Najgorętszą historią biegowego weekendu jest dyskwalifikacja Adama Kszczota podczas Drużynowych Mistrzostw Europy, które odbyły się w Lille we Francji. Rozbieramy historię na czynniki pierwsze, pokazując zdjęcia.
Polska zajęła w DME wysokie, drugie miejsce, ale nasi reprezentanci narzekali na poziom sędziowania. Ewa Swoboda i Karolina Kołeczek zostały zdyskwalifikowane za falstarty, a Adam Kszczot za obieganie innego zawodnika po trawie. O ile historie sprinterek są dość jednoznaczne – falstart mierzy specjalna aparatura i wystarczy drgnięcie w blokach, aby ją uruchomić – tak historia Adama podlega pewnej interpretacji, jako że pozwalają na nią przepisy. Dodajmy, że dyskwalifikacje pozbawiły Polaków szans na zwycięstwo w klasyfikacji generalnej.
Sam przebieg biegu na 800 metrów mężczyzn był dziwny, bo sędziowie zawalili mocno z oczyszczeniem bieżni. Podczas drugiego okrążenia na pierwszym torze stało wielkie pudło, które zawodnicy musieli obiec, jak widać na zdjęciu poniżej:
Wydaje się jednak, że nie miało to wpływu na późniejszą sytuację. Zawodnicy obiegli przeszkodę, nie zmieniając szyku. Po wolnym pierwszym okrążeniu Adam Kszczot znalazł się w środku stawki, przy wewnętrznej części toru. Po prawej stronie miał stłoczoną grupę przeciwników. To dla biegacza sytuacja mocno niekomfortowa w momencie, gdy chce wyprzedzać. Tymczasem w tej stawce Adam był zdecydowanie najmocniejszym zawodnikiem, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Przy odpowiednim rozegraniu wygrałby tu w 10 powtórzeniach na 10 tego samego biegu. Niestety, Polak popełnił błąd, dając się zamknąć. Jego zwyczajowa taktyka w takiej sytuacji polegała na rozpoczęciu wyścigu na końcu, przesunięciu się na prostej po 300 metrach, wyjście na czoło wyścigu i pozostawanie od zewnątrz. Tym razem Adam dał się zamknąć w środku stawki wyraźnie wolniejszych biegaczy.
250 metrów przed metą, na prostej przeciwległej do mety, Polak chciał przyspieszyć, ale nie miał do tego miejsca. Zgodnie z przepisami powinien dać się wyprzedzić wszystkim i obiec całą grupę. Ewentualnie próbować się przebijać przez tłum po prawej stronie. Polak wybrał jednak inne rozwiązanie – rozepchał łokciem prowadzącego Francuza i próbował się przecisnąć po wewnętrznej stronie. Feralne pół sekundy wyglądało tak:
Na zdjęciu powyżej Adam po zderzeniu łokciem z Francuzem wypada poza tor. Przed rozpoczęciem wyprzedzania Polak był za przeciwnikiem – to ważne. Francuz nie chciał go puścić i nie miał takiego obowiązku. Podobnie jak na drodze, to wyprzedzający musi się upewnić, że ma miejsce na wykonanie manewru. Różnica polega tylko na tym, że na bieżni wyprzedzany może przyspieszać i nie ma potrzeby sygnalizowania zamiaru. Dalej:
Adam wykonuje pierwszy krok na trawie i zaczyna wyprzedzać rywala. To kluczowe – gdyby tylko wypadł i w tej sytuacji się nie przesunął, czyli nic na niej nie zyskał, sędziowie mogliby darować przewinienie. Niestety, Polak wykonuje kolejny krok:
Po czym rozpoczyna powrót na bieżnię, aby znaleźć się przed Francuzem:
Dla pewności można cały manewr obejrzeć z innej strony – sytuacji przed i po jego wykonaniu. Oto sytuacja zanim Adam zaczął atak:
Polak jest za rywalem, tor nie jest całkowicie wolny, ale widać niewielką lukę. Adam postanowił spróbować się w nią wcisnąć. Francuz nie miał zamiaru na to pozwolić. I oto zaczyna się wyprzedzanie:
Adam Kszczot wbiega we Francuza od tyłu i uderza go łokciem, on leci w bok, ale po chwili wraca i odpowiada tym samym. Natomiast po zakończeniu sytuacji całość wygląda tak:
Adam Kszczot znajduje się przed Francuzem. Widzimy więc, że sędziowie nie mogli podjąć innej decyzji. Polak próbował obiec rywala w niedozwolony sposób, uderzył go łokciem, próbował wypchnąć z toru i w efekcie kolizji wyprzedził po trawie, w sposób niedozwolony. Najbardziej kontrowersyjna decyzja biegowa weekendu okazuje się być sprawiedliwa – Polak został zdyskwalifikowany za realne przewinienie. Można dyskutować, na ile rozproszyło go stojące na bieżni pudło, o ile był mocniejszy od przeciwników, czy można było nie zgłaszać faulu, ale w gruncie rzeczy dla efektu końcowego nie ma to znaczenia. Za niewłaściwe wyprzedzanie odpowiada tylko Adam. Popełnił błąd, ale w tak szybkim biegu na bieżni to sprawa normalna. Nie ma ludzi bezbłędnych, a tego typu sytuacje, kiedy wygrywa zawodnik teoretycznie słabszy, tylko nadają rywalizacji kolorytu. Gdyby było inaczej, nie trzeba byłoby rozgrywać wyścigów, tylko przyznawać punkty przed, za same życiówki.