Cumulus vs The North Face – ocieplany pojedynek
Zima jak dotąd nawet w górach była łagodna. Śniegu było mało, większy mróz utrzymywał się przez krótki czas, ale w górach – i to niekoniecznie tych najwyższych, czyli Tatrach – ludzie borykali się z hipotermią. Cumulus Climalite Full Zip oraz The North Face Thermoball Hooded to kurtki, które mogą ustrzec przed nadmiernym wychłodzeniem.
Bieganie zimą po górach jest przyjemne. Oszronione lub ośnieżone drzewa, iskrzący się śnieg czy szczyty spowite białą pokrywą sprawiają, że aktywność w takich warunkach jest jedyna w swoim rodzaju. Trzeba jednak mieć świadomość, że niesie za sobą większe ryzyko niż bieganie w mieście po parku. Największym niebezpieczeństwem jest wychłodzenie, które może być niebezpieczne. Aby do niego nie dopuścić, warto mieć w wyposażeniu awaryjnym ciepłe ubranie.
Tu się pojawia jednak problem bowiem sprzęt biegacza powinien zajmować jak najmniej miejsca i być możliwie lekki, co zawęża poszukiwania. Bluzy polarowe czy odzież wełniana co prawda całkiem skutecznie izolują od zimna, ale ze względu na ciężar i objętość się nie sprawdzą. Puch wydaje się idealny, jest najlepszym możliwym izolatorem i jest fenomenalnie pakowny, ale puch nie lubi wilgoci, a w czasie wzmożonej aktywności człowiek wytwarza znaczne ilości potu. Najlepszym rozwiązaniem jest więc syntetyczna ocieplina, często nazywana sztucznym puchem, czyli rozwiązanie pośrednie między naturalnym puchem a choćby „polarami”. Nowoczesne ociepliny w dalszym ciągu ustępują puchowi jeśli chodzi o izolację i kompresję, ale są coraz bliżej i są jednak znacznie lepsze od „polarów”.
Climalite od Cumulusa oraz Thermoball od The North Face zostały wypełnione właśnie takimi syntetycznymi materiałami. W polskim produkcie użyto ociepliny Climashield Apex, a w amerykańskim chyba najbardziej znanej, czyli Primaloft, tyle że w specjalnym dla The North Face wydaniu Thermoball. Oba te materiały są od siebie bardzo różne i można się tego domyślić już po wyglądzie kurtki. Climashield jest wykonany z włókien ciągłych w przeciwieństwie do Primaloftu. Oznacza to, że ocieplinę wystarczy przyszyć do materiału w kilku miejscach i będzie się ona trzymała jak należy. Primaloft Thermoball nie jest ciągły i musi być traktowany jak puch, czyli wymagana jest duża liczba komór, co znacząco zwiększa liczbę przeszyć. Przeszycia są pozbawione ocieplenia, a dodatkowo przepuszczają powietrze, co może pogarszać walory izolacyjne.
Jak widać, TNF po spakowaniu jest znacznie wyższy. Fot. Jarosław Sekuła
Pakowność
Jest to jeden z najważniejszych parametrów sprzętu biegowego, ważniejszy nawet od wagi. Większego o 100 g ciężaru możemy nie odczuć, ale brak kurtki, bo nie zmieściła się do małego plecaczka, może być odczuwany aż za bardzo. Obie kurtki dobrze się kompresują, ale Cumulus jest w tej kwestii znacznie lepszy, choć nie wynika to tylko ze zdolności ociepliny do zmniejszania objętości. Produkt z Gdyni otrzymał woreczek kompresyjny, taki jaki otrzymujemy przy śpiworze (oczywiście w odpowiednio mniejszym rozmiarze), zaś rywal pakuje się do swojej kieszeni.
Po spakowaniu kurtki do woreczka jest ona bardzo mocno zbita i zajmuje niewiele miejsca. Rozwiązanie to sprawdza się świetnie, dopóki woreczka nie zgubimy, co może się zdarzyć, gdy będziemy wyciągać kurtkę na wietrze. Amerykański produkt spakowany do kieszeni nie jest skompresowany tak mocno, całkiem łatwo można go mocniej skompresować rękoma do rozmiarów zbliżonych Cumulusowi. Co więcej, kurtka wchodzi do worka od Cumulusa. Zdolność kurtek do uzyskania niewielkiej objętości jest więc bardzo podobna, ale w Cumulusie niewielkie wymiary po spakowaniu otrzymujemy w standardzie, a w The North Face trzeba pokombinować i kupić specjalny worek.
