Sprzęt > Buty do biegania > Sprzęt
Bosy ogień. Buty do biegania Vivo Barefoot Trail Freak [TEST]
Vivo Barefoot Trail Freak. Fot. Vivobarefoot.de
Są szalenie efektowne. Czerwone jak szybkie auto i kark spieczony słońcem. Są też niebezpieczne dla łydek jak wściekły kundel i jak kundel mogą okazać się Twoim najlepszym kumplem na szlaku.
Jeśli chodzi o konstrukcję to łatwiej powiedzieć czego brakuje niż co w niej jest. Na pewno brakuje pianki. Bo wygląda na to (nie kroiłem butów), że nie ma jej wcale. Pomiędzy stopą a gumą jest tylko wkładka i warstwa materiału przykrywającego gumę. Do tego wkładka jest cienka i bardzo elastyczna. A dobrze wykończone wnętrze pozwala nawet na to by się jej pozbyć i biegać jeszcze bliżej podłoża.
Podeszwa zewnętrzna z klockami bieżnika o wys. 4,5 mm odpowiada nie tylko za dobrą przyczepność buta do podłoża. Jej zawinięte boki mają stabilizować dodatkowo stopę w bucie, tak by nie przesuwała się nadmiernie względem niego. To bardzo ważne w momencie gdy biegnie się po nierównościach. Bieżnik ma chwytać grunt, a stopa nie może uciekać z buta. Od wewnętrznej strony znajduje się niewielkie usztywnienie z tworzywa – pomaga utrzymać kształt buta, tak by nie kłapał w trakcie biegu, daje też niewielkie wsparcie dla łuku stopy, a także ochronę przed uderzeniami. Podobne wzmocnienie spotykałem wcześniej w Vibram Five Fingers Spyridon.
Vivo Barefoot Trail Freak – bardzo elastyczny but. Fot. Vivobarefoot.de
W trail freakach biegałem zarówno po asfalcie jak i po ścieżkach. Po piachu i błocie. Zdarzyło się też lecieć na przestrzał przez las. Przyczepność jest na bardzo dobrym poziomie. Duża elastyczność podeszwy powoduje, że wyższy bieżnik nie jest konieczny. Stopa układa się na nierównościach i but przywiera większą powierzchnią. Biegnąc po piachu czułem jak podrywam drobiny i sypię je sobie po łydkach. Czujesz doskonale na czym stajesz i gdzie jest granica poślizgu. To zasługa braku izolacji.
Wiele osób będzie się bało, że poobija sobie nogi o korzenie, ale to nigdy nie było moim problemem. Dostosowanie do cienkiej podeszwy zajmuje trochę czasu, ale uważam że warto się w to pobawić. Gdy wie się co kryje się pod stopami, łatwiej jest rozwinąć wysoką prędkość. A o przebicie podeszwy jest naprawdę trudno. Jak wspominał Stanisław Marzec – bosy biegacz zasuwający na 10 km poniżej 32 minut – tylko raz zdarzyło mu się skaleczyć na zawodach czy treningu. Człowiek uczy się obserwować podłoże kątem oka i nie ładować łukiem stopy czy piętą po kamieniach i korzeniach. Zresztą przy odrobinie wprawy w trail freakach da się skakać po górach. Może nie wyścigowo, ale treningowo na pewno.
Vivo Barefoot Trail Freak – kąsający podłoże bieżnik. Fot. Vivobarefoot.de
Ponad gruntem
Cholewka jest bardzo starannie wykończona. Nie widać śladów kleju na łączeniach. Nitki się nie strzępią. Nie ma wrażenia taniości materiałów. Frontowy zderzak ma nie tylko namalowany czarny gradiencik, ale dodatkowo małe wytłoczenia w kształt plastrów miodu – ot, taki smaczek. Zapiętak został usztywniony poprzez zawinięcie zewnętrznej podeszwy ku górze i dodanie kawałka sztucznej skóry. Nie krępuje on ruchów. Jest zdecydowanie miększy niż klasyczny kawał plastyku. But nie ma klasycznego języka tylko elastyczną wszywkę z neoprenu. Dzięki temu lepiej przylega do stopy. Sznurówki zaciąga się szybko klipsem, ale jak komuś się spieszy – można wyjść w butach nawet bez zaciągania. Zdecydowanie wygrywają gdy muszę wybiec na dwie minuty ze śmieciami.
Bieganie
Łyda. Przede wszystkim ona. Nie podeszwa tylko Achilles czuje, że mamy do czynienia z minimalizmem. Brak usztywnień powoduje, że palce mocno pracują i ciągną za rozcięgno podeszwowe, to z kolei zmusza do roboty łydkę. Cała nasza machina amortyzacyjna pracuje na pełnych obrotach. To fajne uczucie – po przesiadce na trail freaki czujesz dokładnie gdzie rodzi się Twoje wybicie, gdzie jest punkt lądowania i na czym polega tłumienie wstrząsów przez ciało.
Najdalej biegałem w nich 20 km w tempie maratońskim. Następnego dnia czułem, że nogi są dużo bardziej zmęczone niż w klasycznych startówkach z 3 mm dropem i cienką warstwą pianki. Są po prostu ekstremalne. Używam ich na codzienne rozbiegania o niskim tempie. Producent twierdzi, że w trail freakach można się rozpędzić i ścigać, ja jednak jestem zdania, że dużo lepiej sprawdzają się na spokojnych treningach. Takich gdzie urządza się pogaduchy, a nie takich gdzie powtarza mordercze interwały.
Vivo Barefoot Trail Freak – konstrukcja buta i widoczny bieżnik. Fot. Vivobarefoot.de
Na palce jest sporo miejsca – mogą się swobodnie rozłożyć i wyginać. Jedyne co wzbudza moje zastrzeżenia, to słaba elastyczność cholewki w tej okolicy. Czuję, że materiał się w tym miejscu punktowo załamuje. Można by pozbyć się usztywnień i uzyskać wyższy komfort, ale z kolei zostawienie siatki w punkcie zgięcia wiązałoby się ze zmiejszeniem trwałości. Można by ewentualnie zrobić wstawkę z miękkiego nylonu (jak to zrobił inov-8 w pokrewnym modelu trailroc 150).
Sama siatka dobrze odprowadza wilgoć i ciepło. Nawet w upałach powyżej 30°C nie czułem żeby mi się stopy przegrzewały (a przynajmniej nie prędzej niż reszta ciała). Dobra jakość wykończeń pozwala używać butów bez skarpet, jednak ja tego nie lubię. Za szybko buty łapią zapach i trzeba je często prać.
Na zakończenie
Vivo Barefoot to marka mało w Polsce znana, a szkoda. Specjalizuje się w butach o zerowym spadku i cienkich podeszwach. Ma w ofercie nie tylko sprzęt biegowy, ale także buty do chodzenia na codzień. Nawet supercienkie pantofle do garnituru. Po co? Po to by przez cały czas rozciągać łydkę i układać stopę w naturalnym położeniu. Tak jak zostaliśmy stworzeni, a nie tak jak zmusza nas obcas.
Polecam trail freaka jako trzecią czy czwartą parę w szafie. Zwłaszcza na letnie upalne treningi, gdy tempo nie jest tak istotne, a liczy się fajny teren. Dobrze trzymają się gruntu, wymuszają poprawną technikę biegu, są dobrze wykonane i dają sporo radości z biegania.
Gdzie można je kupić?
zalando.pl – 469 zł
pl.vivobarefoot.de – 120 euro