwa została uelastyczniona, znacznie łatwiej się zgina, co umożliwia znacznie większą pracę stopy w czasie biegu. Buty mają też bardzo dobrze dobraną twardość – podeszwa nie zapada przy każdym kroku, więc stopa nie grzęźnie. Nie jest też jednak twarda jak deska, jak w przypadku modeli zoom structure, które były przez to niewygodne. W pegasuach osiągnięto złoty środek, zachowano komfort i wygodę, ale uniknięto zapadania się stopy w piankowych czeluściach.
Elastyczność bardzo dobrze wpłynęła na dynamikę i zwiększyła uniwersalność butów. Co prawda to niby model air zoom structure był opisywany jako dynamiczny, zaprojektowany razem z Galenem Ruppem, ale dynamiki w nim było tyle, co kot napłakał. Tymczasem pegasusy nie są przedstawiane jako dynamiczne, ale to właśnie one wydaje się lepiej nadawać do szybszego biegania. Umożliwiają bardzo sprawne wybicie, nawet z palców. Nie jest to but na krótkie dystanse, który tylko czeka na podkręcanie tempa, ale jest lepszy niż struktury.
Dzięki elastyczniejszej podeszwie oprócz człapania dziesiątek spokojnych treningowych kilometrów, można ich używać do dłuższych tempówek, a mniej dynamiczni biegacze z powodzeniem mogą je założyć na maraton. Na półmaraton czy dyszkę może niekoniecznie będzie to optymalny wybór, ale pegasusy pozytywnie zaskakują dynamiką.
Kolejny duży plus to zupełnie nieodczuwalny drop wynoszący 10 mm. Wartość niemała, ale mieszcząca się w stanach średnich. Struktury mają drop o 1 mm mniejszy, ale tam był on niezwykle uciążliwy. Odczuwalny był na każdym kroku i uprzykrzał bieganie. Dodatkowo wyprofilowanie podeszwy od strony stopy potęgowało negatywne odczucia. W pegasusach nic z tych rzeczy nie występuje, po prostu zakładamy buty, biegamy i zapominamy o nich. Nic nie uwiera, nie ociera, a drop przestaje mieć większe znaczenie. Oczywiście osoby biegające w butach o minimalnym czy wręcz zerowym spadku odczują różnicę, ale właśnie tylko różnicę, nie powinno być dyskomfortu.
Podsumowanie
Pegasusy, mimo że ni koniecznie są na szczycie moich preferencji obuwniczych (wolę jednak lżejsze i elastyczniejsze buty), okazały się naprawdę fajnym modelem. W przeciwieństwie droższego modelu zoom structure okazały się wygodniejsze, bardziej elastyczne i dynamiczne. Dla mnie są po prostu znacznie lepszymi butami, mimo że nie dorobiono do nich całej sportowej ideologii. Ten popularny buty jest moim zdaniem znacznie lepszy od struktur, za którymi stał – wydaje się – znacznie większy budżet marketingowy i nazwiska czołowych biegaczy.