Relacje z biegów Wydarzenia

Dynafit Run Adventure – 113 kilometrów na raty w Beskidach

Fot BIKE Life Dynafit Run Adventure pierwszy etap my

[h6]Fot. BikeLIFE[/h6] [h2]Drugiego dnia wieczorem zastanawiasz się, jak jeszcze przetrwasz ten ostatni etap. Rano dnia trzeciego jesteś obolały i pełny nadziei, choć do mety jeszcze za nic nie chce być blisko. Potem przeżywasz jeszcze kryzys i na mecie nie możesz uwierzyć, że to już. I dociera do Ciebie, że fajnie było znowu dać sobie kość w miłych okolicznościach przyrody![/h2]

Etapówki są wyścigami bardzo specyficznymi. To nie jest tak, że ultra podzielone na kilka odcinków, robionych dzień po dniu, jest znacznie lżejsze niż stówa lub więcej w jednym kawałku. Jest po prostu inaczej. Jeśli masz przed sobą sto kilometrów zaczniesz spokojnie, tempo przez kawał czasu będzie bardzo komfortowe. Będziesz miał okazję pojeść, napić się na spokojnie, nawet jeśli nieźle zasuwasz. Kiepsko zacznie się robić za półmetkiem, bo to ciągle daleko. Za 75. kilometrem będziesz już mieć wszystkiego dosyć i będzie Ci się chciało płakać, a potem już do mety. Zaliczysz ewentualnie sensacje żołądkowe, a przez następne dni kaczym, acz dostojnym chodem będziesz paradował czerpiąc energię z kosmosu. Wyścig etapowy to inna bajka. Nie żeby całkiem inna, ale wymagająca odmiennej taktyki, większej szybkości i dobrego tempa regeneracji. Zaczynasz szybko, na mecie przypominasz zużytą dętkę, masz kilkanaście godzin na dojście do ładu z żołądkiem, zmęczeniem, mięśniami i znowu stajesz na starcie. Przypominasz wprawdzie rozbudzonego psa wyciągniętego z budy, ale po sygnale startera znowu gonisz dobrym tempem. Nogi już tylko jakieś sztywne, a mięśnie pieką już jak natarte wodą utlenioną rany. A jest jeszcze dzień trzeci…

Fot BIKE Life Dynafit Run Adventure start

[h6]Fot. BikeLIFE[/h6]

Dynafit Run Adventure to pierwsza biegowa etapówka na polskiej ziemi. W ubiegłym roku debiutowała w porządnym, ścinającym białko upale. W tym roku powitała biegaczy raczej chłodno. Nie padało wprawdzie aż tak dużo, jak zapowiadali jasnowidze od pogody, ale mżawka towarzyszyła uczestnikom przez część pierwszego i drugiego dnia. Do biegania – aura bardzo przyjazna. Do kibicowania czy spędzania majówki na górskim szlaku całkiem turystycznie – raczej średnia. Trzy etapy, rozgrywające się w Beskidzie Śląskim i Żywieckim, w okolicach Istebnej i Rajczy, miały bardzo odmienny charakter. Pierwszy dzień – maratoński – był bardzo mało wymagający technicznie. Perełką były okolice Baraniej Góry, Magurki Wiślańskiej, Wielkiego Kopca i Malinowskiej Skały. Szlak prowadzący między wspomnianymi szczytami jest kwintesencją Beskidu Śląskiego. Tu i ówdzie biegnie się po wychodniach gruboławicowego piaskowca istebniańskiego, wśród limb i kosodrzewiny. Mniej entuzjazmu budził późniejszy, bardzo długi odcinek szutru. Tutaj można było poczuć, że imprezę organizuje ekipa od lat związana z maratonami rowerowymi. Pierwszy etap był więc bardzo dobry do szybkiego biegania, można było naprawdę rozwinąć skrzydła, choć również porządnie złomotać nogi. Jeśli ktoś nie potrenował wcześniej w górach albo ze sztangą – ten pierwszy dzień mógł mu się odbijać czkawką przez dwa następne.

Fot BIKE Life Dynafit Run Adventure gorski oznakowanie trasy

[h6]Fot. BikeLIFE[/h6]

Fot BIKE Life Dynafit Run Adventure gorski Gawel

[h6]Pierwszy etap, choć w dużej mierze szutrowy, miał swoje prawdziwie górskie smaczki. Fot. BikeLIFE[/h6]

Prawdziwą perłą w koronie Run Adventure był natomiast drugi etap, poprowadzony szlakami Worka Raczańskiego. Prawdziwie górskie szlaki, malowniczo zlokalizowane stokówki i drobne ścieżki, pełno błota, a nawet śnieg w wyższych partiach. Skryty w nieśmiałej mgle szlak z Jaworzyny do Przegibka i cudne podejście na Wielką Rycerzową, tu i ówdzie upstrzone skałkami. Wreszcie – Mała Rycerzowa i zbieg do Przełęczy Kotarz, gdzie można zobaczyć szutrowe, leśne rondo. Przyjemna do biegania stokówka omijająca Muńcuł i nawet trochę biegania “na rympał” czyli poza szlakiem i ścieżkami. Tego dnia było wszystko co piękne, co lubi rasowy biegacz górski. Mimo lejącej się pod nogami wody, mlaskającego błota – biegało się i chodziło wspaniale, choć nogi nie pozwalały już wielu uczestnikom na narowistość.

