Wydarzenia > Relacje z biegów > Wydarzenia
V Maraton Karkonoski – Mistrzostwa Świata w Długodystansowym Biegu Górskim oczami uczestniczki
Fot. facebook.com/pages/Maraton-Karkonoski-Riesengebirge-Marathon-Karkonosze-Mountain-Marathon
„Kiedy spotykamy się w sobotę o poranku, wszyscy wiedzą, że będzie ciężko. Od świtu słońce operuje pełną parą. Po ósmej jest już gorąco. Końcowe odliczanie – i o 8.30. ponad 600 osób rusza na trasę Maratonu Karkonoskiego. Ponad 600 osób… Kolorowy wąż wijący się na trasie wzdłuż wyciągu”.
Piątek, średnie popołudnie. Dojeżdżamy do Szklarskiej Poręby. Termometr w samochodzie pokazuje 32 stopnie, asfalt nagrzany do 50 stopni, na niebie ani jednej chmurki. Na wjeździe do miasta – billboard V Maratonu Karkonoskiego – Mistrzostw Świata w Długodystansowym Biegu Górskim. W mieście jeszcze 2-3 takie billboardy. Skromnie jak na mistrzostwa świata. Jak w zeszłym roku w Polsce były mistrzostwa Europy w piłkę kopaną, to nie było miejsca, gdzie by o tym nie mówiono. O mistrzostwach świata w bieganiu po górach jakoś ciszej, chociaż mamy w tym roku w Polsce dwie imprezy tej rangi. Jedna właśnie się odbyła – w sobotę w Karkonoszach. Druga – za miesiąc na Festiwalu Biegowym w Krynicy-Zdroju.
W samej Szklarskiej – tłumnie. Biegaczy widać na każdym kroku. Można ich rozpoznać z daleka. Nie wiedzieć czemu, lwia część z nich ma na sobie koszulki z Biegu Marduły. Niektórzy natomiast dumnie prezentują odebrane chwilę temu w Biurze Zawodów koszulki V Maratonu Karkonoskiego. Charakterystyczne, białe z elementami czerwieni. Gościom zza granicy będą się kojarzyły z Polską.
Przy dolnej stacji wyciągu na Szrenicę już z daleka widać bramę startową. I z daleka słychać radiową Trójkę. Na razie popołudniowe Zapraszamy do Trójki, ale za chwilę pojawi się tam sam Marek Niedźwiecki i poprowadzi Listę Przebojów Trójki. Na razie jednak – Biuro Zawodów. Po południu nie ma tu tłoku, odbiór pakietów odbywa się sprawnie i szybko, wolontariusze wydają pakiety, od razu udzielając niezbędnych wskazówek odnośnie numeru, worka depozytowego, naklejki na worek etc. Informują też, że trasa jest skrócona i w tym roku nie będzie w biegu na Śnieżkę. Biegacze zdigitalizowani już o tym wiedzą od kilkudziesięciu godzin, ale ci analogowi dowiadują się dopiero na miejscu. Niektórzy nie kryją frustracji, ale wolontariusze nie wdają się w dyskusję, są tutaj od informowania, a nie komentowania. Niektórzy za brak wbiegu na Śnieżkę jeszcze podziękują…
Tymczasem punktualnie o 18 na scenie zaczyna się ceremonia otwarcia mistrzostw. Na scenie głos z Trójki, Michał Olszański. Prezentacja zespołów narodowych. Są Australijczycy, Czesi, Niemcy, Anglicy, Słoweńcy, Rosjanie, Ukraińcy, Węgrzy, Szkoci, Walijczycy, Amerykanie, Irlandczycy… Są też – po raz pierwszy na mistrzostwach – reprezentanci RPA. I wreszcie silna ekipa włoska, squadra azzura, która pokaże w sobotę, jak się biega w upale. Przynajmniej w kobiecym wydaniu. Są także gospodarze – też w silnym składzie.
Kiedy spotykamy się w sobotę o poranku, wszyscy wiedzą, że będzie ciężko. Od świtu słońce operuje pełną parą. Po ósmej jest już gorąco. Końcowe odliczanie – i o 8.30. ponad 600 osób rusza na trasę Maratonu Karkonoskiego. Ponad 600 osób… Kolorowy wąż wijący się na trasie wzdłuż wyciągu. Początek trasy to ostry podbieg, na bieg porywają się nieliczni – ci najmocniejsi, i ci, co nie wiedzą jeszcze co ich czeka. Pierwszy odcinek – do Śnieżnych Kotłów – to 6,5 km w większości pod górę. Sztuka polega na tym, żeby dotrzeć tam w limicie (1 h 15 min) i nie zakwasić mięśni, żeby móc biec dalej. Szybki marsz i bieg tam, gdzie jest bardziej płasko, pozwala dotrzeć do punktu w około godzinę. Niestety, od połowy podejścia zaczyna się odkryty teren – który w temperaturze 30 stopni przypomina wielką grillownicę. Grillujemy się wszyscy. Na całe szczęście na Łabskim powstała spontaniczna kurtyna wodna i punkt z wodą. Stąd jeszcze dwa kilometry do Śnieżnych Kotłów. Tam oprócz wody czeka izotonik i ciastka. Wody jest dużo, można poprosić o zmoczenie czapki, głowy.
