Matt Scherer. Fot. matt.runnerspace.com
Amerykanin Matt Scherer, od czterech lat etatowy “zając” we wszystkich najlepszych mityngach świata, ogłosił zakończenie kariery.
Przypadek Matta Scherera to szczególny przykład wąskiej specjalizacji lekkoatletycznej. Z początku sam biegał jako zawodnik, na całkiem niezłym poziomie. Osiągnął 20,89 na 200 metrów, 45,19 na 400 i 1.46,11 na 800. Dodatkowo na nieolimpijskim dystansie 600 metrów pobiegł 1.14,41 – ósmy wynik w historii. Brakowało mu jednak ostatecznego błysku, wskoczenia na poziom, który dawałby finały największych światowych imprez.
W 2011 Scherer przestawił się już wyłącznie na prowadzenie biegów dla innych. Okazało się, że ma niezwykłe wyczucie tempa, co pozwalało rozgrywać biegi precyzyjnie i równo. Taki zawodnik jest na mityngach nieocenioną pomocą. Często ogląda się zatrudnianych przypadkowo Kenijczyków, którzy biegną w dużej odległości przed zawodnikami, nie służąc w praktyce żadną pomocą. Scherer był inny. Potrafił i wyczuć tempo, i dostosować się do rozwoju sytuacji. Jeśli trzeba, zwalniał, żeby biegacze mogli go dogonić.
W efekcie Amerykanin w ostatnich czterech latach był biegaczem, którego najczęściej można było oglądać w prestiżowych mityngach – zawsze jako “zająca”. Jeździł po całym świecie, prowadząc głównie biegi na dystansach od 800 metrów do mili. Jak wyliczył, w prowadzonych przez niego wyścigach biegacze uzyskali 337 swoich najlepszych wyników w sezonie, 154 życiówki i 10 rekordów kraju.
Może się okazać, że zakończenie kariery przez Matta Scherera będzie miało większy wpływ na światowe biegi niż odejście niejednego rekordzisty świata.