Fot BIKE Life Dynafit Run Adventure we mgle

[h6]Fot. BikeLIFE[/h6] Fot BIKE Life Dynafit Run Adventure gorski etap

[h6]Fot. BikeLIFE[/h6] Fot BIKE Life Dynafit Run Adventure drugi etap my

[h6]Drugi etap obfitował w błoto, porządne podejścia i zbiegi. Było też troszkę śniegu. Fot. BikeLIFE[/h6]

Dzień trzeci przywitał biegaczy piękną aurą. Słońce oświetlało krople rosy na soczystej zielonej trawie, gdzieniegdzie unosiła się mgła, a poza ogromną ilością asfaltów, trafiało się na wąskie, urokliwe ścieżki. Asfalty można było wybaczyć, bo krajobraz wokół nich był sielski i przyjemny dla oka. Nogi wołały o pomstę do nieba. Ale to już ostatni dzień, a na starcie ogłoszono, że zamiast 35 kilometrów (w nogach było już 40,5 z pierwszego i 39,5 z drugiego dnia), będzie “tylko” 32,5.

Fot BIKE Life Dynafit Run Adventure sciezka

[h6]Fot. BikeLIFE[/h6] Fot BIKE Life Dynafit Run Adventure woda

[h6]Trzeciego dnia zrobiło się całkiem ciepło. Fot. BikeLIFE[/h6]

Każdego dnia o 15 odbywała się dekoracja zwycięzców etapów w różnego rodzaju kategoriach. Bazę zawodów zlokalizowano na stadionie sportowym na Zaolziu w Istebnej, w miejscu oddalonym co nieco od cywilizacji, wśród zieleni. Wielkiej pompy nie było, bo i zawodników i ich osobistych kibiców nie było wielu. Impreza była przez to kameralna, choć właściwie niczego jej nie brakowało. Pyszne pomarańcze i grejpfruty na punktach żywieniowych i mecie, żele i batony energetyczne, kanapki i coś ciepłego każdego dnia, dobrze oznakowana trasa, na której trudno się zgubić – wiele więcej nie trzeba. Gdyby chcieć coś krytykować, można by przyczepić się trochę do samej trasy. Gdyby pierwszy i trzeci dzień były pod względem charakteru bardziej podobne do drugiego – to byłaby pełnia szczęścia. I jeszcze do braku wliczonej w cenę wpisowego bazy noclegowej, sali gimnastycznej czy podobnego obiektu, w którym uczestnicy mogliby się integrować między etapami. Logistycznie sporo by to ułatwiło, a kto by wolał łóżko zamiast dmuchanego materaca lub karimaty – zapytałby wujka Googla gdzie zanocować w Istebnej.

Fot BIKE Life Dynafit Run Adventure punkt zywieniowy

[h6]Fot. BikeLIFE[/h6] Fot BIKE Life Dynafit Run Adventure Politechnika

[h6]Zuzanna Madaj i Michał Waszak – pogromcy ubiegłorocznego Biegu Rzeźnika, rajdowcy i zawodnicy MTB. Zostawili nas w tyle. Fot. BikeLIFE[/h6]

A jak wyszedł występ Magazynu Bieganie? Nieoptymalnie, choć satysfakcja z walki na trasie, unurzania się co nieco w błocie i dobrego towarzystwa na trasie – jest wielka. W dwa tygodnie po maratonie w Łodzi, przebiegniętym zdecydowanie bez opalania się, po tygodniach przygotowań do maratonu i unikania gór – planowałam potraktować te zawody czysto towarzysko i treningowo. Pech chciał, że podczas pierwszego etapu biegło mi się niezwykle dobrze. Domyślałam się co będzie później, bo historii w stylu “do 30. kilometra biegło mi się super” znam z maratonów ulicznych aż nadto. Po pierwszym dniu i zwycięstwie nad bardzo mocnym zespołem, ubiegłorocznymi zwycięzcami Biegu Rzeźnika – Zuzanną Madaj i Michałem Waszakiem, przyszło mi odpokutować zuchwałość. Drugiego dnia udało się jeszcze trzymać fason i w błotach i na stromiznach Worka Raczańskiego, daliśmy sobie dołożyć tylko 3 minuty. Ale podczas dnia trzeciego mogłam pełnić już tylko rolę samobiczującej się pokornej mniszki. Ból nóg i problemy żołądkowe nie pozwalały rozwinąć prędkości i nawiązać walki. Odpuściliśmy więc i zrealizowaliśmy plan sprzed zawodów – po prostu przebiec. Można było nacieszyć oko widokami, zjeść pomarańcze zamiast żeli i trochę porozmawiać. Na metę wpadliśmy aż pół godziny za pierwszym miksem, a moja mama z troską stwierdziła, że coś nam się musiało złego stać. Działo się wiele, ale z radością wpadliśmy na metę po dobrym finiszu, z Olkiem Tittenbrunem – moim teamowym partnerem po jednej, po drugiej zaś z ukochaną psiną, która towarzyszyła nam na kilkuset ostatnich metrach.