Niektórzy za brak wbiegu na Śnieżkę jeszcze podziękują…
Za Śnieżnymi chwila wytchnienia. Lekko w dół, duże kamienie, w miarę równo – można biec. Zbiegamy, ze świadomością, że za jakiś czas ten cudowny zbieg będzie podbiegiem, jednym z ostatnich na trasie, najtrudniejszym. Podobnie jak ten cudowny asfaltowy zbieg do Schroniska Odrodzenie. Tuż za schroniskiem – kolejny punkt odżywczy. Za nim zaczyna się strome podejście. Na trasie coraz więcej turystów, na węższych ścieżkach z niepokojem wyglądam czołówki, która już powinna nadbiegać z przeciwka. Trasa agrafkowa na swoje wady, ale ma też jedną zaletę – można choć przez chwilę być świadkiem, jak biegną ci najlepsi, popodziwiać, wpaść w kompleksy. Już widać, że marzenia organizatorów o rekordzie trasy poniżej trzech godzin raczej się nie spełnią.
Dopiero kiedy jestem na 15. kilometrze, z przeciwka biegnie przyszły zwycięzca, Słoweniec Mitjia Kosovelj (3:07). Niedaleko za nim – Rumun Jonut Zinca. Jonutowi odetnie energię na ostatnim odcinku, skończy ostatecznie trzeci (3:14), pół minuty za Walijczykiem Andrew Davisem. Na ósmej-dziewiątej pozycji biegnie Marcin Świerc, ale dostaje największe brawa i największy aplauz. Marcin, mistrz Polski, będzie dziewiąty na mecie. Dopiero kilkanaście minut po pierwszej dziesiątce panów zaczynają się pojawiać panie. Ivana Iozzia na razie jest najszybsza. Dopiero na ostatnich 10 km dopadnie ją kryzys, ostatecznie skończy ósma. Dramat Włoszki to szansa dla zawodniczek biegnących za nią. Ostatecznie wygra Antonella Confortola przed Ornellą Ferrarą. Na razie na czwartej pozycji biegnie Ania Celińska. Biegnie na plecach trzeciej zawodniczki. Potem w żeńskiej czołówce będzie więcej przetasowań. Ostatecznie Ania zajmie 3 miejsce w Mistrzostwach Świata i zostanie mistrzynią Polski. To wielka niespodzianka – co zaznaczają serwisy IAAF i WMRA – i największy sukces polskich biegów górskich od 2002, kiedy również brąz zdobyła Iza Zatorska.
Powoli do mety zaczynają się zbliżać amatorzy. Po drodze, oprócz oficjalnych punktów organizatora, wielkim powodzeniem cieszą się wszelkie cieki wodne. Wykorzystywane w różny sposób. Niektórzy wprost z nich piją, inni kładą się w wodzie, jeszcze inni moczą głowy. Spontaniczne punkty tworzą turyści. Są i tacy, co specjalnie przyjechali kibicować i z własnej przenośnej lodówki podają woreczki z kostkami lodu. Większość wspiera – przynajmniej dobrym słowem. Na grani wieje lekki wietrzyk, ale wobec grillującego skwaru jest niczym. Na niebie tylko jedna chmurka, na kilka sekund zasłania słońce, ale próżna nadzieja na zelżenie upału.
Ostatecznie Ania zajmie 3 miejsce w Mistrzostwach Świata i zostanie mistrzynią Polski. To wielka niespodzianka – co zaznaczają serwisy IAAF i WMRA – i największy sukces polskich biegów górskich od 2002, kiedy również brąz zdobyła Iza Zatorska.
Dopiero w tym upale i w tłumie turystów widać, jak bardzo rozsądna była decyzja o skróceniu trasy i wycięciu z niej Śnieżki. Remont szlaku jeszcze się nie skończył, puszczenie biegaczy w dwie strony Drogą Jubileuszową między tłumem turystów byłoby nie tylko nierozsądne, ale zwyczajnie niebezpieczne. Już przy Domu Śląskim, na zawrotce, jest potworny tłum, ledwo widać czujniki i sam punkt zawracania. Ciężko się przecisnąć między turystami. Ale gór nie da się zamknąć. I dyrektor Karkonoskiego Parku Narodowego Andrzej Raj wykazał się odwagą, wpuszczając biegaczy na szlaki i wspierając organizatorów mistrzostw.
Droga powrotna to lustrzane odbicie pierwszej połówki biegu. Trudne zbiegi. Strome podbiegi, nawet po asfalcie, wchodzą w mięśnie. Tuż przed Śnieżnymi Kotłami – kamienna Golgota. Dopiero na ostatnich czterech kilometrach można spróbować nadrobić stracony czas. Piękny, równy zbieg, wypłaszczenie. I potem jeszcze kilkaset metrów. Pod górę… Z daleka widać i słychać metę na Szrenicy. Tu już tłumy kibiców.
Za metą medal. Izotonik – każdy dostaje swój bidon. Woda. Są i masaże, ale kolejka wygląda na sporą. Chociaż nikt nie stoi w kolejce, wszyscy siedzą. Odbiór depozytów płynny, łazienki – niestety bez prysznica, ale to specjalnie nie przeszkadza. Niektórzy biesiadują na górze. Inni od razu idą na wyciąg – zjechać na dół do Szklarskiej. Dokładnie w to miejsce, gdzie startowali kilka godzin wcześniej. Mamy dokładnie tyle czasu, żeby wziąć prysznic, przebrać się i wrócić na dekorację. Ta jest sprawna, szybka, ale i wzruszająca, kiedy grane są hymny dla zwycięzców. Potem jeszcze przekazanie flagi mistrzostwa reprezentacji USA, bo to Stanach Zjednoczonych odbędą się mistrzostwa świata 2014. I już. Mistrzostwa Świata zakończone. Po kilku godzinach nie będzie śladu, że przy dolnej stacji wyciągu startowali maratończycy. Najlepsi biegacze górscy z całego świata.
A w nocy nad Karkonoszami przeszła burza i ulewa zmyła ślady maratończyków z górskich ścieżek.
Tekst: Anna Pawłowska-Pojawa
Przeczytaj również: V Maraton Karkonoski w mocnej, międzynarodowej obstawie