Wydarzenia > Aktualności > Wydarzenia
Maraton w Londynie: Bekele przegrywa! [PODSUMOWANIE]

CC BY-SA 2.0 Flickr.com/Katie Chan
Męski maraton w Londynie zakończył się sporą niespodzianką – porażki doznał słynny Etiopczyk Kenenisa Bekele, a czas zwycięzcy był wyjątkowo słaby jak na Londyn – 2:05:48.
Bieg w Londynie zaczął się mocnym uderzeniem – pierwszą piątką pokonaną w 14:11, czyli w tempie na 1:59. Biorąc pod uwagę przedstartowe zapowiedzi Etiopczyka Kenenisy Bekele, który mówił o możliwym rekordzie świata, zapowiadał się fantastyczny bieg. Ostatecznie jednak zbyt mocny początek pogrzebał niemal wszystkich faworytów i w końcowej fazie zwyciężył ten, który osłabł najmniej – Kenijczyk Daniel Wanjiru. Wcześniej doszło jednak do fascynującego pojedynku z Kenenisą Bekele.
Zwarta grupa biegaczy schowana za trzema „zającami” pokonała 10 kilometrów w czasie 28:51, czyli tylko o kilka sekund wolniej niż zwycięzca mocnego biegu na dychę, rozgrywanego tego samego dnia w Warszawie obok Orlen Maratonu. Tempo powoli spadało, ale po połowie było nadal mocne, biegacze zameldowali się 1:01:41 po starcie. Nadal istniała szansa na rekord świata. Wtedy doszło jednak do szarpnięcia tempa, które pogrzebało niemal wszystkich. Kenenisa Bekele nie ruszył z atakującą piątką zawodników, tylko dalej biegł swoim tempem. Czołówka pięć kilometrów od 20 do 25 pokonała w 14 minut i 40 sekund. Wcześniejsza piątka została pokonana w 14:51. Po 30 kilometrach zaczęło się jednak wiele dziać. Niemal wszyscy biegacze ze ścisłej czołówki zaczęli odczuwać trudy biegu, szczególnie szalonego początku. Po kolei zwalniali, a Kenenisa Bekele mijał jednego za drugim i wkrótce awansował na pozycję wicelidera. Analiza międzyczasów pokazuje, że on także zwolnił, ale nieco mniej niż inni. Kolejne piątki od 25. kilometra pokonał w 15:22, 15:19 i 15:22. Porównajmy to z wicemistrzem olimpijskim, Etiopczykiem Feyisą Lilesą, który długo biegł na czele: 15:11, 16:28, 19:40! Straszliwa ściana dopadła biegacza tak mocno, że ostatnie 2,2 kilometra pokonał w średnim tempie 4:27/km i zakończył rywalizację na 12. miejscu z czasem 2:14:12. Dla porównania, pierwsze 5 kilometrów przebiegł w tempie 2:51/km.
Słabo było też z mistrzem świata, Ghirmayem Ghebreslassie, który ostatnie 2 kilometry biegł ze średnią 3:49/km. Ofiar było więcej – Etiopczyk Tilahun Regassa, który trzymał się czołówki przez pierwsze szybkie 5 kilometrów, biegnąc na złamanie 2 godzin, skończył na 26. miejscu z wynikiem 2:18:53, przez ostatnie 7 kilometrów utrzymując średnie tempo powyżej 4:00/km, w tym ostatnie 2 km na 4:22/km. Jego rodak Tesfaye Abera, z życiówką 2:04:24, pobiegł w Londynie 2:16:09, mimo pokonania po drodze półmaratonu w 1:02:45. Królem „positive splitu” był jednak Regassa, którego połówki są imponujące – 1:01:42 i 1:17:11. Proszę sobie wyobrazić ból tego odważnego biegacza…
Tymczasem na czele biegu doszło do fascynującego pojedynku. Kenenisa Bekele zbliżał się coraz bardziej do prowadzącego Daniela Wanjiru. W pewnym momencie przewaga wyniosła tylko trzy sekundy, a oglądający się wciąż Kenijczyk wyglądał nie za dobrze. Bekele wykonywał za to dziwne ruchy ręką, nie wiadomo, czy machał do kibica, czy tylko usiłował pozbyć się kolki albo rozciągnąć barki. Zmęczenie Kenijczyka było jednak pozorne. Wanjiru wyczekał jak lis na odpowiedni moment. Kiedy zmęczony pościgiem Bekele był już bardzo blisko, Kenijczyk mocno ruszył ostatnie dwa kilometry. Bekele nie miał odpowiedzi, chociaż wydawało się, że na ostatnich 600 metrach odpali jeszcze swój legendarny finisz. Początek biegu był jednak zbyt szybki, ostatnie 12 kilometrów biegu Kenenisa pokonał powyżej tempa 3:00/km. To nie był Berlin, gdzie na finiszu przyspieszył do poniżej 2:50/km. Na mecie stracił do zwycięzcy 9 sekund i był wyraźnie wściekły. W wywiadzie powiedział, że problemem w biegu były nowe buty Nike, które przyczyniły się do powstania odcisków, przez co nie biegł odpowiednio rozluźniony.
Daniel Wanjiru, który wygrał w czasie 2:05:48, nie jest spokrewniony z nieżyjącym mistrzem olimpijskim w maratonie. Dla Kenijczyka to największy sukces w życiu po wcześniejszym zwycięstwie w Amsterdamie oraz półmaratonie w Pradze. Jest on typowym przykładem współczesnego ulicznego łowcy nagród z Kenii – nigdy w życiu nie startował na bieżni. Rekordy na krótkich dystansach ma jednak imponujące – 27:43 na 10 kilometrów i 59:20 w półmaratonie. Do życiówki maratońskiej – 2:05:21, zabrakło w Londynie niecałe 30 sekund.
Trzecie miejsce zajął fenomenalny debiutant, Kenijczyk Bedan Karoki, wicemistrz świata w półmaratonie. Jego pierwszy maraton trzeba uznać za udany. Mimo szaleńczego początku ukończył go na wysokim miejscu z niezłym czasem – 2:07:41. Do ogromnej niespodzianki doszło dalej w stawce, w mistrzostwach Wielkiej Brytanii. Startujący z amatorami Josh Griffiths, lokalny zawodnik, osiągnął czas 2:14:49 i uzyskał minimum na mistrzostwa świata. Dla porównania, polskie minimum to 2:11:15, kompletnie zniechęcające najlepszych polskich maratończyków nawet do próbowania. Warto zwrócić uwagę, że klubowe bieganie w Wielkiej Brytanii stoi na bardzo wysokim poziomie. Kolejni biegacze osiągali czasy 2:16, 2:17, 2:17, 2:17, 2:17, 2:19 i są to zwykle typowi amatorzy, trenujący po pracy lub łaczący bieganie ze studiami. Zawstydzili swoich słynnych kolegów z reprezentacji, odnoszących do niedawna duże sukcesy – Andrew Lemoncello, który po połówce w 1:06:21 zakończył rywalizację z wynikiem 2:24:11 i Chrisa Thompsona (1:06:42 i 2:24:11).
W poniższym wideo obejrzysz finisz Wanijru i Bekele: