Zdrowie i motywacja > Ciało biegacza > Czytelnia > Czytelnia > Reportaże > Zdrowie i motywacja
Kapelusz za sto tysięcy – czyli ile zarobi na biegaczu lekarz?
– Co się stało?
– Skończyłem już trening i zerwałem się do szybszej przebieżki. Poczułem ból w nodze, tu z tyłu. Zrobiłem tydzień przerwy, ale teraz jak biegam, to po kwadransie zaczyna mi drętwieć noga.
– Pan zdejmie spodnie i skarpetki. Przejdzie pan do ściany i z powrotem. Proszę stanąć prosto. Na jednej nodze. Ma pan przykurczony mięsień dwugłowy, tu jest skierowanie na rehabilitację.
I rachunek w kasie do zapłacenia: 120 złotych.
Przeżyliście kiedyś taki skecz pod tytułem „Wizyta u ortopedy”? Zastanawialiście się, dlaczego pięć minut porady tyle kosztuje? Że nawet przysłowiowy warsztat samochodowy, w którym trzeba zostawić kilkaset złotych, za robociznę liczy sobie niewiele większą sumę, ale pracuje na nią co najmniej pół dnia?
To zastanówcie się nad cennikiem najdroższej chyba kliniki sportowej w Warszawie:
– konsultacja u ortopedy od 200 do 350 zł;
– jeżeli będzie konieczne USG – dodatkowo 200 zł;
– rentgen – 60-80 zł;
– a za rezonans magnetyczny trzeba by zapłacić 900 zł.
Godzina fizjoterapii kosztuje 120 zł, ale nie można się od razu zapisać, trzeba mieć skierowanie od lekarza.
I na koniec zgadnijcie, ile trzeba czekać na najbliższy wolny termin. Dwa miesiące!
Autonomia fizjoterapeutów
Nie mnie pierwszemu nasuwa się pytanie, czy nie można od razu pójść z kontuzją do fizjoterapeuty. Biegacz nie jest przecież szaleńcem, jeśli złamie nogę, sam pójdzie do lekarza. Ale jeżeli przeciążył mięsień, to i tak trafi na fizjoterapię. Po co więc płacić na wstępie od stu do kilkuset złotych ortopedzie?
– W wielu krajach, jak USA, Kanada, Anglia, Hiszpania, Szwecja, Szwajcaria czy Finlandia, zawód fizjoterapeuty jest autonomiczny – wyjaśnia prof. Zbigniew Śliwiński, Krajowy Konsultant w Dziedzinie Fizjoterapii. – A u nas prawo do udzielania wizyt, a nie porad fizjoterapeutycznych mają wyłącznie specjaliści fizjoterapii z tytułem magistra po przebyciu czteroletniego stażu. Od lat zabiegamy w Sejmie, żeby to zmienić. Ale parlamentarzyści uważają, że to korporacyjne naciski i projekt ustawy jest blokowany.
Fizjoterapeuta w państwowej placówce może nas przyjąć tylko wtedy, jeśli mamy skierowanie od lekarza, który ma podpisaną umowę z NFZ. W prywatnej – w zasadzie również – chociaż wystarczy, że klient powie, że lekarz zalecił mu wizytę u fizjoterapeuty. Niektóre prywatne kliniki przyjmują jednak pacjentów na fizjoterapię tylko po wizycie u swojego ortopedy.
Atakuję prof. Śliwińskiego tyradą: czy to nie jest haracz wymuszany na pacjencie? I czy żądanie kilkuset złotych za kilkuminutową poradę nie przypomina mu niebotycznych zysków osiąganych przez finansistów? I czy podobnie jak piętnujemy pazerność świata finansów, która doprowadziła do kryzysu gospodarczego, nie powinniśmy piętnować lekarzy?
– Cieszę się, że pan ten temat porusza – odpowiada dyplomatycznie prof. Śliwiński.
USG w standardzie u lekarza
– Fizjoterapeuta nie może wziąć odpowiedzialności za cały przebieg leczenia – odpowiada doktor Grzegorz Sobieraj z łódzkiej Ortho Sport Clinic, lekarz kobiecej reprezentacji w piłce nożnej.
