Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia
Bieg Zbąskich – po życiówkę i różę na mecie
„Na mecie usłyszałam swoje imię wyczytywane przez megafon, a potem poczułam się jak 8 marca, ponieważ równocześnie z zawieszeniem na mojej szyi medalu, wręczono mi piękną czerwoną różę” – pisze w relacji ze Zbąszynia Ewa Siwoń, która zamiast w Tarczynie, właśnie w tej wielkopolskiej miejscowości walczyła o nową życiówkę na dystansie półmaratonu. Jak było i czy plan się powiódł?
Do listy wysoko punktowanych biegów, w których brałam udział, dopisałam właśnie świetnie zorganizowany półmaraton, który odbył w Zbąszyniu. Chodzi o Ogólnopolski Bieg Zbąskich zaliczany do cyklu „Grand Prix Wielkopolski w Półmaratonie 2013” z atestowaną trasą wiodącą wokół jeziora Błędno.
W tym roku, w związku ze zmianą planów startowych, właśnie tam postanowiłam pobiec. Dojazd z Warszawy może być szybki i superkomfortowy, ale drogi, jeżeli wybierzemy autostradę A2, prowadzącą prawie do samego punktu docelowego. Alternatywnie można jechać za darmo trochę okrężną drogą.
Dla dorosłych i dla dzieci
22 września 2013 r. odbyła się już 26-ta edycja Biegu Zbąskich i 7-ma edycja Półmaratonu. Zaplecze zorganizowano w dużej hali sportowej w centrum miasta, obok której znajdował się zresztą start i meta. Wszystkie podstawowe udogodnienia typu parkingi, szatnie, prysznice, depozyt i toalety zostały zapewnione. Dodatkowo, w związku z tym, że oprócz półmaratonu odbyło się także 12 biegów dla dzieci, organizatorzy zadbali o to, żeby mali biegacze mogli spędzić czas w przedszkolu, podczas gdy rodzice walczyli na swojej trasie. Skorzystał z tego na przykład nasz znajomy, który przyjechał na bieg z małą córeczką. Mała najpierw pobiegła w swoim wyścigu na 150 m, a potem mogła się bawić pod okiem wykwalifikowanych przedszkolanek.
Jeśli chodzi o organizację półmaratonu, to nie można jej nic zarzucić. Pakiet startowy zawierał numer, czip do pomiaru czasu, koszulkę pamiątkową (co prawda bawełnianą, ale całkiem ładną i na szczęście dla zawodniczek – dostępną również w damskim kroju), bidon isostara, notes i parę gadżetow. Podstawowa opłata startowa (do 30.06.2013) wynosiła 50 zł.
Wielkopolska nie jest płaska
Przed biegiem odbyła się energiczna rozgrzewka zorganizowana na pobliskim boisku i bez zbędnych opóźnień w samo południe rozległ się strzał startera, po którym ponad 700 biegaczy ruszyło na trasę. Wprowadzono podział na strefy czasowe 1:30 1:45, 2:00 i muszę przyznać, że faktycznie nie zauważyłam większych przepychanek na pierwszym kilometrze, kiedy to ci szybsi muszą wyprzedzać ustawionych z przodu łamaczy np. dwójki. Pozytywnie zaskoczył mnie doping mieszkańców – naprawdę było ich przy trasie mnóstwo – zarówno dorosłych jak i dzieci – i wszyscy dziarsko zagrzewali nas do walki. Po wykonaniu kółeczka w samym Zbąszyniu wybiegliśmy z miasta i ruszyliśmy lokalnymi drogami wzdłuż jeziora (które nota bene było widać dopiero na 16-tym kilometrze). Pierwszy trudny moment to okolice 8-ego kilometra, kiedy nagle trasa skręcała na zachód. Akurat tego dnia wiatr wiał dokładnie z tego kierunku, więc było naprawdę ciężko. Na szczęście nie trwało to długo i po minięciu paru większych gospodarstw rozsiewających bardzo swojskie zapachy gnojówki, wbiegliśmy do lasu.
Nie było jednak żadnych odcinków „terenowych”, ponieważ trasa prowadzi cały czas po asfalcie, miejscami lekko dziurawym. Mimo że ten rejon to z założenia teren nizinny, na odcinku między 11-tym a 13-tym kilometrem można się trochę zdziwić, gdyż następuje seria podbiegów i zbiegów. Niby nieduże, niby niedługie, ale trzeba przyznać, że trochę dają w kość. Potem już jest płasko, a ostatnie 2 kilometry to znów bieg po mieście, gdzie zmęczonych biegaczy witają duże grupy niezawodnych kibiców.
Dla mnie w tym roku trasa była wyjątkowo ciężka, ale to z powodu niedawnej infekcji i porwania się na dystans półmaratonu chyba zbyt szybko po chorobie. Życiówkę jednak i tak zrobiłam, a kolega który stanął na starcie w pełni sił poprawił swój wynik aż o 4 minuty i bardzo sobie chwalił cały przebieg trasy.
Róże na mecie
Na mecie usłyszałam swoje imię wyczytywane przez megafon, a potem poczułam się jak 8 marca, ponieważ równocześnie z zawieszeniem na mojej szyi medalu, wręczono mi piękną czerwoną różę, podobnie jak wszystkim innym uczestniczkom biegu. Niby detal, a bardzo cieszy. Chwilę potem lekko słaniając się na nogach poczułam, że muszę natychmiast coś zjeść i tu też Bieg Zbąskich mnie nie zawiódł. Na miejscu była herbata, kawa, pyszna grochówka z chlebem, kiełbaski i domowe ciasta upieczone przez panie z Kół Gospodyń Wiejskich. Ponieważ czułam, że mój organizm domaga się cukru, rzuciłam się od razu na desery i muszę przyznać że placek ze śliwkami, szarlotki i różne inne smakołyki były niezrównane.
Widać, że nad organizacją tego biegu pracowało wspólnie wiele osób i faktycznie udało im się stworzyć tak fajną imprezę, że z czystym sumieniem mogę ją polecić wszystkim, którzy jesienią będą szukać półmaratonu np. na przetarcie przed królewskim dystansem.
Wyniki:
OPEN:
1 MYKOLA IUKHICHUK UKRAINA 01:05:35
2 WOJCIECH KOPEĆ OLSZTYNEK 01:07:37
3 SIERGIEJ KROWLAJDIS UKRAINA 01:09:32
KOBIETY:
1 (31) SUIZHANA RYBAK UKRAINA 01:24:33
2 (38) WIOLETTA PADUSZYŃSKA GORZÓW WIELKOPOLSKI 01:26:12
3 (58) STANNY MAGDALENA POZNAŃ 01:29:09
Bieg ukończyło 700 osób.
Pełne wyniki – [KLIK]
Autor relacji: Ewa Siwoń, autorka bloga http://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/
Zdjęcia: Wojtek Siwoń