Sprzęt > Buty do biegania > Sprzęt
Buty do biegania New Balance MT10V2 – terenowe minimusy
New Balance MT10v2. Fot. Paweł Ignac
Niedawno opisywałem szosowe Minimusy czyli MR10v2, a teraz wreszcie nadszedł czas na trailówki. Model MT10v2 to propozycja New Balance na minimalistyczne bieganie w terenie, ale bez popadania w ekstremum.
Z szosówkami nie za bardzo się polubiliśmy, ale chociaż MT należą do tej samej rodziny to na szczęście nie są do siebie za bardzo podobne.
To co łączy te dwa modele to 4 mm spadek pięta-palce oraz niska waga – MT10v2 w standardowym rozmiarze ważą około 175 gramów. O dziwo, bo to przecież dwa przeznaczone na różny teren buty, podobny jest również bieżnik, ale na tym podobieństwa się kończą.
Pierwsze wrażenia
Przede wszystkim buty są „proste” tzn. nie są tak wyprofilowane jak Minimus Road, które wywołują efekt, który nazywam sztuczną pronacją i co praktycznie uniemożliwia mi bieganie w nich. Już gołym okiem widać, że tutaj wszystko jest w normie.
Cholewka wykonana jest z przewiewnej siateczki, która nad przodostopiem oraz wokół pięty wzmocniona jest gumowymi paskami. Paski te nawet nie tyle, że wzmacniają cholewkę, co pomagają lepiej trzymać stopę. Niektórzy narzekają, że – szczególnie pasek nad przodostopiem – obciera, ale ja szczerze mówiąc w czasie biegu nawet ich nie czuję. Czuję za to, że stopa jest faktycznie stabilna.
New Balance MT10v2. Fot. Paweł Ignac
Wnętrze cholewki wykonane jest z materiałów przyjaznych bieganiu bez skarpet. Ja osobiście preferuję dodatkową warstwę ochronną dla skóry, ale jeżeli ktoś „woli bez” to w Minimusach może to uskuteczniać. Przód buta jest również wystarczająco obszerny, aby w żaden sposób nie krępować palców.
Poza tym cholewka nie odznacza się niczym nadzwyczajnym. Mamy tutaj tradycyjny język, zwyczajne sznurówki. Zapiętek rzecz jasna nie jest usztywniany.
Podeszwa, jak już pisałem, ma 4 mm drop – 12,5 mm grubości pod piętą i 8,5 mm pod palcami. Jest elastyczna, ale nie aż tak, jak można by się spodziewać po takim chudzielcu. W mojej ocenie testy kaloryferowe przechodzi na czwórę.
Dla wprawionych w bojach biegaczy-minimalistów taka grubość podeszwy to żadne wyzwanie, ale jeżeli nie mieliście do tej pory do czynienia z tego typu kapciami – przygotujcie się na nowe doznania. Vibramowa guma chroni co prawda do pewnego stopnia przed kamieniami itp., więc nie jest ekstremalnie, ale trzeba pamiętać, że amortyzacji nie ma tam zbyt dużo.
New Balance MT10v2. Fot. Paweł Ignac
New Balance MT10v2 moglibyśmy uznać za bardzo udane trailówki, gdyby nie… No właśnie, jest pewne „ale”. Bieżnik. Według mnie buty przeznaczone typowo do biegania w terenie proszą się o bardziej agresywny bieżnik. Patrząc na podeszwę w modelu terenowym i szosowym Minimusów widzimy, że różnica nie jest zbyt wielka. W obu modelach mamy podobne heksagonalne panele, które zapewniają co prawda przyzwoitą przyczepność nawet na mokrej nawierzchni, ale ja chciałbym, żeby terenówka miała jednak chociażby zalążek bieżnika, który mógłby zaczepić się o podłoże jak np. Merrell Trail Glove 2.
Z drugiej strony, możemy potraktować to jako zaletę, bo dzięki temu MT10v2 równie dobrze nadają się do biegania po asfalcie i chodnikach. Reasumując, Minimusy sprawdzają się dobrze na w miarę normalnych ścieżkach, ale średnio w błocie, glinie i innych nawierzchniach, które wymagają butów w stylu glebogryzarki.
W biegu
Minimusy są bardzo wygodne i polubiłem je od pierwszego kilometra. Cholewka przyjemnie okala stopę, dobrze ją trzyma, ale jednocześnie nie krępuje. Czterech milimetrów dropu praktycznie nie czuję, gdyby ktoś powiedział mi, że to „zerówki”, uwierzyłbym.
Parę kilometrów dobiegu do lasu asfaltową drogą nie stanowi żadnego problemu, a w lesie jest już miodzio. Ptaszki ćwierkają, pszczółki bzykają, komary kleją się do spoconej skóry, a ja wesoło śmigam między drzewami. Podeszwa nie chroni nas w 100% przed nierównościami podłoża, ale wystarczająco, aby móc przebiec komfortowo nawet po kamienistej ścieżce.
New Balance MT10v2. Fot. Paweł Ignac
Minimusy są oczywiście dosyć wymagające, ale chcieliście minimalizmu – macie minimalizm. Z drugiej strony, MT10v2 nie są ekstremalne i pozostawiają pewien margines błędu, pole manewru, gdzie można się uczyć i dopracowywać technikę.
Cholewka nie jest wodoodporna, ale nawet kiedy buty były mokre biegło mi się całkiem dobrze i nie odczuwałem w związku z tym większego dyskomfortu. Materiał dosyć szybko wysycha. Wykonanie jest solidne, a materiały dobrze znoszą użytkowanie nawet w ekstremalnych warunkach jak np. pełne zanurzenie w przyjemnie gęstym błocku. Podeszwa również trzyma się dobrze i nie ściera nadmiernie nawet pomimo częstego biegania po twardych nawierzchniach.
Dla kogo i do czego
Moim zdaniem New Balance MT10v2 to buty dla osób szukających „złotego środka”. Pod różnymi względami.
Po pierwsze są to buty niewątpliwie minimalistyczne, które pozwalają nam biegać naturalnie, ale jednak nie są całkowicie pozbawione wsparcia i ochrony. Niewielka amortyzacja i mały drop spodobają się biegaczom, którzy chcą lekkich i elastycznych butów, ale bez popadania w ekstremum.
Po drugie, mało agresywny bieżnik sprawia, że Minimusy są uniwersalne jeżeli chodzi o nawierzchnię i równie przyjemnie co po mało wymagających, leśnych ścieżkach biega się w nich po asfalcie i chodnikach. Trzeba mieć jednak świadomość, że jeżeli potrzebujemy butów na hardcore’owe warunki to lepiej poszukać czegoś innego.
Według mnie są to świetne buty dla osób biegających w urozmaiconym terenie i ceniących sobie nienarzucające się obuwie.
New Balance MT10v2. Fot. Paweł Ignac
Dla zainteresowanych – porównanie z New Balance MR10v2.