Generalna zasada jest taka: nagły uraz, ostry ból, podejrzenie złamania – trzeba iść do ortopedy. Przewlekły ból typu przeciążeniowego – można by od razu zgłosić się do fizjoterapeuty.
– Ale miałem raz pacjenta, biegacza, który zgłosił się z bólem łydki. Chodził na fizjoterapię, ale nie bardzo mu to pomagało. Wysłałem go na USG i okazało się, że miał nowotwór siarkowy tkanek miękkich. Trafił na onkologię – opowiada doktor Sobieraj. – Albo pacjent z bolesnością w bocznej części goleni. Fizjoterapeuta stosował relaksację powięziową, też nie przechodziło. Przyszedł do mnie, wykryłem pęknięcie łąkotki i skierowałem go na artroskopię.
Dwa podstawowe badania, które są potrzebne ortopedzie do diagnozy, to prześwietlenie rentgenowskie i badanie ultrasonograficzne. Jeżeli uraz dotyczy stawu, najlepiej zrobić rentgen wcześniej i przyjść na wizytę u ortopedy z wynikiem. Chociaż i tu jest jakieś „ale” – doktor Sobieraj pamięta pacjenta, który odczuwał ból w kolanie, ale wynikał on z urazu stawu biodrowego.
A USG? – W moim gabinecie mogę zrobić USG pacjentowi na miejscu i to w cenie wizyty – zapewnia doktor. – A nawet, jeśli to wszystko pana nie przekonuje, to proszę spytać fizjoterapeutów. Oni też chcą się zabezpieczyć i wolą, żeby pacjent został zdiagnozowany przez lekarza.
Czas i pieniądz
– Jak pacjent trafia do mnie od ortopedy, to wiem, że nie ma organicznej choroby albo złamania – przyznaje Sławomir Marszałek z poznańskiego Gabinetu Osteopatii i Fizjoterapii „Sanus”. – Pacjent powinien być zdiagnozowany na właściwym poziomie. Przecież biegacz też nie musi przychodzić do mnie, tylko mógłby pójść na masaż za 30 zł. I jeżeli problemem jest tylko nadmierne napięcie mięśniowe, to może mu ten masaż pomoże. Jest nawet takie powiedzenie: „Jak nie wiesz, co zrobić, zrób masaż”. Ale będzie musiał iść na zabieg kilkanaście razy i to będzie koszt porównywalny z kilkoma wizytami u fizjoterapeuty. Tylko jaka strata czasu! Można też na kilka miesięcy odstawić bieganie, koszt będzie jeszcze niższy, ale straconego czasu jeszcze więcej.
A ceny? Godzina fizjoterapii u Marszałka kosztuje 100 zł: – Może pan powie, że to dużo, ale i ortopeda, i fizjoterapeuta musi się nieustannie dokształcać. Ja 13 lat temu skończyłem studia magisterskie i od tego czasu jestem w każdym roku po trzy-cztery tygodnie na szkoleniach. Łącznie z drugimi studiami na kierunku osteopatii, wydałem na nie już 200 tys. zł.
Co dają te szkolenia? – Umiejętność różnicowania klinicznego. Jestem w stanie wyłowić pacjentów, którzy powinni być skonsultowani przez onkologa, naczyniowca albo chirurga – wyjaśnia Marszałek. – Dają też skuteczność. Umiem pracować nie tylko nad objawami, ale znajduję też pierwotną przyczynę zaburzenia.
Zespół to przyszłość
Justyna Kosecka z bydgoskiego gabinetu fizjoterapii Ortimed jest za modelem niemieckim. Tam chory najpierw trafia do fizjoterapeuty. A dopiero kiedy ten widzi głębszy problem (lekarze mówią: strukturalny, a nie funkcjonalny), odsyła pacjenta do odpowiedniego lekarza.
– Jestem w stanie stwierdzić złamanie – zapewnia Kosecka. – Ale także problemy z ciśnieniem krwi. Albo zakrzepowe zapalenie żył, wtedy jest ucieplenie, obrzęk, zmiana koloru skóry.