Pozostaje kwestia trwałości wypełnienia, a na to kompresja ma znaczny wpływ. Im częściej i mocniej kompresujemy kurtki, tym ocieplenie bardziej traci swoje właściwości. Climashield Apex jest zbudowany z ciągłych włókien, co ma znacząco podnieść trwałość (opinie użytkowników przynajmniej częściowo to potwierdzają), dlatego być może producent zdecydował się na możliwość tak mocnej kompresji, co w przypadku Primaloftu mogłoby się jednak skończyć zbyt szybkim zużyciem.
Średnica w przypadku Cumulua też jest mniejsza, ale jak się okazało termokulki spokojnie można spakować w worek od Climalite’a, trzeba go tylko mieć. Fot. Jarosław Sekuła
Waga
Obie kurtki posiadają bardzo minimalistyczną budowę. Są co prawda kieszenie, w niektórych miejscach nawet ściągacze, ale generalnie są to bardzo proste kurtki, co zapewne miało na celu uzyskanie niskiej wagi, która wynosi w przypadku TNF 387 g, a w przypadku Cumulusa 360 g. Różnicę 30 g ja uznaję za pomijalną, dużo ważniejsza jest jednak objętość.
Ochrona przed wiatrem
Tego typu kurtki mają przede wszystkim zapewniać ciepło, ale przy okazji bardzo dobrze chronią przed wiatrem. Materiał w przypadku obydwu kurtek bardzo dobrze chroni przed powiewami i przewiewania nie miałem okazji odczuwać, ale jednak kurtki nie zapewniają takiej samej ochrony. Za różnicę odpowiada kaptur, który w górach jest niezwykle przydatny. W Climalite posiada on regulowany stoperami ściągacz, dzięki czemu leży jak dopasowana czapka. Zapewnia ciepło i niestraszny mu żaden wiatr, jest tak ja być powinno. W The North Face kaptur nie posiada ściągacza ani nawet gumek, więc zapewnia ciepło głównie wtedy, gdy nie wieje. W czasie porywistego wiatru za dużo powietrza dostaje się pod kaptur, a czasem jest on nawet zwiewany z głowy. Ten element wymaga bardzo solidnego dopracowania.
Ta jedna gumka i stoper które posiada Cumulus (po lewej) robi ogromną różnicę. Fot. Jarosław Sekuła
Właściwości izolacyjne
Obie kurtki posiadają całkiem zbliżoną wagę, oraz podobną objętość po spakowaniu, choć po wypakowaniu to Cumulus wydaje się zajmować większą objętość. Rozpręża się jak śpiwór i wydaję się niezwykle puszysty, podczas gdy Primaloft znacznie bardziej zbity. Większa objętość i puszystość powinna świadczyć o jego lepszych właściwościach termicznych. Tak jednak nie jest, a przynajmniej nie w każdej sytuacji. Primaloft wydaje się zapewniać wyższy komfort cieplny, daje lepszą izolację od zimna. Nie jest to duża różnica, ale podczas użytkowania w bardzo zimnych warunkach wydawało się to odczuwalne, było po prostu cieplej.
Aby się przekonać, czy odczucia nie mijają się z prawdą, zrobiłem prosty test. Do dwóch słoików nalałem ciepłą wodę o tej samej temperaturze po czym zakręcony słoik wstawiłem do rękawa. Po czterech godzinach różnica w temperaturze wody wynosiła 1,2 stopnia Celsjusza na korzyść The North Face. Aby się upewnić, powtórzyłem próbę dwa razy, uzyskując różnicę 0,6 oraz 0,8 stopnia Celsjusza. Oczywiście nie było to badanie laboratoryjne, różnice w temperaturze nie były gigantyczne, ale jednak pokazały lepsze działanie ociepliny w TNF.
Wydawać się więc może, że w tej kwestii zwycięstwo jest jednoznaczne, ale nieco tej przewagi traci, bowiem kurtka to nie sam materiał – to także krój, a ten w tym przypadku ma duże znaczenie. Kurtka da nam ciepło, gdy przylega do ciała, a dopasowanie lepiej wyszło Cumulusowi. Polski producent nie przewidywał, że jego kurtkę założy ktoś z mocno wyćwiczonym mięśniem piwnym, dlatego jeśli kurtka będzie dobrze leżała na klatce, to zazwyczaj w dolnej części ciała również. W przypadku Thermoballa jest nieco inaczej. Kurtka może dobrze leżeć w górnej części ciała, a na brzuchu upchniemy jeszcze niewielką poduszkę. Ściągacze ze stoperami co prawda zapobiegają nadmiernemu podwiewaniu, ale sporo energii idzie na ogrzanie tej pustej przestrzeni. Mając na grzbiecie plecak, nie będziemy tego zbytnio odczuwać, bowiem szelki plecaka i inne paski docisną kurtkę do ciała. Gdy założymy kurtki bez plecaka, to szybciej wydaje się grzać Cumulus, ale finalnie – gdy już ogrzejemy całą przestrzeń – i tak będzie cieplej w TNF (choć dłużej to potrwa).