Fot BIKE Life Dynafit Run Adventure

[h6]Wbieg na metę ostatniego etapu. Jest euforia. Fot. BikeLIFE[/h6]

Ostatecznie udało nam się dotrzeć na drugim miejscu wśród trzech miksów i na czwartym w klasyfikacji wszystkich zespołów (w liczbie dziesięciu). Uszanowanie dla Państwa pogromców “Rzeźnika” z teamu Politechnika Poznańska, jak również dla trzeciego zespołu miksowego – Teresy Osikowskiej i Bartka Kosmali.

[h3]Wyniki dystans THOPHY (długi):[/h3] [h4]Team MEN[/h4]

1. CLEAREX KB SOBÓTKA Krystian Ogły i Remigiusz Rzepka 12:05:54
2. HATALA TEAM Sławomir Hatala i Mariusz Hatala 12:32:19
3. VOLKSVAGEN POZNAŃ Marcin Mróz i Marek Ratajczak 14:18:03

[h4]Team MIX[/h4]

1. POLITECHNIKA POZNAŃSKA Michał Waszak i Zuzanna Madaj 12:49
2. MAGAZYNBIEGANIE.PL Aleksander Tittenbrun i Magda Ostrowska-Dołęgowska 13:20:36
3. OK Wojciech Dziemba i Teresa Osikowska 16:19:21

[h4]Solo MEN Open:[/h4]

1. Piotr Sawicki 10:32:39
2. Rafał Gaczyński 10:51:47
3. Jacek Gardener 11:04:10

[h4]Solo WOMEN Open:[/h4]

1. Sylwia Bondara 12:39:17
2. Iwona Turosz 13:06:48
3. Ewelina Świątek 14:48:19

[h3]Wyniki dystans CHALLENGE (krótki):[/h3] [h4]Team MEN[/h4]

1. FILLCO-IFB BROKER Krzysztof Kammer i Marcin Ignaczak 7:20:12
2. GOMOLA TRANS AIRCO Mateusz Maculewicz i Filip Kuźniak 7:47:11
3. TIME 4 RUNNING Paweł Arkuszyński i Mirosław Wójcik 8:46:08

[h4]Team MIX[/h4]

1. CITY TRAIL TEAM Piotr Książkiewicz i Justyna Grzywaczewska 8:50:43
2. DYNAFIT.PL Joanna Kowalczyk i Jacek Grzędzielski 11:02:43
3. DAMY RADĘ! Łukasz Szymański i Katarzyna Ciężkowska 11:13:48

[h4]Solo MEN Open:[/h4]

1. Maciej Żyto 7:13:05
2. Karol Ryszka 7:15:06
3. Łukasz Stachowiak 7:40:20

[h4]Solo WOMEN Open:[/h4]

1. Magdalena Moltzan-Małkowska 9:16:04
2. Małgorzata Wicha 9:37:23
3. Bożena Josypenko 9:43:10

Strona zawodów: www.runadventure.pl

Szczegółowe wyniki znajdziesz klikając w link www.pomiaryczasu.pl

Chcesz być zawsze na bieżąco? Polub nas na Facebooku. Codzienną dawkę motywacji znajdziesz także na naszym Instagramie! Psst... Ocenisz nasz artykuł? 😉

0 / 5. 0

Magda Ostrowska-Dołęgowska (Wszystkie wpisy)

Biegaczka ultra, zawodniczka rajdów przygodowych, dziennikarka sportowa, ma na swoim koncie kilka prestiżowych wyścigów ultra: Marathon des Sables, Courmayeur-Champex-Chamonix w ramach UTMB, Gore-tex Transalpine Run. Pasjonuje się dietą, fizjoterapią, treningiem i historią biegania.

guest

0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Uwagi
Zobacz komentarze
0
Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna! Zostawisz komentarz?x