Dr Tomasz Niewęgłowski z kliniki Eter Med w Gdańsku jest orędownikiem zespołu – złożonego z lekarza ortopedy, neurologa i fizjoterapeuty. – U nas, jeśli pacjent nie ma urazu, jest zapisywany do fizjoterapeuty – opowiada. – A dopiero, kiedy fizjoterapeuta ma wątpliwości, kieruje pacjenta do ortopedy.
Dr Niewęgłowski ubolewa, że ten model jest zupełnie nie do zrealizowania w opiece lekarskiej refundowanej przez Narodowy Fundusz Zdrowia: – NFZ leczy tylko ostre urazy. Jeśli pan złamie nogę, to na ostrym dyżurze założą panu gips. Ale potem trzeba się ustawić w kolejce do rehabilitacji, chociaż ona również jest potrzebna natychmiast po zdjęciu gipsu. Szczególnie, kiedy pacjent chce wrócić do biegania. Ale Fundusz odpowiada mu na to tylko: „To nie biegaj”.
Punkty od NFZ
Ile płaci lekarzom NFZ? Za pierwszą wizytę między 30 a 70 zł. Wycenia się to w punktach – między 3,5 a 6, a obecnie wartość punktu wynosi 8,80 zł. – W przypadku wykonania dodatkowych badań wartość punktowa świadczenia wzrasta. Na przykład wartość porady z badaniem USG stawu kolanowego i RTG kończyny dolnej wynosi 13 punktów, czyli około 115 zł – podaje Karolina Jasik z biura prasowego NFZ.
Za fizjoterapię NFZ płaci na odmiennych zasadach. Nie „za godzinę”, tak jak pacjenci w prywatnej przychodni, tylko w zależności od zastosowanego zabiegu.
Podstawa to „indywidualna praca z pacjentem (np. ćwiczenia bierne, czynno-bierne, ćwiczenia według metod neurofizjologicznych, metody reedukacji nerwowo-mięśniowej, ćwiczenia specjalne, mobilizacje i manipulacje – nie mniej niż 30 minut”. Stawka: 25 zł.
Pozostałe punkty powinny trwać 15 minut: „Ćwiczenia czynne w odciążeniu i czynne w odciążeniu z oporem” – 6 zł. „Ćwiczenia czynne wolne i czynne z oporem* – 6 zł. „Ćwiczenia izometryczne” – 6 zł. „Masaż limfatyczny ręczny – leczniczy” – 12 zł.
To dwa-trzy razy taniej niż ceny na wolnym rynku. Wracam więc do doktora Sobieraja z pytaniem, dlaczego to tyle kosztuje.
Sto tysięcy na koniec
– Rozumiem jeszcze, że dentysta liczy sobie 150 złotych za plombę – atakuję doktora – ale on pracuje nad tym pół godziny musi zainwestować w materiały i wyposażenie gabinetu.
I dopiero teraz dowiaduję się, że w gabinecie ortopedycznym stoi nie tylko krzesło i biurko. Rzeczywiście, przypominam sobie, że w trakcie wizyty, którą opisywałem na początku, lekarz zrobił mi od ręki USG. A ultrasonograf to wydatek rzędu średniej klasy samochodu.
– Aparat USG kosztuje 35-40 tys. zł – wylicza doktor Sobieraj. – Platforma podoskopowa szklana 2 tys. zł, ale jeśli ktoś chce mieć elektroniczny podoskop, to będzie 20 tys. zł. Mechanizm cyfrowy do mierzenia skoliozy 15-20 tys. zł. To minimum, do tego dochodzi waga z miarką – 2 tys. zł, EKG z podłączeniem do bieżni – 8-9 tys. zł. Nawet zwykły stetoskop kosztuje 300 zł. A doliczy pan jeszcze biurko, komputer, leżankę. W całe wyposażenie trzeba zainwestować ok. 100 tys. zł.
A „Kapelusz za 100 tysięcy” to była taka książka Adama Bahdaja.