Obydwie kurtki jak na swoje niewielkie wymiary i wagę są naprawdę ciepłe. Potrafią odizolować od zimna nawet w czasie potężnego mrozu i wiatru. Obie kurtki są w stanie dać taki komfort cieplny, że gdy założy się je na strój biegowy (bielizna + bluza), można wytrzymać nawet w bardzo niesprzyjających warunkach, jakie panują choćby na Babiej Górze, która była doskonałym poligonem testowym. TNF da nam więcej ciepła, ale gdyby na wysokości brzucha była lepiej dopasowana, to zwycięstwo byłoby bardziej okazałe.
Mankiety wyposażone są w gumki, które jednak nie zapewniają pełnej szczelności. Przy porywistym wietrze nieco powietrza dostaje się do środka. Fot. Jarosław Sekuła
Oddychalność
Tego typu kurtki nie są przeznaczone stricte do biegania (intensywna aktywność w warunkach zimowych), ale w tej roli lepiej spisuje Cumulus. Już sam lepiej dopasowany krój bardziej zachęca do ruchu. W czasie wzmożonej aktywności, np. na podejściu czy podczas biegu, trudniej jest się zapocić, komfort jest nieco wyższy i utrzymuje się przez dłuższy czas. O codziennym zimowym bieganiu na nizinach lepiej zapomnieć, do tego się nie nada, ale wtedy, gdy warunki są ciężkie, zaczyna się robić coraz lepiej. W momencie pojawienia się wiatru i mrozu kurtka pokazuje siłę, można się poruszać całkiem dynamicznie, czując przyjemne ciepło, ale niekoniecznie pot.
W Thermoballu łatwiej się przegrzać, pot znacznie ciężej odpuszcza wnętrze, co w połączeniu z nieco lepszą izolacją sprawia, że szybciej się zagrzejemy. Lepsza termika, a nawet szybsze łapanie temperatury (z plecakiem) to spory plus, więc po założeniu np. na szczycie organizm szybko się ogrzewa, ale już w czasie zbiegu, nie mówiąc o podejściu, częściej trzeba się rozpinać, żeby odparować. Kurtka lepiej się sprawdzi jako awaryjna, która czeka w plecaku, aż warunki zrobią się fatalne i dopiero wtedy wyląduje na ciele, podczas gdy polski produkt sprawdzi się także w szerszym zakresie biegania. Całe szczęście według producentów obie kurtki nawet zawilgocone dalej izolują od zimna. Co prawda nie moczyłem ich, żeby sprawdzić, czy to prawda, ale wilgoć od padającego śniegu (materiał wierzchni nasiąknięty) i pot nie spowodowały odczuwalnych różnic, więc nawet jeśli je zapocimy, to przynajmniej część swoich właściwości utrzymają.
Nie zawsze jest to standardem w przypadku lekkich kurtek, ale zarówno Cumulus, jak i The North Face posiadają solidną listwę pod zamkiem, która chroni przed przewiewaniem i utratą ciepła. Fot. Jarosław Sekuła
Podsumowanie
Obie kurtki nadają się jako zabezpieczenie do biegania zimą w górach, ale to Cumulus jest zwycięzcą starcia. Co prawda nie izoluje aż tak dobrze, ale w innych kwestiach okazuje się lepszy. Pomijając ocenę kroju, bo jest to mocno subiektywne, lepszy jest kaptur, wymiary po spakowaniu, oddychalność oraz waga. Szczególnie oddychalność ma duże znaczenie, bowiem dzięki temu kurtka staje się bardziej biegowa niż Thermoball. Cumulus jest bardziej uniwersalny i sprawdzi się zarówno w niższych, jak i wyższych partiach gór; Thermoball najlepiej nada się na te najzimniejsze dni w wysokich partiach. Thermoball jest naprawdę przyzwoitą kurtką, ale Cumulus jest po prostu świetny.