
[h2]W niedzielę 16 września w Kopenhadze dojdzie do wyjątkowego wydarzenia. Organizatorzy zgromadzili w jednym miejscu prawie wszystkich najlepszych światowych biegaczy półmaratońskich i puszczą ich na trasę z jednym celem: pobicia rekordu świata.[/h2]
To może być wyjątkowy bieg, bo bardzo rzadko udaje się w komercyjnych zawodach zgromadzić tak mocną elitę. Zwykle sprowadza się kilka gwiazd i wokół nich buduje całą otoczkę, rywale pozostają na średnim poziomie. Tymczasem w Kopenhadze wydano fortunę na opłacenie elity, która praktycznie nie zdarza się we współczesnym świecie. I to zarówno wśród mężczyzn, jak i kobiet.
Dość powiedzieć, że w męskiej grupie jest aż 15 biegaczy z życiówkami poniżej 60 minut – a organizatorzy podają, że lista startowa nie jest jeszcze zamknięta. Co więcej, dwóch kolejnych zawodników z życiówkami 59:06 i 59:18 będzie prowadziło elitę jako zające. Daje to na starcie 17 zawodników z czasami poniżej godziny. Najszybszym jest Kenijczyk Abraham Cheroben, wicemistrz świata w półmaratonie, posiadający życiówkę 58:40. Rywale są jednak godni – Eric Kiptanui – 58:42, Jorum Okombo – 58:48, Alex Korio – 58:51. Z zawodników spoza Afryki prawdziwą gratką będzie bieg Amerykanina Galena Ruppa, który atakuje rekord USA w półmaratonie, należący do Ryana Halla – 59:43. Sam Rupp pobiegł już niewiele wolniej – 59:47. Na liście jest także niezły biegacz z Japonii – Kenta Murayama, z życiówką 60:50.
Zające w Kopenhadze mają nieoficjalnie prowadzić bieg na czas 57:59 – gdyby się udało, byłby to nie tylko rekord świata, ale i pierwszy w historii bieg półmaratoński ukończony z czasem poniżej 58 minut. Dokładne tempo poprowadzenia biegu ma zależeć od pogody. Aktualny rekord świata od ośmiu lat należy do Zersenaya Tadese z Erytrei i wynosi 58:23. Wielka szkoda, że rekord Polski jest od tych wyników tak wyraźnie słabszy – wynosi 1:01:35 i ma już 18 lat, należy do nieżyjącego Piotra Gładkiego. Co gorsza, przez ostatnie 10 lat nikt się do niego nawet nie zbliżył. Najbliżsi byli w 2011 Marcin Chabowski (1:02:26) oraz Henryk Szost (1:02:35). Poza nimi nikt z polskich biegaczy nie był w stanie w ostatnim czasie sięgnąć na bliżej niż 1,5 minuty do rekordu kraju. W polskiej historii jedynie dwóch biegaczy złamało barierę 62 minut na regulaminowej trasie – poza Gładkim był to Leszek Bebło w 1990 roku.
Półmaraton w Kopenhadze ma być szybki także u kobiet. Obecnie na liście startowej jest siedemnaście kobiet z życiówkami poniżej 1:10. Najszybsza z nich, Etiopka Netsanet Gudeta (1:06:11) jest rekordzistką świata w biegu samych kobiet, bez towarzystwa męskich “zająców” oraz aktualną mistrzynią świata. Mimo to na starcie spotka dwie jeszcze szybsze biegaczki: Joan Melly (65:04) oraz Edith Chelimo (65:52). Najszybsza na liście spoza Afryki jest Amerykanka Jordan Hasay, z życiówką 67:55. Rekord świata wynosi 1:04:51 i ma niecały rok, a rekordzistka, Joyciline Jepkosgei z Kenii, nie pojawi się w Kopenhadze. W męskim gronie najbardziej brakuje mistrza świata w półmaratonie, Geoffreya Kamworora, który – jak wynika z nieoficjalnych informacji – ma w Berlinie poprowadzić na rekord świata w maratonie swego przyjaciela, Eliuda Kipchoge. Z tego powodu odpuszcza start w półmaratonie, a własny maraton pobiegnie dopiero w listopadzie w Nowym Jorku.
Nie wiem dlaczego ale jest Pan bardzo krytyczny w stosunku do wyników polskich biegaczy. Ocenia Pan bardzo surowo pocznana rodaków. Nie podkreśla Pan ze poziom biegania zarówno wśród zawodowców jak i amatorów w ostatnim czasie się poprawia. Ostatnio takze bardzo surowo pisal Pan o wystepie polskich maratonczykow w Berlinie. Na co bardzo fajnie odpowiedzial Mariusz Gizynski. Mam wrazenie ze lubi Pan oceniac pewne rzeczy zbyt powierzchownie nie zaglebiajac sie za bardzo w temat. Może zatem skoro taki z Pana znawca niech Pan się posłuży innym i zbada przyczynę takich a nie innych wyników Polaków.
Drogi panie! Moje teksty oceniające stan polskich biegów pojawiały się wielokrotnie choćby na łamach pisma “Bieganie”. Wystarczy poszukać w archiwum, a nie wypowiadać się, nie znając najwyraźniej tematu. Natomiast co do poprawiającego się poziomu – jak to możliwe, że on się rzekomo poprawia, skoro rekordy Polski na wszystkich długich dystansach (z wyjątkiem maratonu) mają od 20 do 40 lat? Poziom polskich biegów długich jest żenująco słaby i dowodem tego był fatalny występ maratończyków na mistrzostwach Europy, a także na poprzednich mistrzostwach świata i Igrzyskach Olimpijskich. Jakie ma Pan argumenty na rzekomą poprawę czegokolwiek poza swoją subiektywną opinią? I jakie argumenty za moją rzekoma “powierzchownością”? Bo na razie nie widzę ani jednego.