„Najważniejsze, by nie ulegać stereotypom”. Jak to jest być biegającą mamą?

Gdy jest się mamą, aktywność fizyczna jest szczególnie ważna. Fot: arch. pryw. Monika Drążewska
Ma 27 lat, z zawodu jest dziennikarką, z pasji – biegaczką, a od 3 lat również mamą. Pięć miesięcy po porodzie przebiegła swój pierwszy półmaraton. Jak łączy ze sobą wszystkie role? Co jej daje bieganie? Zainspirujcie się historią Moniki!
Bieganie w ciąży
Bieganie w ciąży to wciąż kontrowersyjny temat. Moim zdaniem to sprawa bardzo indywidualna. Jeśli kobiety dużo trenują przed i prowadzą aktywny tryb życia, to unikanie wszelkiej aktywności fizycznej nie jest dobrym pomysłem. Kiedy się ruszamy, lepiej znosimy ciążę i łatwiej jest wrócić do formy. W moim przypadku biegałam w pierwszych miesiącach ciąży, później przerzuciłam się na rower. Dzięki temu, że prowadziłam aktywny tryb życia, po ciąży błyskawicznie odzyskałam upragnioną sylwetkę.
Bieganie po porodzie
Pierwszy trening po urodzeniu Kornelki pamiętam bardzo szczegółowo. To był wyjątkowo ciepły, styczniowy dzień, w powietrzu czuło się wiosnę. Gdy wybiegłam z domu, byłam znów lekka, wolna i szczęśliwa. Niosły mnie endorfiny. Nie liczyło się tempo, kilometry czy zakwasy na drugi dzień. Najważniejsze, że znów mogłam biec!
To było niecały miesiąc po porodzie. Może był to szalony pomysł, ale najważniejsze, to wsłuchanie się w głos naszego organizmu. Początki bywały trudne, musiałam na nowo przyzwyczajać się do większego wysiłku fizycznego, dodatkowo dochodziły nieprzespane nocne i zmierzenie się z nowymi obowiązkami. Jednak rzuciłam sobie wyzwanie – powrót do formy. Czasami brakowało sił, by biec, zabierałam wtedy wózek z Mała i maszerowałyśmy. Biegnie miało być dla mnie przyjemnością, nie karą, dlatego systematycznie i cierpliwie dreptałam, raz było gorzej, raz lepiej, ale nie zniechęcałam się.
Gdy Kornelia miała 5 miesięcy, przebiegłam pierwszy w życiu półmaraton, zmieściwszy się w dwóch godzinach! To było bardzo duże obciążenie dla organizmu, ale wielka radość i łzy szczęścia. Myśl, że czeka na mnie córeczka na mecie, dodawała mi otuchy i odwagi. Półtora roku po porodzie ukończyłam pierwszy raz w życiu trasę maratonu. Na numerze startowym miałam zdjęcie z córką. Był to bardzo wzruszający dzień. Zrozumiałam wtedy, że nie ma rzeczy niemożliwych, że macierzyństwo może motywować, dodawać energii i uczyć wytrwałości. Biegam od dziecka, ale to właśnie po porodzie zaczęłam jeździć na zawody, poznawać świetnych ludzi wkręconych w bieganie tak ja.
Codzienność mamy-biegaczki
Pierwszy rok po porodzie byłam z Kornelią na macierzyńskim, wtedy tego czasu na bieganie było znacznie więcej. Treningi szczegółowo planowałam i trzymałam się tych ustaleń. To był niesamowity czas, byłam naprawdę w szczytowej formie!
Dziecko nigdy nie przeszkadzało mi sportowej pasji. Gdy Korcia była całkowicie malutka, biegałam wtedy, gdy mąż był w domu. Często wiązało się to z późną porą, ale wtedy był to czas wyłącznie dla mnie, co bardzo było mi potrzebne. Bieganie to dla mnie rodzaj wyciszenia, odstresowania się, dlatego” łapałam” każdą chwilę, nie odkładałam niczego na później. Gdy Kornelia skończyła 9 miesięcy, zaczęłyśmy trenować razem. Zabierałam ją w wózku i razem mknęłyśmy przez park. I tak jest do dzisiaj (w styczniu skończy trzy lata!).
To z Kornelią dołączyłam do lokalnej grupy biegowej, aby wspólnie trenować. Bieganie z wózkiem daje większy wycisk i satysfakcję. Mam to szczęście, że Kornelia współpracuje ze mną doskonale, zawsze bardzo radośnie reaguje na te nasze przebieżki. Zaraziłam ją swoją pasją, dzięki czemu ruch jest dla niej zupełnie czymś naturalnym i przyjemnym. Dzieci bardzo szybko zaczynają obserwować i naśladować rodziców. Widzę, że Kornelia jest bardzo energicznym dzieckiem, uwielbia zabawy na świeżym powietrzu. Robiąc to co lubię, pokazuję jej, że należy dbać o swoje pasje, realizować własne marzenia. Ograniczenia często siedzą w naszych głowach, czasami warto się przełamać i spróbować, niszcząc niewidzialne bariery. Mąż w pełni rozumie i akceptuje moją miłość do biegania, nigdy nie jest zazdrosny o treningi. Często jeździmy na zawody w trójkę, wspiera mnie i dopinguje, robi zdjęcia na trasie.
Dzisiaj pracuję i staram się godzić obowiązki z przyjemnościami. Czasami jest trudno, ale dobra organizacja to podstawa. Potrafię prosto po pracy wskoczyć w ulubione buty, zabrać Korcię, wózek i biec do parku. Matka zadowolona, dziecko także i spacerowicze się uśmiechają na nasz widok. Czasami dopiero późnym wieczorem mogę pozwolić sobie na bieg, wtedy omijam parki i wybieram oświetlone chodniki. Gdy nie biegam długo, czuję się wręcz nieswojo, dlatego pora doby nie ma dla mnie znaczenia. Chociaż jestem nocnym markiem, próbowałam biegać także o świcie. Polecam szczególnie w miesiącach letnich, to naprawdę coś pięknego i daje zastrzyk energii na cały dzień.
Szczęśliwa mama, szczęśliwe dziecko
Bieganie daje mamom bardzo dużo korzyści. Przede wszystkim mamy czas tylko dla siebie, możemy się wyciszyć, odstresować, wyrzucić złość. Biegając, czujemy się lepiej, mamy lepszą kondycję, samopoczucie i świetną figurę. Bieganie pozwala popatrzeć na świat z dystansem. Gdy mam problem, idę go wybiegać. Po treningu mogę spać spokojnie. Gdy biegam z dzieckiem, czuję, że tworzy się między nami szczególna więź – robimy razem naprawdę coś fajnego.
Najważniejsze jednak, by nie stawiać sobie ograniczeń i nie ulegać stereotypom. Szczęśliwa matka, to szczęśliwe dziecko. Ja, życiową radość odnalazłam w bieganiu, a dzięki macierzyństwu nauczyłam się wytrwałości i cierpliwości. To córka wyznacza mi cele, dla niej się rozwijam i stawiam sobie coraz większe wyzwania, bo chcę, żeby była ze mnie duma. Z bieganiem nigdy nie jest za późno. Znam dużo osób, które zaczęły biegać dopiero na emeryturze i osiągają niesamowite wyniki.
Wszystko jest kwestią chęci i uwierzenia w siebie. Nie bójmy się, podejmijmy wyzwanie.
Autorka: Monika Drążewska – oprócz biegania, dużo czyta (literatura z różnych stron świata). Kocha podróże, jest także fanką polskiego kina. Zwolenniczka zasady: chcieć to móc.